ROZDZIAŁ.44

576 33 0
                                    

Teo
-Aż, wszyscy umrą Tomi. Już wiemy co planuje Marcus.

- Jedzie do Miami.

Karina
- To, na co czekamy! Jedziemy i my, nie zostawimy dzieciaków samych.

  Na szybko zorganizowaliśmy,  ochrone dla klubu Teo i toru. Będzie gorąco, a dzieciaków nie zostawimy samych. Musimy to w końcu zakończyć, mam tego już wszystkiego dość. Uwzieli się ba ten cholerny tor, i nie obchodzi mnie ile zapłacę, za ocalenie swojej córki, jestem gotowy na wszystko.  Okej, ja i Karina jesteśmy spakowani w samolocie zadzwonie do Martyny uprzedzić ją, że przylatujemy i musimy porozmawiać, co dalej. Oby ci goście o których wspominał Zahary, nie nawalili.

Tomi
- Gotowa?

Karina
-Jasne. Na miejscu, spotkamy się z Teo i Erickiem. I musimy pogadać z Martyną oraz resztą. Nie możemy, narażać dziewczyn a w szczególności Dakoty.

Tomi
-Ma się rozumieć.

POV.MARTYNA

   Właśnie siedzimy w Mc'D po małych zakupach. Oczywiście Zahary czując wyrzuty sumienia, nie narzekał i dzielnie znosił. Trzy godzinny marsz po sklepach, ale ja...już nie. Więc przez to, siedzimy odpoczywamy i opychamy się, śmieciowym żarciem. Zabraliśmy ze sobą Timona, Maxa i Conora z bratem Timona, oraz małą Julcie. Kto by pomyślał, że "Tax" zakumpluje się z makletem, a " Magnum" będzie dogadywać się z Maxem.

Conor
- Martyna, kieszeń ci dzwoni.

Martyna
-Co?

Conor
-Kiedzeń...dzwoni. Może to ważne, odbierz.

ROZMOWA TELEFONICZNA

Martyna
- Cześć tato, super że dzwonisz. Co u was?...ŻE CO?! JAK TO? DOBRA...ZARAZ WRACAMY DO DOMU...Bez obaw, powiadomie wszystkich...Czekamy.

  Gdy skączyłam rozmawiać, wyłączyłam telefin chowając go, popatrzałam na wszystkich.

Martyna
- Wracamy!

Zahary
- Co się stało, kochanie?

Margaret
- Martyna, co jest? Zbladłaś.

Martyna
-Nie przy dziewczynkach. Zbliża się...

John
-Kogo, me oczy widzą? Czyżby to " Moja" Kochana chrzeąnica? I, ti cała i zdrowa. Słyszałem...

Martyna
-John, daruj sobie tą grzeczność. Nie oddam wam toru...po moim trupie.

John
-Napewno? Bo wiesz ...

Max
-Od kiedy, grozisz swoim...przecież to rodzina.

John
- Już...nie. Tak samo, jak ty, zdrajco.

Zahary
- Dobra. Chodźmy już, nagadałeś się staryszku. A, i przekaż Mattiwo, że jest już T.R.U.P.E.M. i ty też. Do następnego, rychłego. PA.

  Widziałam ten, wściekły wzrok Johna. Stał tam jeszcze dłuższy czas. A wszyscy chichotali pod nosami. Gdy po półgodzinie, dojechaliśmy do domu i dziewczynki, poszły do pokoju Dakoty bawić się, nowymi zabawkami. Wszyscy dorośli, zebrali się w salonie, a ja poszłam do kuchni, zrobić wszystkim ciep£e napoje.

Zahary
- Pomóc Tobie? Co jest, powiesz mi, zaczynam się martwić.

Martyna
- A, czy ty mówisz mi, o wszystkim. Zahary, nie chcę się kłucić, naprawde. A, co się dzieje? Dużo. Za półgodziny, będę tu...mój i twój ojciec, Karina i wuj Erick. A to, wszystko dlatego, iż...Marcus, przyleciał do Miami. On, tu jest.

Zahary
- JA! PIER...DO...LE!!!

Max
- Co wy wyczyniacie, słychać Cię Zahary w salonie.

Zahary
- Twój stary przyleciał.

MY PASSION, MY LIFE.Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora