Rozdział 21

1.3K 182 24
                                    

Dzień 22

Suga pov.

Wyruszyłem do szkoły szybciej niż zazwyczaj. Mimo tego, że byłem niewyspany i musiałem wstać szybciej, chciałem już wcielić mój plan w życie. Gdy tylko przekroczyłem próg znienawidzonego przeze mnie budynku, udałem się na poszukiwanie trójki, która lubiła utrudniać innym życia. Oczywiście, przyszli praktycznie przed samym dzwonkiem na lekcje i o dziwo udali się do sali. Obserwowałem ich cały ten czas, ale przecież sam miałem obowiązek udać się na lekcje, jeśli chciałem ukończyć tę szkołę z dobrymi wynikami. Miałem tylko nadzieję, że nie będą jakoś szczególnie wychodzić podczas zajęć.

Po lekcji znowu ich odszukałem. I tak działo się co lekcję. Nic nie mogłem na to poradzić. Musiałem w końcu wziąć się za swoje postanowienie. Chciałem pomóc dzieciakowi. W końcu jednak na jednej z przerw, bodajże tej przed długą, wykonali ruch. Zaczepili jakiegoś ktosia, jednak nie miałem pojęcia, z której klasy on był. Ciężko było go rozszyfrować.

Z początku tylko go wyzywali i popychali, ale potem doszło do poważniejszych rękoczynów i to był czas, abym wkroczył do akcji. Boże... Suga bohater uciśnionych, czy coś, ale... JAK TO BRZMI.

- Hej hej koledzy, mogę się do was przyłączyć? - zapytałem z niewinnym uśmiechem oraz rękami w kieszeniach, na co zaprzestali swoich czynności. Spojrzeli na mnie nierozumnie. Chyba jeszcze nie kojarzyli, z kim mają do czynienia...

- Em... Jasne - zgodził się Namjoon, a ja wszedłem pomiędzy nich a chłopaczka. Spojrzałem mu prosto w oczy.

- Pochyl się - wyszeptałem tak, aby tylko on mnie usłyszał, a gdy to zrobił, wykonałem szybki zamach. Trafiłem pięścią prosto w nos "lidera". - Cóż... Dzięki za rozrywkę chłopacy... - powiedziałem i spojrzałem na Jungkooka i Jimina. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a oni ruszyli prosto na mnie. Oczywiście, kim bym był, jeśli nie poradziłbym sobie z takimi półgłówkami? Jasne, siły trochę mieli i nie obeszło się bez szwanku, ale jakoś tak... Nie przeszkadzało mi to, gdy zbierali się nawzajem z podłogi i rzucali we mnie groźbami.

- Jak masz na imię? - zapytałem tego, którego uratowałem.

- Kim Yugyeom - odpowiedział, a ja już wiedziałem, że to nie ten, którego... Właśnie. Którego co? Szukałem? Nie mogłem tego tak nazwać. Chciałem po prostu mieć pewność, że tamten jest bezpieczny...

Młody podziękował mi jeszcze za ratunek, po czym zadzwonił dzwonek i obaj zmyliśmy się na lekcje. Potem nastąpiła długa przerwa, a ja nigdzie nie mogłem znaleźć Nama i jego spółki. Stwierdziłem, że pewnie poszli na wagary i udałem się na schody, aby zobaczyć, czy tajemniczy K.TH. dodał już jakiś wpis do notatnika. Nic takiego jednak nie nastąpiło... Dopiero na następnej przerwie zorientowałem się, jak głupi byłem. 


/nie obrażę się za komentarze, ludzie\

I'm so sorry for my existenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz