Rozdział 117

820 60 56
                                    

Sprawa z dopalaczami została zamknięta. Tande siedział w więzieniu w Norwegii, a federacja dogłębnie zbadała całą sytuację i dali w końcu spokój Kubie. Do końca czerwca mój mąż ma wolne i siedzi w domu, później wraca do treningów, bo palec nie jest zbyt wielką przeszkodą. Jednak, jak sam stwierdził, mięśnie nie mogą się zastać i codziennie urządza sobie krótkie treningi w ogrodzie. Ja w tym czasie zazwyczaj siadam na leżaku i czytam jakieś książki, co chwilę spoglądając na niego.

Ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Dzisiaj wypadał 24 czerwca, czyli moje urodziny, ale przede wszystkim pierwsza rocznica naszego ślubu. Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Było chwilę po ósmej. Tej nocy spałam wyjątkowo dużo, dzieciaki nie były zbyt aktywne. Miałam na sobie koszulę nocną. Nigdy nie lubiłam koszul nocnych, ale teraz były jedyny wyjściem, bo w koszulki Kuby już dawno przestałam się mieścić. Wolnego nie było obok i już miałam wstać z zamiarem szukania go, ale wbiegł nagle do pokoju i rzucił się na łóżko.

- Wszystkiego najlepszego kochanie - cmoknął mnie w policzek. - I szczęśliwej rocznicy - cmoknął mnie w drugi.

Następnie zawisł nade mną i delikatnie pocałował w usta. Dzieciaki na ten gest momentalnie zaczęły kopać, a ja zaśmiałam się głośno. Kuba tylko pokręcił głową ze śmiechem i podwinął moją koszulę do góry.

- Wy też macie buziaka, zazdrośnicy - ucałował dwa razy mój brzuch i pogłaskał ręką.

To nie był pierwszy raz, gdy maluchy uaktywniały się w momencie naszego pocałunku. Działo się tak za każdym razem i Kuba stwierdził, że są po prostu zazdrośni i też chcą buziaka.

- Dzisiaj nie robimy nic, spędzimy ten dzień na odpoczynku - uśmiechnął się do mnie i przyciągnął moją głowę na swój tors. - Wyspałaś się?

- Wyspałam - przytaknęłam. - O dziwo dzisiaj w nocy nie rozrabiali.

Nasze dzieci miały przestawiony zegar biologiczny. W dzień cisza, w nocy harmider.

- Wiesz - zaczął - w nocy tak sobie myślałem, że my przecież nawet w podróż poślubną nie pojechaliśmy. A tak ci przed ślubem obiecywałem.

- Pojedziemy, nie martw się.

- Kiedy?

- Jak bliźniaki trochę podrosną.

- Kochanie, wtedy to będziemy mieć kolejne maluchy - prychnął.

Zaśmiałam się. Kuba już mówił o kolejnych dzieciach, gdy te pierwsze się nawet nie urodziły.

- Lecę zrobić śniadanie - dał mi buziaka w policzek i wybiegł z sypialni.

Przeciągnęłam się delikatnie i pogłaskałam po brzuchu. Czułam się dzisiaj jakoś tak dziwnie. Nie byłam w stanie powiedzieć, co jest inaczej, ale coś na pewno się zmieniło. Poleżałam jeszcze jakieś pięć minut, po czym wstałam i ruszyłam do łazienki. Łaziłam jak jakiś słoń. Gdy wreszcie tam doczłapałam, oparłam się o umywalkę i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Nagle poczułam silny skurcz i po chwili na udzie poczułam coś mokrego.

- Kuba!

Wydarłam się w niebogłosy, jednocześnie starając się nie panikować.

- Jeszcze chwilka kochanie, zaraz będzie gotowe - odpowiedział.

- Wolny, do cholery! Rusz dupę i przyjdź tu! Aua!

Złapałam się za brzuch i skuliłam pod wpływem kolejnego skurczu. Wspaniały dzień sobie wybrały bliźniaki do przyjścia na świat. Kuba natomiast, gdy tylko usłyszał mój krzyk, rzucił wszystko i w sekundę pojawił się przy mnie.

- Co się dzieje?

Patrzył na mnie nieco przestraszony i zdezorientowany.

- Twoje dzieci postanowiły przyjść na świat.

- Co?

- Rodzę, debilu!

Już za kilka godzin, rodzicami zostaniemy ja i ON.

Kuba Wolny...

*******************************************
Hejka mini Wolni! Mamy niedzielę, mamy rozdział. Co do dzisiejszych skoków, trochę słabiej niż wczoraj. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni. Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, założyłam konto na instagramie! Link jest w moim opisie. Wpadajcie do innych książek. Miłego tygodnia. ❤️

Komentarz = Motywacja

Buzi,

Ola

Do zakochania jeden krok || J.WolnyWhere stories live. Discover now