W lesie z Hagridem

Start from the beginning
                                    

*Draco*

To jakiś cud! Wreszcie, mam pewność, że jej zależy. Poudaję jeszcze wkurzonego. Wybaczyłem jej już dawno. Długo musiałem czekać, żeby zagadała, już chciałem dać sobie spokój, ale wtedy przyszła na błonie. Prosiła, żebym nie mówił nikomu o smoku, wtedy się wkurzyłem, bo myślałem, że chce pogadać o nas.
Swoją drogą, niezły miałem ubaw z Potter'a i reszty. Te ich przerażone miny, kiedy dałem im do zrozumienia, że wiem o NORBERCIE. Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś przemycał do szkoły smoka, w dodatku, żeby tym kimś był pracownik.
Ostrzegłem ją wtedy, żeby dała sobie spokój, ale ona dała się złapać. Byłem taki wściekły... na siebie, gdyby przyłapać ich ze smokiem... chyba bym sobie nie wybaczył gdyby ją wyrzucono.
Skończyliśmy tutaj. Sami. W Zakazanym Lesie. Super.
Przynajmniej nie muszę oglądać Potter'ka i jego wiernej armii - szlamy i rudzielca.

Nie minęło 20 minut, kiedy usłyszeliśmy piski Granger i czerwone iskry. Chciałem rzucić jakimś chamskim tekstem, ale Jess była przerażona, więc sobie darowałem.
- Musimy tam iść - stwierdziła, naprawdę się przestraszyła.
- Hagrid do nich idzie. Dadzą sobie radę - oznajmiłem chwytając ją za rękę i ciągnąc do wyjścia.
Chciałem ją jak najszybciej wyciągnąć z tego lasu.
Poszła za mną, ale niechętnie. Była cała blada i obwiniała się, że zostawiła przyjaciół w potrzebie.
20 minut później wyszedł także Hagrid, szlamcia, Weasley i Potter. Jessica rzuciła się na nich i pytała czy wszystko dobrze.

Kiedy wróciliśmy do dormitorium było ok 24.00. Jess nie odezwała się słowem, chyba była jeszcze nieco wstrząśnięta atrakcjami dzisiejszego dnia. Naprawdę się o nią martwię.

*Jessica*

- To był Voldemort. W lesie widziałem Voldemorta. Snape nie potrzebuje kamienia dla siebie tylko dla niego - opowiedział nam Harry. Ron bladł coraz bardziej z każdym powtórzeniem nazwiska czarnoksiężnika.
- No nie wiem, Harry - wyraziła swoje nieprzekonanie Hermiona.
- Blizna mnie boli, to znak, że jesteśmy w niebezpieczeństwie - stwierdził chłopak.
- Albo to zbieg okoliczności - oznajmiłam.
- Nie, Jess, to coś więcej. Czuję go, jest blisko.
Nie to, że nie wierze Harrem'u, ale zaraz Voldemort? Obok szkoły, w której pracuje jedyny czarodziej, którego się boi? Mało prawdopodobne.

Egzaminy za niedługo, kopię się po tyłku, żeby zdążyć ze wszystkim na czas. Nie boję się eliksirów i zaklęć czy latania, bo z tymi przedmiotami nie mam problemu, ale zielarstwo to coś na czym polegnę. Co prawda biorę w tajemnicy dodatkowe lekcje u Nevill'a, a ja pomagam mu w eliksirach. Idealny układ. Jednak jestem beznadziejna w tych wszystkich roślinach i mam przykre odczucie, że nie zdam z tego przedmiotu.

Kiedy nadszedł czas egzaminów czułam się strasznie, cholernie się bałam. Chyba jak nigdy.

- To było łatwiejsze niż myślałam- mówiła Hermiona.
Denerwowała mnie i Rona, z tego co słyszałam to jemu też nie poszło fantastycznie.
- Na szczęście już koniec z nauką- westchnął ciężko Ron.
Harry wyglądał na bardzo zamyślonego więc wdałam się w rozmowę z Ronem dopóki nam nie przerwał:
- Musimy pogadać z Hagridem. Natychmiast.
- Po co? - zapytałam.
- Czy to nie dziwne, że Hagrid chce smoka i nagle pojawia się ktoś z jajkiem w kieszeni. Chodzi mi o to: ile osób ma przy sobie smoka, to przecież nielegalne.

Zerwał się na nogi i pobiegł do gajowego, a my zaraz za nim.

- Oh, to wy. Wejdźcie. - Zaprosił nas do środka pół-olbrzym.
- Hagrid jak wyglądał ten facet, który dał ci Norberta? - zapytał Harry. Był bardzo zdenerwowany i zadawał gajowemu coraz dziwniejsze pytania, ale z każdą odpowiedzią, wszystko układało się w całość.
- ... no i powiedziałem mu, że takiego Puszka wystarczy tylko uspać. Muzyką najlepiej...
Hagrid się wygadał. Kamień jest w niebezpieczeństwie.

- Snape zrobi to dziś w nocy - poinformował nas Harry, kiedy w pośpiechu wychodziliśmy z chatki. - Idziemy do Dumbledore'a.

Niestety dyrektor wyjechał. Wygadaliśmy się trochę McGonagall, a ta zabroniła nam podchodzić do 3 piętra.
Hermionie też nie udało się upilnować Snape'a.

- Muszę dorwać kamień przed Snape'm - oznajmił nam Harry, był cały blady i wystraszony.
- Nie możesz, wywalą cię - zprzeciwiłam się Hermiona.
- Nie rozumiesz! To jest ważniejsze od szkoły! Jeśli on się odrodzi to nawet nie będzie szkoły! - krzyczał.
- Dobra - chyba dopiero dotarła do mnie powaga sytuacji. - Spotkamy się dzisiaj o 20.00 przy drzwiach na trzecim piętrze.
- Co?!
- Chyba nie myślałeś, że pozwolimy ci tam iść samemu?
- Pewnie, że nie - dodała Hermiona. - Pójdę poszukać coś w moich książkach.

19.30 chciałam wyjść z pokoju niezauważona, ale przesiadywali tam Draco, Blaise i... Pansy.
- Gdzie się znowu wymykasz, Watson? - zapytała Parkinson, kiedy już wychodziłam. - Stracisz kolejne punkty, idiotko - zachichotała.
- Nie twoja sprawa - warknęłam.
Podjęłam kolejną próbę opuszczenia pokoju, kiedy usłyszałam jego głos, tuż przy uchu:
- Za mało masz kłopotów?
- Najwyraźniej brakuje mi adrenaliny - prychnęłam.
Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, szarymi oczami, w których czaił się ból i porażka.
- Zostań tu. Z nami. Ze mną.
Prawie zmiękłam. Gdyby to nie była sprawa całej ludzkości - zostałabym.
- Nie mogę, Draco. Przepraszam.
Zatrzymał mnie.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?- zapytał.
Kiwnęłam głową.
- To zostań.
- Draco, zostaw ją - zawołała wściekła Pansy.
- Nie tym razem - odpowiedziałam mu.
Pocałowałam go w policzek. Musiałam to zrobić, chociaż ten jeden raz. Wyszłam pośpiesznie z salonu.

Slytherin... Where stories live. Discover now