Rozdział 125

596 50 8
                                    

Dzieci tak szybko rosną. Za szybko. Dzisiaj mamy 24 czerwca i nasze maluchy kończą rok. Ten czas przeleciał w mgnieniu oka. I nas, jako rodziców, ogarnia pewnego rodzaju nostalgia, że te dzieciaki właśnie zakończyły pewien etap w swoim życiu i już nigdy nie będą takie maleńkie. Jednak prócz roczku bliźniaków dzisiaj są też moje urodziny i nasza rocznica ślubu. I Kuba oczywiście o tym nie zapomniał.

Obudziłam się w łóżku sama. O dziwo nie było słychać żadnych jęków czy marudzenia ze strony bliźniaków, jak to bywało każdego ranka. Po chwili drzwi do sypialni się otworzyły i do środka weszły dzieciaki, a za nimi Kuba. Nie wspominałam, że maluchy umiały już samodzielnie chodzić. Co prawda często się chwiały i czasami przewracały, ale już potrafiły przejść dość spory odcinek drogi samodzielnie. Podeszły do skraju łóżka, więc wciągnęłam je do siebie na górę. Kuba przysiadł obok mnie i wręczył mi piękny bukiet róż, który trzymał w rękach.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie.

- Dziękuję, są piękne - zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno się do niego przytuliłam.

Oczywiście odwzajemnił uścisk. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy.

- To na urodziny - pocałował mnie namiętnie w usta. - A to na rocznicę - powtórzył pocałunek.

Uśmiechnęłam się szeroko i zaciągnęłam zapachem róż.

- Czas tak szybko leci, co nie?

Kuba kiwnął głową na potwierdzenie i pomógł Samuelowi zejść z łóżka, bo zaraz by spadł.

- Dwa lata temu się hajtaliśmy, rok temu urodziły się te łobuzy. Zanim się obejrzymy pójdą do szkoły i zaczną dorastać.

- Wtedy będą kolejne małe łobuzy - uśmiechnął się cwaniacko i także Zosię postawił na ziemi.

Pokręciłam ze śmiechem głową, zabrałam kwiaty i wstałam z łóżka. Podążyłam prosto na dół do salonu, żeby wstawić je do wody. Wyciągnęłam wazon z szafki i stanęłam przed zlewem, a do kuchni już wpadły bliźniaki i Kuba za nimi. Nim zdążyłam napełnić wazon wodą, dzieciaki przykleiły się do moich nóg. Wstawiłam kwiaty, odłożyłam naczynie na stół i schyliłam się do moich małych latorośli.

- Czas się szykować na imprezę, co?

Wzięłam chłopca na ręce, a Kuba widząc moje poczynania chwycił dziewczynkę. Sami wtulił się we mnie ufnie, a Zosia zaczęła się śmiać, bo jednodniowy zarost Kuby podrapał jej twarzyczkę. Wolny widząc to, jeszcze bardziej rozśmieszał dziewczynkę i gilgotał ją po brzuszku. Po chwili śmiali się obydwoje, a do nich dołączył zaciekawiony Samuel. To był miód na moje uszy. Widząc trzy najważniejsze osoby w moim życiu takie szczęśliwe, sama momentalnie robiłam się szczęśliwsza. Jak to mówią, gdy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat. Dlatego właśnie te dwa roześmiane głosy naszych maluchów wprowadzały tyle szczęścia i radości do tego domu. I chciałam, żeby tak już było zawsze. Chciałam zatrzymać te maluchy, żeby nigdy nie dorosły. Ale wiedziałam, że to niemożliwe. Dlatego z szerokim uśmiechem patrzyłam na moje dzieci i starałam się zapamiętać każdą chwilę z ich dzieciństwa. Miałam świadomość, że zanim się obejrzymy bliźniaki pójdą do szkoły, staną się nastolatkami, aż w końcu będą dorosłe i pójdą własną drogą przez życie. Ale narazie byliśmy tu i teraz. Teraz, gdy pierwszymi urodzinami naszych dzieciaków mogliśmy cieszyć się ja i ON.

Kuba Wolny...

*******************************************
Hejka mini Wolni! Mamy niedzielę i mamy rozdział. Nadszedł czas, żeby to powiedzieć. Jest to jeden z ostatnich rozdziałów tej historii. Kocham tą opowieść całym sercem i nie chcę jej kończyć, ale wszystko kiedyś ma swój koniec. Planuję napisać drugą część. Nie będę wam zdradzać ile jeszcze rozdziałów zostało do końca. Wpadajcie do innych książek i na instagrama. Miłego tygodnia. ❤️

Komentarz = Motywacja

Buzi,

Ola

Do zakochania jeden krok || J.WolnyМесто, где живут истории. Откройте их для себя