Rozdział 62 Kopalnie

Start from the beginning
                                    

– Mój królu, czy udzielisz mi tego zaszczytu i ze mną zatańczysz? – zaproponowała. Ona jest chyba głupsza niż mi się na początku wydawało!

Prychnąłem rozbawiony jej prośbą.

– Od kiedy to dama prosi mężczyznę do tańca? – Jej policzki zaczerwieniły się, przyjmując kolor sukienki, którą miała na sobie. – Czy aż tak nisko upadłaś, by musieć błagać kogoś o taniec? – Postawiłem krok w jej stronę, pochylając się nad nią. – Jeśli sam cię o to nie poprosiłem musi to oznaczać, że nie mam na to ochoty, dziewczynko... – wyszeptałem wprost do jej ucha. – Prawdziwa szlachcianka nigdy nie zrobiłaby tego, co ty przed chwilą. Pamiętaj, że to wielki brak szacunku do mojej osoby. – Uśmiechnąłem się mrocznie. – Chyba nie muszę ci mówić, co robię z osobami, które mnie nie szanują, co nie Rain? – mój głos ociekał wręcz furią, rządzą mordu i nienawiścią.

Dziewczyna cofnęła się o krok. Po jej policzkach spływały łzy. Westchnąłem ciężko, rozmasowując swoje czoło. Prawda nieraz okazuje się być o wiele bardziej bolesna niż mogłoby się nam wydawać. Patrząc na nią, nie czuję poczucia winy, a złość. Nie lubię ludzi, którzy nawet nie próbują ukryć swoich słabości. Vivian potrafiła mi się sprzeciwić, walczyć ze mną. Nie wymagam tego od innych, ale gdyby byli mniej wrażliwy, życie stałoby się o wiele prostsze.

– Tak, w-wiem... – wyznała, podciągając nosem.

Przekląłem w myślach, zauważając, że jedna z wysoko urodzonych kobiet spogląda na mnie – według niej ukradkowo – z złością i obrzydzeniem. Łzy, które spowodowałem mogą przyczynić się do plotek. Już to sobie wyobrażam... „Król, był z Elie Rain, ale odrzucił ją!" – brakowałoby jeszcze tego, że dziewczyna byłaby brzmienia i wmówiła wszystkim, że dziecko należy do mnie. Tak bardzo pochłonęły mnie moje myśli, że nim zdążyłem zareagować wargi czarnowłosej dotknęły moich. Trwało to może kilka sekund, – od razu ją od siebie odepchnąłem – lecz i tak przyprawiło mnie o mdłości i wściekłość. Szlachta wokół wpatrywała się w naszą dwójkę z niedowierzaniem, a ojciec szarookiej zmierzał w naszą stronę z uśmiechem na ustach. Nie myśląc dłużej, chwyciłem Elie za kłaki i rzuciłem pod nogi Ediosa. Mam już tego dość...! Nikt, ale to nikt z tych śmieci, nie ma prawa zmuszać mnie do czegokolwiek! W ostatnim czasie zbyt bardzo im pobłażałem.

– Twoja córka... – sapnąłem wściekły. – Nie wychowałeś jej tak, jak należy. Gdyby nie to, że znajdujemy się na sali pełnej ludzi, spróbowałaby zaciągnąć mnie do łóżka! – syknąłem, a wokół mnie pojawiły się płomienie. – Jest śmieciem, nie mającym w głowie ani grama zasad dobrego wychowania – pokręciłem głową. – I ty chciałeś, by coś tak nędznego zastąpiło sens mojego życia? – spytałem, wskazując na płaczącą nastolatkę. – Nie mówię nawet, że nie mam zamiaru żenić się po raz kolejny.

Doradca wystawił przed siebie dłonie, obawiając się, że pożoga go dosięgnie.

– Królu mój, ja... Moja córka na pewno nie zrobiłaby czegoś takiego.

– Dość! – warknąłem, kątem oka dostrzegając jak grajkowie zaczynają się modlić. Tak, błagajcie bogów o pomoc, jednak muszę was rozczarować. Nikt was nie uratuje przed moim gniewem. – Wszyscy tu obecni, nie licząc jeźdźców, żołnierzy i służby, zostają wysłani do kopalni, by odpracować swoje winny. – Na myśl o smrodzie i spaniu na niewygodnych posłaniach, twarze szlachty pobladły. – Wyjątkiem jest nasza Elie i Edios, dla których przyszykowałem coś specjalnego. Elie, – zwróciłem się do niej kuszącym głosem – mniemam, że nawet bez tytułu będziesz chętna rozłożyć przed kimś swoje nogi – przecież to jedyne w czym jesteś dobra, nie uważasz? Tak, dobrze zrozumiałaś. Pozbawiam cię wszystkich tytułów i zakazuje Ediosowi Rainowi pomagania ci. Na dodatek wysyłam cię do jednego z burdeli. Masz trzy godziny na spakowanie swoich rzeczy.

Widziałem ich twarze. Kara dziewczyny przerażała ich. Zrobiłem coś, czego nigdy nawet nie planowałem, lecz cieszyły mnie łzy czarnowłosej. Maliors może być trochę zły, że potraktowałem w ten sposób jego siostrę, lecz mam nadzieję, że przez to nie zacznie zaniedbywać swoich obowiązków.

– Królu, ale to... – ojciec Elie chciał załagodzić trochę sytuacje, lecz nakazałem mu zamilknąć.

– Ty, mój drogi doradco, otrzymasz karę czterdziestu batów, wyrok ma być wykonany natychmiast! – syknąłem, a strażnicy od razu doskoczyli do mężczyzny.

Napawałem się strachem ukaranych, wiedząc, że wiele osób nie pochwaliłoby tego, co zrobiłem. Vivian może i byłaby jedną z nich, jednak nie mam zamiaru ulec nawet niej. Dumnym krokiem skierowałem się do swoich komnat, nakazują wcześniej służbie posprzątać cały ten syf, a także wezwać Veriana.

CDN

Askalon się wkurzył. Biedna szlachta xD Kolejny już w sobotę.

Ps. Głosowanie wygrał Pakt miłości.

(Data opublikowania tego rozdziału: 20.10.17r)

AskalonWhere stories live. Discover now