Rozdział 8 Morderstwo

Start from the beginning
                                    

- Nie myśl o tym zbyt wiele. W zamku nie stanie ci się żadna krzywda - obiecał, a jego słowa ledwo co do mnie dotarły. Byłam zaskoczona jego zachowaniem. Mimo powagi na twarzy jest bardzo miły.

Uśmiechnęłam się. Yiner się mylił, mówiąc, że król jest potworem. Może nie znam go za długo, ale czuję, że w sercu jest bardzo sympatyczną osobą, jednak coś go zraniło i dlatego jest taki oschły wobec innych.

Niespodziewanie powóz zahamował, a ja zostałam wepchnięta mocniej w siedzenie. Pisnęłam cicho. Brwi króla powędrowały do góry. Mimowolnie wyjrzałam przez okno, chcąc dowiedzieć się co jest powodem zatrzymania się pojazdu. Przed karocą stał zamaskowany człowiek z mieczem w dłoni. Z ust niektórych wieśniaczek wydobyły się krzyki przerażenia. Ludzie wycofali się pod ściany swoich domostw. Na ich twarzach malowało się przerażenie. Kim jest ten człowiek?

- Tchórzliwy królu! - krzyknął, a Askalon zazgrzytał zębami, przyciągając mnie do siebie. Ukrył moją twarz w swojej piersi, jakby chciał odizolować mnie od tego wszystkiego. - Wyjdź i walcz ze mną! - zażądał, lecz z ust jeźdźca wydobyło się prychnięcie. Nie wiem dlaczego, ale wydaję mi się, że skądś kojarzę ten głos...

Czarnowłosy szeptał coś pod nosem, gdy nagle rozniósł się kobiecy krzyk. Później było jeszcze więcej krzyków.

- Morderca! - wrzasnął ktoś z tłumu.

Moje serce zabiło mocniej. Nie... To musi być jakiś żart. Ten człowiek nie mógł kogoś zabić, prawda? Mimo, że chciałam by tak było, przeczuwałam, że prawdą jest ten czarny scenariusz.

Askalon puścił mnie i wyciągnął coś z kufra obok. Źrenice mi się rozszerzyły, kiedy zauważyłam miecz. Czarna stal błyszczała niebezpiecznie. Spojrzałam na mężczyznę przerażona, jednak na jego twarzy pozostawała obojętność. Wychyliłam się delikatnie i zobaczyłam, że przed nieznajomym ktoś leży, a wokół zakapturzonego jest wielka kałuża krwi. Zaczęłam się trząść. On naprawdę kogoś zabił... Przecież ci ludzie nie zrobili niczego złego, więc dlaczego?! Podciągnęłam nosem, chcąc powstrzymać łzy. Nie mogę okazać strachu; przecież mu to obiecałam.

Odwróciłam wzrok od mordercy i popatrzyłam na szarookiego. Byłam wręcz pewna, że w moim oczach odbija się smutek. Król spojrzał na mnie, a w jego tęczówkach dostrzegłam furie. Nie mówiąc nic, wyskoczył z pojazdu. Przez moment wpatrywałam się w miejsce, w którym kilka sekund temu jeszcze stał. On... Jak poparzona doskoczyłam do okna. Obawiałam się, że jego wysokość może zostać rany.

Askalon stanął przed mordercą, a ten prychnął. Ludzie stojący wokół wstrzymali oddech; ja też to zrobiłam.

- Oh! Tchórzliwy królu, postanowiłeś jednak stanąć do walki? - spytał kpiąco zamaskowany. Zmarszczyłam brwi. Po raz kolejny wydawało mi się, że skądś znam ten głos.

Askalon prychnął, a jego miecz zabłyszczał w promieniach słońca. Broń mężczyzny wydawała się grozić mordercy. To tak jakby ten miecz żył własnym życiem. Z jednej strony to piękne, lecz z drugiej dość przerażające.

- Nazywasz mnie tchórzem, lecz to ty ukrywasz swoją twarz - oznajmił, a zamaskowany wyciągnął z pochwy miecz. Najwyraźniej słowa mężczyzny, wyprowadziły go z równowagi.

Zagryzłam wargę, zauważając, że na broni mordercy widać ślady krwi. Zebrało mi się na wymioty. Zaczęłam szybciej oddychać, chcąc się uspokoić.

W chwili, kiedy miecze po raz pierwszy się ze sobą zetknęły z ust wieśniaków wydobyły się krzyki, mające na celu dopingowanie swojego władcy. Z moich ust jednak nie wydobył się żaden dźwięk. Nie mogłam wspierać Askalona, ponieważ wiedziałam, że nawet jeśli wygra to jego miecz jak i dłonie zostaną zbrukane krwią. Zamknęłam oczy. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Nazywam tego człowieka mordercom, lecz i sam król nim jest. Askalon także zabijał i będzie zabijać. Nie powinna oceniać innych, jeśli i tak prawie każdy jest winny czyjejś śmierci. Oparłam się o siedzenie, a po policzku spłynęła mi łza. Yiner miał rację, mówiąc, że jestem strasznie naiwna i głupia. Mimo swojego świata nie znam świata i widzę tylko to co chce. Jeden straszną ignorantką. Przez całe moje życie nie pomyślałam o tym, że otaczający mnie ludzie mogą być mordercami! To straszne, ale właśnie takie jest życie.

- Niech żyję, król Askalon! - wrzasnął, a ja wyjrzałam przez okno.

Stało się. Jego wysokość zabił tego człowieka. Może mu się nale... Nie, nikt nie zasługuje na to by umrzeć. Nie ważne czego by się dopuścił.

Askalon za pomocą swojego miecza, ściągnął z twarzy martwego maskę. Wszyscy zamilkli, zauważając kto skrywał się pod kapturem. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, kiedy dostrzegłam swojego martwego przyjaciela. Zakryłam usta dłonią, nie chcąc by wydobył się z nich krzyk. Gets nie żyję... Najlepszy przyjaciel mojego brata zginął! Ja... Nie potrafię zrozumieć dlaczego stanął do walki z królem. Przecież...! Nie... On nie mógł być buntownikiem! Przecież to niemożliwe! Ja nie mogę w to uwierzyć! Razem dorastaliśmy i poznawaliśmy świat, więc dlaczego? Z jakiego powodu stanął do walki?

- Czy ktoś wie, kim był ten młodzieniec? - spytał Askalon, a jedne z wieśniaków wyszedł z szeregu i skłonił się; oddając swojemu władcy należyty szacunek.

- To Gets Awerions... - oznajmił cicho. Najwyraźniej wszyscy tu zebrani byli zaskoczeni poczynaniem młodzieńca. Przecież czarnowłosy zawsze wszystkim pomagał, a tu nagle zamordował niewinną kobietę. Gdybym tego nie zobaczyła, najpewniej nigdy bym w to nie uwierzyła. - Syn jednego z biedniejszych z hrabi - wyjaśnił, a młody władca zmarszczył brwi.

- Był szlachcicem? - zapytał, a jego spojrzenie natrafiło na mnie. Zauważyłam, że jego oczy zabłyszczały. - Zresztą, to już nie ważne. Zabierzcie jego ciało i powieście je nad wjazdem do miasta - niech będzie to przestroga dla innych zdrajców. Powiadomicie także jego rodzinę - rozkazał zebranym.

Ludzie natychmiast zabrali się do wykonania poleceń króla. Ja jednak nie byłam wstanie wydusić z siebie żadnego dźwięku. Askalon chwycił swój - ociekający wciąż krwią - miecz i skierował się w stronę powozu. Modliłam się w duchu by nie wszedł do środka z ubrudzonym ostrzem. Nie miałam ochoty patrzeć na krew swojego byłego przyjaciela. Niestety, ale spełnił się ten czarny scenariusz. Król wszedł do karocy z bronią, a ja przełknęłam z trudem ślinę. Od razu pomyślałam, że może i mnie chce zabić, jednak on schował go tylko do kufra, po czym usiadł obok mnie.

CDN

Vivian po raz pierwszy zobaczyła czyjąś śmierć... Współczuję jej. Wiecie co? Strasznie was rozpieszczam! Ten rozdział ma ponad 1500 słów, a jeden z następnych ma już około 1900. Mam obecnie napisane do 11 rozdziału, lecz nie dodam szybciej ;) Muszę mieć je w zapasie, ale nie martwcie się nie zmarnują się ;D Kolejny już w czwartek!

(Data opublikowania tego rozdziału: 20.06.17r)

AskalonWhere stories live. Discover now