Rozdział 11

1.7K 203 22
                                    

Wciąż dzień 15

Suga pov.

Właśnie przechodziłem pustym korytarzem, rzadko uczęszczanym przez zarówno innych uczniów, jak i nauczycieli. Ten odcinek jakiś dziesięciu metrów, na końcu którego znajdowały się schody na dach był moją odskocznią od całego szkolnego zgiełku. Tutaj przynajmniej miałem spokój.

W zimowe dni często siedziałem właśnie tutaj i rozmyślałem. Tak samo w te najbardziej upalne, kiedy to słońce nie dawało spokoju nikomu, a ja go przecież nie lubiłem. Wiosną i jesienią, gdy jego promienie nie parzyły tak bardzo oraz było trochę chłodniej, jednak nie zimno przebywałem właśnie za drzwiami znajdującymi się u szczytu schodów, wpatrując się w niebo. 

Siedziałem sam przez większość swojego życia. Nigdy nie lubiłem towarzystwa innych ludzi, a przynajmniej nie w nadmiarze. Owszem, miałem swoją dwójkę przyjaciół, jednakże obaj byli w innych szkołach, no i oczywiście byli wulkanami energii w porównaniu do mnie. Zawsze weseli i uśmiechnięci. W sumie to nawet nie dziwię się, skąd wzięła się ksywka jednego z nich, a mianowicie - J-Hope. "J" od jego nazwiska, czyli Jung, a Hope, ponieważ dawał innym nadzieję jednym swoim spojrzeniem, a co dopiero uśmiechem.  Na imię miał Hoseok. Był w moim wieku, ale aby rozwijać swoje pasje, przeniósł się już na pierwszym roku do liceum artystycznego, gdzie uczęszczał do klasy tanecznej. 

Cóż, skoro opisałem już jednego z moich przyjaciół, to wypadałoby i drugiego, prawda?

SeokJinnie hyung ukończył liceum wtedy, kiedy ja skończyłem klasę drugą. Teraz był pierwszoroczniakiem, jeśli o studia chodzi. Ten dla odmiany wybrał psychologię i jeszcze na boku robił sobie aktorstwo. Nie mam nawet bladego pojęcia, jak udawało mu się ciągnąć obie te rzeczy jednocześnie, jednak wspierałem go razem z Hoseokiem całym swoim sercem. Oczywiście, często nam matkował i to chyba z tego względu, że był najstarszy, chociaż... Nie, on matkował każdemu, z kim był blisko. 

Niestety, odkąd zostałem sam w tej placówce, nie zagadałem raczej do nikogo i nie utworzyłem nowych więzi, znajomości. Nie odczuwałem takiej potrzeby. Odzywałem się jedynie wtedy, kiedy zachodziła taka potrzeba. Pomińmy już fakt, że najczęściej robiłem to wtedy, gdy czyjeś zachowanie wymagało poważnego skorygowania. To, że wtedy sam ociekałem ironią, sarkazmem i bywałem wredny, to już inna kwestia. W ten sposób stałem się też jedną z tych osób, których w szkole się bano, zaraz obok Namjoona i tych jego przydupasów. Proszę, nie porównujcie mnie do nich. Ja i oni to zupełnie dwa różne światy. Podczas, kiedy oni sieją zamęt w tym budynku i poza nim, ja mam na nich kompletnie wywalone, żeby nie użyć gorszego słówka. Może i miałem twardy charakter, ale przeklinałem tylko w sytuacjach, gdy już nie panowałem nad emocjami, bądź temu podobnych.

Chciałem sobie usiąść na schodach, jak zwykle gdy dzień był chłodniejszy, w dodatku padało, ale w drodze do nich przeszkodził mi zeszyt, który niefortunnie zleciał na moją głowę z szafek (swoją drogą, nie wiem, po co one tu dalej stoją, skoro i tak nikt ich nie używa, a przydałyby się w innym miejscu tej starej budy). Na początku miałem zamiar go odłożyć na miejsce, lecz stwierdziłem, że to mógł być głupi żart ze strony jakiś dzieciaków (bo kto normalny zostawiłby tutaj zeszyt?) i postanowiłem oddać go właścicielowi. Problem był tylko taki, że nawet jeśli się starałem, nie mogłem znaleźć imienia, ani nazwiska jego właściciela. Nie było nawet cholernego numerka klasy i odpowiadającej mu litery, żebym mógł go znaleźć! Wziąłem głęboki wdech. Mówiłem już, że jestem nerwowym człowiekiem? Nie? To teraz to powiedziałem.

Spojrzałem jeszcze raz na szafki, z których zleciał notatnik spoczywający w moich rękach. Czy jeśli byłby to żart, to czy spadłaby tak łatwo? Może ktoś zostawił go tutaj w pośpiechu... Wzruszyłem ramionami do swoich myśli.

Zastanawiałem się, jak mógłbym zwrócić własność jej właścicielowi. Do najłatwiejszych nie będzie to należało, ale... Wahałem się, czy nie przeczytać czegokolwiek z jego cienkich kartek. Był to dla mnie trudny orzech do zgryzienia, ponieważ nie lubiłem wchodzić z butami w czyjąś prywatność, a na zeszyt przedmiotowy raczej to nie wyglądało. W końcu jednak stwierdziłem, że raz kozie śmierć i otworzyłem go na pierwszej stronie, gdzie była już dosyć nietypowa notatka. 

 Do kogokolwiek, kto znajdzie ten zeszyt (o ile znajdzie)

Skoro znalazłeś ten zeszyt, zrób z nim co tylko zechcesz, jeśli jednak dalej będzie leżał w tym samym miejscu, codziennie pojawiać się w nim będą nowe wpisy.

Chcesz go wyrzucić? Proszę bardzo, zrób to. Pojawi się nowy w innym miejscu. 

Pozdrawiam

K.TH.

Już to sprawiło, że ten zeszyt zaciekawił mnie bardziej, niż sam mógłbym to przewidzieć. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim. To było po prostu... Niespotykane? Prawdopodobnie. No i przynajmniej teraz poznałem chociażby inicjały tego, kto to tu zostawił. Jednakże, jeżeli miało to tutaj leżeć, dlaczego nagle spadło?

Cóż, skoro właścicielowi to nie przeszkadza, na co wskazywał pierwszy wpis... Nic się nie stanie, jeśli trochę to poczytam, aby dowiedzieć się czegoś więcej, prawda? 

Przysiadłem na jednym ze stopni schodów, do których wcześniej zmierzałem i oddałem się lekturze. Już po pierwszym wpisie, nie licząc wiadomości do czytelnika, mogłem stwierdzić, że ktoś pisał to od początku tego roku szkolnego, czyli w sumie od niedawna. Dowiedziałem się także, że jest to chłopak, w dodatku rok młodszy ode mnie. Już po tej jednej stronie także mu współczułem. Prawdopodobnie niczym sobie nie zawinił, a był tak traktowany... Ale to nie mój interes, prawda?

Kartki pochłaniałem w zastraszającym tempie. Nie było ich wiele, długością także nie grzeszyły. Zdążyłem przeczytać je wszystkie w przeciągu długiej przerwy. Na ostatniej zatrzymałem się na dłużej, choć i tak często wracałem do poprzednich. Jednakże ta jedna, jedyna wywołała we mnie jakąś iskrę niepokoju. W dodatku, miałem jakieś 99% pewności, że jest ona z dzisiaj. Nawet przeliczyłem wszystkie, kierując się tym, że nie pisze w weekendy, aby potwierdzić swoje przypuszczenia. Nie myliłem się.

Zupełnie nie rozumiałem swojego zachowania względem dzieciaka (bo tak postanowiłem go nazywać w swojej głowie na chwilę obecną), jednakże wiedziałem, że nie ma w życiu łatwo, a Namjoon razem z Jungkookiem i Jiminem wszystko mu utrudniali.

Nie wiedziałem zupełnie, co mam z tym fantem zrobić. Niby miałem wszystko gdzieś, ale coś mi mówiło, że nie powinienem tego tak zostawić. Dzieciaka nie znałem, co utrudniało mi zrobienie czegokolwiek. Musiałbym najpierw chociażby poznać jego imię i nazwisko, potem bym go jakoś znalazł, ale nie ma tu nawet tego. Tak naprawdę mam związane ręce. Chyba, że...

Wyciągnąłem z plecaka długopis i otworzyłem go na pustej stronie. Może chociaż w taki sposób uda mi się wskórać cokolwiek.

I'm so sorry for my existenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz