Just A Friend (Harry Styles F...

By camillemontrose

96.7K 3.9K 678

Ona patrzy tylko w przyszłość, ale potrafi żyć tym, co jest tu i teraz. Kylie, wzorowa uczennica, która zmien... More

Rozdział 1.
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Ważna sprawa😧😧😧
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 56
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65.
Rozdział 66

Rozdział 54

745 50 13
By camillemontrose


Otwieram oczy i znów widzę ten sam kryształowy żyrandol. Może trochę się za nim stęskniłam? Światło słoneczne pięknie rozbija się na pojedyncze kolory, a ściany z nijakiego koloru stają się wyjątkowe. Podnoszę się na łokciach i dłonią odgarniam splątane włosy, wzdycham cicho na myśl, że nie zobaczę dziś Harry'ego, a szkoda, to byłoby wejście smoka powrócić do szkoły razem po prawie tygodniowej nieobecności. Oczywiście jednak będzie nie po mojej myśli. Zegarek na ścianie wskazuje godzinę 7 rano, więc jest to ostatni moment bym nie musiała łamać przepisów jadąc do szkoły. Ubieram wygodne dżinsy i koszulkę, a włosy jedynie rozczesuję – nie mam dziś komu się przypodobać. Szybkie tosty, szybka kawa, szybie spakowanie książek i wychodzę z domu. Do perfekcji opanowałam szykowanie się o siódmej rano. Droga płynie mi na spokojnie ze względu na brak korków i podpasowującą mi sygnalizację, w czasie jazdy dzwoni do mnie Hailey, która informuje, że za kilka dni wpadnie do mnie na trochę ze względu na castingi do London Fashion Week. Gadamy o weselu, które było naprawdę wyjątkowe. Samantha była grzeczna, mama się upiła, Harry trochę podpił i co chwilę wyznawał mi miłość, poznał moją rodzinę, polubił się z moim tatą i dziadkiem, zawarł fajną znajomość z Edem, a na sam koniec, gdy wszyscy oglądali fajerwerki zapragnęliśmy zaśpiewać coś w duecie. Padło na Johna Travoltę i Olivię Newton-Jones i ich kultowy przebój z musicalu Grease, pech chciał, że fajerwerki skończyły się wcześniej niż planowano, a my nieświadomi publiczności tańczyliśmy i śpiewaliśmy najlepiej jak potrafimy. Chyba ta prawdziwość Hazzy przemówiła do Simona, bo wymienili się numerami telefonów. Mój wariat szalał jak głupi i już widział siebie i chłopaków na Madison Square Garden, miliony fanek, imprezy do rana na ostatnich piętrach apartamentowców...

Tak wiem poniosło go.

Jego uśmiech na twarzy odlatując z Los Angeles był tylko potwierdzeniem, że to, że poznał moją rodzinkę i moje miejsce było dla niego wielką sprawą... tak jak i dla mnie...

Wysiadam z auta, zamykam je i przechodzę przez parking widząc profesora Blooma, który także idzie w stronę drzwi wejściowych mojej szkoły.

-Dzień dobry panie profesorze!- na mojej twarzy pojawia się naprawdę szczery uśmiech, ale w odpowiedzi dostaję nie to, co zawsze.

-Dzień dobry.- odpowiada cicho, bez słowa mnie mija i wyprzedza na schodach. Jestem zszokowana. Bloom od samego początku, gdy tylko zaczęłam uczęszczać do College London był dla mnie przemiły, czy miał gorszy czy lepszy humor. Musiało się u niego stać coś poważnego... Może sprawy rodzinne... Może jakieś problemy w pracy...

Przy drzwiach spotykam moje dziewczyny i mocno je przytulam, od razu wypytują mnie o wesele taty, proszą o zdjęcia sukienki i opowiedzenie każdego szczegółu uroczystości. Zbywam jednak temat czując, że bardziej ciekawi mnie taka postawa Blooma.

-Laski, coś się działo jak mnie nie było?- pytam je otwierając szafkę.

-Nie, czemu? – pyta Eleanor opierając się o szafkę obok, jak to zawsze robi Hazz.- Poza próbami tańca na bal było bardzo nudno...

-A Bloom? Ma jakieś problemy? Nie słyszałyście jakichś plotek?- pytam, na co one wymieniają się spojrzeniami.

-Z tym to dużo się dzieje...- unosi brwi Alana.

-Co masz na myśli?- pytam wyciągając książkę.

-Ktoś puścił plotę, że on na ciebie leci...- mówi Alana, na co marszczę czoło.

-Że co? Kto to? Dlaczego?- nie wierzę, nawet tu przeniknęła faza Harry'ego, że Bloom coś do mnie. Wzdycham głośno.

-Nie wiadomo kto, ale gdy tylko wyjechałaś do domu stał się bardzo nie miły, arogancki, wymagający...- wylicza Alana, ale to wciąż dla mnie chore.

-...ale dlaczego to jest powiązane ze mną?- pytam.

-...bo wszyscy wiedzieli w szkole, że wyjeżdżasz na ślub taty i że cię długo nie będzie, gdy tylko wyjechałaś stał się taki jaki się stał...- mówi Eleanor przyciskając do biustu książkę.

-Dobrze to nawet jeśli tak jest, jak głoszą plotki, chociaż dla mnie to stek bzdur to dlaczego dziś się tak zachował wobec mnie?- pytam chowając książkę do torebki.

-Jak się zachował?- pyta Alana.

-Zawsze jak mnie widział z daleka krzyczał „dzień dobry", zagadywał, czekał na mnie, żartował, a dziś to ja mu powiedziałam „dzień dobry" i to naprawdę bardzo kulturalnie i tak pozytywnie, a on mi tylko sucho odpowiedział, nie poczekał, tylko poszedł prosto do wejścia.- mówię, na co one wzruszają ramionami.

-To może rzeczywiście problemy mają inne dno...- mówi Alana.

Naszą rozmowę przerywa dzwonek oznaczający rozpoczęcie lekcji, mój telefon wibruje, a na ekranie pojawia się krótka wiadomość od Harry'ego, że mnie kocha, życzy mi miłego dnia i postara się wpaść do mnie wieczorem. Tylko on dziś sprawi, że się uśmiechnę, bo bez niego moja głowa będzie rozmyślań nt. profesora. Może to dziwne, że się tak przejmuję, ale czy tak nie powinien robić każdy przyszły psycholog? Czy nie poszukuje skąd biorą się problemy pacjentów? Czy nie próbuje pomóc się uporać? Może powinnam potraktować Blooma jako formę praktyki?

Hunter prowadzi lekcję i jak zwykle nieprzychylnie się o nas wypowiada, dostaliśmy kolejny przydomek „plankton" – ten akurat bardzo mi się spodobał. Staram się skupić na jego pieprzeniu o filozofiach oświecenia, ale jestem w innym świecie. Chyba tym, który był cieplejszy, piękniejszy, szczęśliwszy.

„Co robisz?"- dostaję smsa od Harry'ego.

„Siedzę na lekcji u Huntera, nudno mi tu samej w ławce... Czemu nie mogłeś dziś być tu ze mną?? L"

„Mamy nagłe terminy koncertów kochanie, a jestem w tyle z próbami i chłopaki sapali, że sobie wakacje robię..."

„...jakby wiedzieli z kim, gdzie i na czym byłeś, pewnie nic by nie mówili..."- odpisuję.

„Pewnie tak, ale już nie będziemy kręcić, bez sensu będą gadać..."

„Co dziś robimy wieczorem? <3"- zmieniam temat i uśmiecham się wiedząc co mi odpisze.

„Niewinnie coś ugotujemy, zjemy, a potem włączymy jakiś niewinny film, którego nie skończymy..."- uśmiecham się szeroko.

„A jeśli film mi się spodoba? :P"- droczę się z nim.

„To mnie nie będzie obchodzić J"

„No dobra, a jeśli spodoba się tobie?"

„To zrobimy to na kanapie, tak bym widział telewizor... :P"

Kręcę głową z uśmiechem i wysyłam mu dwuznaczne minki, lekcja się kończy i zaczynamy się pakować, by pójść na zajęcia do Clice. Wychodząc Mike zaczepia mnie przy drzwiach i proponuje byśmy poszli wszyscy na jakieś jedzenie w ciągu tej 45 minutowej przerwy. Odkładam książki do szafki, zarzucam torebkę na ramię i całą ekipą idziemy na lunch.

-Nasz profesorek coś się nie ucieszył z powrotu jego studenckiej miłości... - śmieje się Jordan, a ja wywracam oczami na jego słowa.

-Wy też?- mówię pod nosem, Mike zaciąga się papierosem i spogląda na mnie.

-Wiesz Kylie, że to jego zachowanie jest dziwne. Komu jak komu, ale naszej klasie nigdy nie stawiał złych ocen i nie opieprzał nas za byle gówno... Odkąd tylko wyjechałaś świata jest nie do zniesienia... - mówi i znów przykłada papierosa do ust.

-Tylko czemu to jest łączone ze mną...- mówię cicho, a wtrąca mi się Lewis.

-Kylie, bo to było dziwne, że wyjechałaś i nagle mu się zmieniło... Nie zastanawia cię to?- unosi brwi, a ja cicho wzdycham przyznając mu rację.

-Nie gadajmy o tym, ta sprawa jest dziwna. Nie będziemy sobie zaprzątać głowy jego humorkami...- mówi dosadnie Alana i podpala swojego papierosa.

-Masz rację. - Mike potwierdza jej słowa. Jesteśmy już przy naszej knajpce, gdzie zajmujemy stolik.

-Ky, tak na marginesie, kiedy Harry wraca?- pyta mnie Mike.

-Nie wiem, a wrócił już od rodziny?- pytam.

-Niby dziś z chłopakami na próbie jest, bo Gary miał do niego jakieś problemy...

-Więc pewnie jutro się pojawi... - uśmiecham się lekko.

-Swoją drogą śmieszna sprawa, że obydwoje byliście w tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych.- podgaduje mnie Lewis, na co reaguje śmiechem.

-Czysty przypadek.- mrugam do niego okiem.

-Mówił, że zabierze tą swoją laskę z rodzinnych stron i że spędzą razem fantastyczny czas.- uśmiecham się pod nosem.

-Pewnie nie wychodzili z łóżka jak zwykle zresztą, gdy się z nią widzi...- mówi Jordan, na co czuję, że posłucham sobie ciekawych rzeczy.

-Aż tak?- unoszę brwi.

-Mówił, że ona jest jak jakaś Bogini... - uśmiecham się szeroko na słowa Lewisa.

-On tak zawsze o niej? Nie nudzi was to?- wywracają oczami, na co się śmieję.

-Robi nam smaka...- śmieje się Mike.-...a jemu się gęba nie zamyka...

-Biedactwa... - uśmiecham się do nich.

-Jestem tylko zły, że nie chce nam jej przedstawić... - dopowiada kumpel H.

-Ponoć jest bardzo wstydliwa... - mówię, na co chłopaki reagują śmiechem.

-Typ "cicha woda brzegi rwie".- podsumowuje Jordan.

-Tobie też o niej gada? - unosi brwi Lewis.

-Zdarza mu się, ale pozwalam mu widząc jak dużą frajdę mu to sprawia.- uśmiecham się, a cała trójka zgadza się ze mną.

Szybko zjadamy lunch i musimy wracać na zajęcia Blooma, który jak wszyscy zgodnie stwierdzili - nie toleruje teraz spóźnień. Mam w głowie dziwny niepokój i takie złe przeczucie, że się coś stanie... Ale to może tylko moja chora wyobraźnia, a już dawno stwierdziłam, że jest chora.

Na lekcji z Bloomem jest sztywno, coś na podobieństwo do lekcji Huntera, wstawia kilka ocen negatywnych, jest arogancki, niemiły i bardzo sarkastyczny. W moją stronę nawet nie spojrzy, trzyma się rzędów położonych jak najdalej ode mnie i tylko z tamtymi uczniami rozmawia, gdy zgłaszam się, a na jego zajęciach dzieje się to często - ignoruje mnie. Kurde boli mnie to... Miałam w nim takie edukacyjne wsparcie, pomagał mi, doceniał i robił wszystko bym dalej rozwijała się w psychologii... Eleanor, która siedzi ławkę przede mną odwraca się do mnie i patrzy na mnie wymownie.

-Wiem, też to widzę...- szepczę do niej, a ona kręci głową i wraca do poprzedniej pozycji. Lekcja strasznie się dłuży, kompletnie inaczej niż jak zwykle, więc by nie tracić czasu i oderwać się trochę od myśli związanych z profesorem robię notatki z tematu do przodu. Wówczas dzwonek dzwoni szybciej niż myślałam...

Po lekcji z Bloomem muszę jechać na jakieś zakupy, Harry przychodzi wieczorem, więc stawiam na kurczaka w egzotycznych przyprawach z ryżem i sosami. Chodzę po sklepie, robię zapas płatków śniadaniowych, dokupuję świeże owoce, które możemy zjeść wieczorem z czekoladą... ooo czekolada... tak czekolada... Słodziutka, lejąca... czy tylko mi się wydaje, że ta czekolada będzie na mnie zamiast na owocach? Uśmiecham się pod nosem, może to i lepiej😊.

Wychodząc zza półek z makaronem widzę od tyłu postać bardzo podobną do profesora Blooma. Stoi zamyślony nad produktami i wpatruje się w nie jak w obrazek. Zastanawiam się czy podejść, ale właściwie dlaczego miałabym tego nie robić, mogę udać głupią, że nie widzę jego humorków i zachować się, jak gdyby nigdy nic. Pcham wózek w jego stronę i zauważa mnie w momencie, gdy mam mu powiedzieć dzień dobry.

-Dzień dobry Kylie. - odpowiada sucho.

-Widzę, że pan tak samo jak i ja prosto na zakupy po żarełko... - uśmiecham się i swoją szczerością chcę go zachęcić do otwarcia się.

-Trzeba korzystać z wolnego popołudnia. - mówi i chce już odejść. Nie dam tak szybko za wygraną. Spoglądam w jego wózek.

-Racja, racja, ale widzę, że pan profesor propaguje zdrowy styl życia, dużo zielonego, to się chwali w takim zabieganiu, mieć czas na przygotowanie jedzenia to ewenement. - zaczepiam go. Profesor obraca się dookoła, jakby patrzył czy ktoś jest ze mną, albo czy ktoś idzie.- Szuka Pan profesor kogoś? Może ja zawracam głowę... - wiem, co robię.

-Nie, nie, ja tylko upewniam się, czy nie będę mieć problemów. Jesteś tu sama?- marszczę czoło.

-Tak... Ale jesteśmy tu prywatnie, nikt nie może nam zabronić rozmawiać, nikt nas nie zna.- mówię, a taka jest rzeczywistość. Dziwne jest to, co mówi...

-Wolę nie mieć problemów, także już pójdę. Miłego dnia, Kylie. - mówi i już chce ruszyć. Łapię za jego wózek, nie dam za wygraną.

-Proszę mi wybaczyć to, co powiem panie profesorze, ale myślę, że słusznie mi się wydaje, że jest coś nie tak. W szkole traktuje nas Pan inaczej, wszyscy to widzą i martwimy się, czy u Pana wszystko w porządku... jeśli to sprawy prywatne to nie musi Pan nic mówić, ale jeśli jednak szkolne i zrobiliśmy coś, co Pana zdenerwowało to proszę mi powiedzieć wpłynę na klasę, by to zacho...- mówię, ale wtrąca mi się. Wzdycha cicho i widzę, że mięknie.

-To nie jest ani sprawa szkolna, ani prywatna... Można powiedzieć, że pośrednia, ale pozwolisz, że nie będę mówić o tym tutaj. Może usiądziemy tam w kawiarni na rogu to powiem Ci o co chodzi. - mówi, na co przystaje od razu. Idę do kasy, on też płacimy za zakupy, odnosimy je do aut i podążamy do kafejki. Jest bardzo zmieszany.

Siadam i zamawia dla nas po kawie, ale widzę, że chce poczekać do momentu, kiedy nie dostajemy napojów.

-Wszyscy się rzeczywiście tak o mnie martwią? Czy chciałaś mnie zmusić do mówienia?- pyta mnie Bloom, na co od razu przeczę.

-Sytuacja dla mojej klasy jest dziwna, bo nie znali pana profesora z takiej strony, że może pan być dla nich taki jak profesor Hunter...- tłumaczę mu.

-Musiałem jakoś odreagowywać i bałem się konsekwencji tego, co zaraz powiem...- mówi.- Nie chciałem, by twoja klasa odbierała mnie negatywnie, chociaż teraz widzę, że to naprawdę musiało być bardzo widoczne.- kiwam głową na jego słowa.- Czemu właściwie chciałaś się dowiedzieć, czy wszystko u mnie w porządku?

-Bo to było dla mnie podejrzane, że tak pozytywna osoba z dnia na dzień stała się zwyczajnie wredna...- Bloom się uśmiecha.

-Ta twoja szczerość...- mówi i w tym momencie kelnerka przynosi nasze kawy. Jego mina z powrotem staje się poważna, wsypuje cukier, miesza kawę, a ja czekam aż zacznie mówić. Podnosi na mnie wzrok, a ja zachęcam go do rozpoczęcia opowiadania o jego jak to określił – pośrednim problemie.- Nie wiem, jak zacząć...- mówi.

-Od początku...- mówię, a on podnosi na mnie wzrok.

-Dobrze więc...- wzdycha cicho.- ...ja bardzo cię lubię, jesteś bardzo miłą, przesympatyczną osobą, która jest tak samo zapatrzona w psychologię, jak i ja. Chcę ci pomóc uzyskać jak najlepsze wyniki, żebyś poszła na studia z poczuciem, że jesteś odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, ale również w twojej klasie próbowałem cię wykorzystać do tego, byś pociągnęła swoją klasę wyżej. Tak się stało, wszyscy poprawili wyniki, a wasza wychowawczyni nie mogła uwierzyć widząc oceny.- mówi, na co się uśmiecham.- Nie wiem, jak to robisz, ale jeśli wywierasz na nich taki wpływ bez żadnego zaangażowania to będziesz świetnym psychologiem... Doceniam cię jako człowieka i tak jak powiedziałem bardzo cię lubię...- tutaj znów jego mina staje się poważna. - Mam jednak wrażenie, że część osób myśli, że cię faworyzuję....

-...tak jest...- przyznaję mu rację.

-...inni myślą, że mi się...- mówi marszcząc czoło, ale przerywa.

-...że się panu podobam?- unoszę brwi.

-Tak, że podobasz mi się i że dlatego wszędzie chcę cię zaangażować, że tyle z tobą rozmawiam...- wylicza.-... jednak jedna osoba bardzo mnie zawiodła i posunęła się do czynu, który sprawił, że zmieniłem nastawienie, żeby nie mieć problemów.

-O czym pan mówi?- pytam.

-Jakoś ponad tydzień temu miałem bardzo nieprzyjemną rozmowę z...- zatrzymuje się i wzdycha cicho. Dlaczego nie chce mi powiedzieć?

-Z kim?- ponaglam go, zaczyna mnie denerwować.

-Z Harry'm.- mówi.

Nastaje cisza, nie wiem, co powiedzieć. Moje dłonie zaczynają się pocić, a w środku czuję jak przeszywają mnie dreszcze – raz zimne, raz ciepłe. W głowie kłębią mi się myśli, których nie jestem w stanie zrozumieć, nie mogę uwierzyć... Nie mogę uwierzyć, że posunął się do tego stopnia...

-Kylie...- zaczyna Bloom i chce mnie przepraszać, że w ogóle zaczął, ale jednym uniesieniem ręki uciszam go. Mężczyzna milknie.

-Co powiedział panu profesorowi?- pytam cicho.

-Kylie, ja naprawdę...- wycofuje się.

-Proszę mi powiedzieć.- mówię stanowczo.

-Nie powiem ci tego, to dla mnie zbyt trudne... Ale...- mówi i wyciąga telefon.- Nagrywałem zajęcia dla jednej słabo słyszącej uczennicy i nie wyłączyłem dyktafonu... Proszę...- podaje mi telefon, a ja włączam przycisk odtwarzania.

"Słuchaj mnie, powiem to raz i nie powtórzę...- zaczyna.-...widzę na co się szykujesz i widzę, jak na Nią kurwa patrzysz, widzę, że siedzisz w aucie i robisz sobie dobrze widząc ją przez okno, więc chciałem Cię tylko ostrzec... Jeśli będziesz próbował coś zrobić w stosunku do Kylie, podrywać, zachęcać do ruchania to choćbyś się po tym ukrywał to Cię kurwa znajdę i zabiję, rozumiesz?

-Harry, Ty mi grozi...- nie zdąża dokończyć.

-Ja cię tylko ostrzegam... Trzymaj się od niej z daleka, ona jest moja...- syczy i wychodzi trzaskając drzwiami tak, że mam wrażenie, że pękła w nich szyba."

Moje serce rozpada się na kawałki i zaczynam się trząść, profesor to widzi. Słucham wiadomości trzykrotnie, ale przy trzecim razie wspieram głowę o rękę. Obiecał mi i tę obietnicę złamał i to jeszcze w tak podły sposób, okazał swój brak kultury do Blooma, a także to, że jest chory na moim punkcie. Nie mieści mi się to w głowie... Nie mogę uwierzyć. Co on sobie myślał...

-To na pewno Harry?- pytam retorycznie łamiącym głosem i tak bardzo chciałabym usłyszeć negatywną odpowiedź Blooma.

-Przepraszam, że cię tak zmartwiłem. Nie powinienem...- mówi, ale przerywam mu.

-...czy może mi pan wysłać to nagranie?- pytam patrząc mu prosto w oczy. Nie będzie chciał się zgodzić.

-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.- mówi, ale kręcę głową nie zgadzając się z nim.

-Proszę...- mówię, na co cicho wzdycha i odbiera swój telefon z moich rąk, by wykonać kilka operacji. Dostaję zaraz sygnał o mailu z wiadomością.- Dziękuję.- mówię cicho.- Ja już pójdę.- dodaję i zaczynam szukać pieniędzy w torebce, ale Bloom przerywa mi.

-Kylie, ja zapłacę... Nie chcesz może żebym cię gdzieś podwiózł?- pyta.

-Nie.- odpowiadam cicho.- Dziękuję. Do widzenia.

Moja nietknięta kawa pozostaje na blacie kawiarnianego stolika, obracam się tyłem do Blooma i kieruję się w stronę drzwi. Zaczyna padać deszcz, ale nie obchodzi mnie to. Jestem w innym świecie, w miejscu, gdzie Harry zawiódł moje zaufanie, gdzie złamał obietnicę, gdzie zostałam sama, bo dla mnie Harry'ego nie ma. Jego chorobliwa zazdrość osiągnęła niebezpieczny pułap i ja nie potrafię tego tak po prostu przyjąć. Nie mogę zrozumieć, jak mógł mówić do Blooma takie świństwa, Boże, że robi sobie dobrze, że w jakieś okno patrzy. Nie, nie... Nie... To za wiele.

Ruszam spod supermarketu i ustawiam GPS na miejsce jego prób, czyli garaż Josha. Nawigacja pokazuje mi 10 minut drogi, więc jak najszybciej odpalam auto i podążam do celu. Deszcz pada coraz mocniej, a wycieraczki pracują już z największą siłą. Jestem jak robot i wszystkie czynności w aucie wykonuje samoistnie, nie myślę. Myślę o czym innym. Jak potoczy się rozmowa i co mu powiem...

Czy będę w stanie powiedzieć mu cokolwiek...

Parkuję i widzę garaż, do którego przyjechałam kiedyś z Eleanor, wzięłam wówczas jego gitarę i pierwszy raz zobaczył mnie robiącą to, co kocham. Na podjeździe stoi jego auto, woda spływa po nim jak rzeka i wokół tworzy ogromne kałuże.

Na co czekam...

Powinnam to załatwić jak najszybciej i jak najmniej boleśnie, bo zwyczajnie mam tego wszystkiego dosyć. Jest dla mnie kimś bardzo ważnym, ale ja trzymam się ludźmi tylko tymi, którzy są wobec mnie szczerzy i prawdziwi. Zbyt wiele razy ktoś mnie okłamał i łamał postawione mi obietnice.

Wysiadam i szybko biegnę pod garaż, bo woda z nieba leci niemiłosiernie. Wchodzę pod mały daszek i chowam telefon w kieszeni mojej kurtki, ręce mi drżą. Pukam w blaszane drzwi garażu i po krótkiej chwili wychodzi przez nie Josh.

-O Kylie! Jak ja cię dawno nie widziałem!- kuzyn Eleanor wita mnie z wielkim uśmiechem, ale mi nie jest do śmiechu. Nie potrafię się uśmiechnąć, ale pokazuje na twarzy chyba słabej jakości grymas. Mam gulę w gardle. Josh widzi, że jest coś nie tak.

-Jest Harry?- pytam cicho, na co on lekko marszczy czoło i kiwa głową.

-Zawołać go?- pyta mnie, na co kiwam głową. Josh odwraca się i wypowiada imię mojego... przyjaciela... i zaraz puszcza go w drzwiach. Harry uśmiecha się szeroko, gdy mija Josha, a w tym dokładnie momencie moje oczy zachodzą mi łzami – jego uśmiech gaśnie i pospiesznie zamyka drzwi. Bez słowa idę w stronę auta, bo nie zamierzam robić scen i nie chcę, by wszyscy wszystko słyszeli, sprawa dotyczy naszej dwójki. Wsiadam za kierownicę, a Harry na miejscu pasażera. Wyciągam telefon z kieszeni i włączam wiadomość od Blooma. W aucie rozlega się jego głos, a mnie to jeszcze bardziej łamie serce. Nie patrzę na niego, a na spływającą po powierzchni szyby wodę. Harry nawet nie oddycha, słyszę jedynie jak ciężko przełyka ślinę. Po mojej twarzy spływają łzy, nie potrafię i nie chce zahamować ich biegu.

-Kylie...- zaczyna cicho.-... ja musiałem to zrobić... osaczał cię coraz bardziej, bałem się, że chodzi mu po głowie coś złego...

-Znów to robisz.- mówię wpatrując się nieprzerwanie w okno.

-Zrozum mnie, bałem się o ciebie...

-Nie miałeś się o co bać, to tylko twoja piekielna zazdrość.

-Dziwisz, że byłem zazdrosny, jeśli widziałem, w jakie sposoby próbuje cię podejść?

-Jesteś niedorzeczny.- zaśmiewam się.

-Kylie, przyłapałem go pod twoim blokiem, jego auto stało zaparkowane, a on sam był bardzo nisko na siedzeniu...- próbuje mnie przekonać do swoich chorych teorii. Nie mogę, zaraz pierdolnę.-... jak zapytałem portiera powiedział, że przyjeżdża wieczorem dzień w dzień i po 23 odjeżdża, tak jak chodzisz spać, to nie jest przypadek, że ten sam samochód co ma Bloom stoi pod...- mówi, na co uderzam rękoma w kierownicę. Nie wytrzymuję i czuję, że wściekłość we mnie tylko narasta słuchając historii z palca wyssanych. Harry na mój czyn momentalnie cichnie i obserwuje.

-Jak możesz Harry...- syczę.-... jak możesz mnie tak okłamywać... ty, święty, który mnie nigdy nie okłamał mówisz mi takie brednie?- zaczynam podnosić głos.- Ty myślisz, że jestem aż tak tępa i głupia, żeby ci uwierzyć? Jak ty mnie traktujesz? Tyle ludzi w życiu robiło mi krzywdę wypowiadając kłamstwa i ty, osoba, której tak zaufałam także mnie okłamujesz?- z moich oczu płyną łzy ciurkiem, ale nie potrafię mu spojrzeć w oczy.

-Ale to nie są brednie, nie okłamuję cię, nigdy bym...- mówi pospiesznie.

-...złamałeś obietnicę... okłamałeś... skoro zrobiłeś to raz, zrobisz kolejne, jak wszyscy twoi poprzednicy...- mówię.

-...dlaczego tak mówisz?- pyta mnie, a jego głos cichy, pełen emocji się chwieje.

-Taka jest prawda. Zobacz co z tobą zrobiła ta pieprzona zazdrość... Widzisz samochód tej samej marki i ty już twierdzisz, że Bloom mnie stalkuje? Na świecie jest wiele identycznych kopii tego auta...

-...ale...- wtrąca się.

-...żadnego ale... Był dla mnie miły, a ty stwierdziłeś, że na mnie leci... On zwyczajnie docenił to, jaka jestem i jak bardzo jestem zafascynowana psychologią i swoimi przyszłymi studiami, chciał mi pomóc zdobyć jak najlepsze oceny i żebym poczuła, że nadaję się na te studia...- zaczynam płakać mocniej.- Czy ja od ciebie usłyszałam coś takiego? Nie, bo każda rozmowa o moich studiach kończy się ciszą. Nie cieszysz się wcale moim sukcesem i tym, że będę spełniała marzenia, nie okazujesz tego, nie wspierasz mnie, a on tak... Zrozumiał mnie, a ty i tak wszystko obróciłeś o 180 stopni i uznałeś, że on się na mnie szykuje...- zanoszę się, a ściekające po moich policzkach łzy ocieram dłonią.

-Kylie, ja...- chce coś powiedzieć. Moje ręce zaczynają drżeć, nie wiem dlaczego...

-Nie Harry... Prosiłam cię, żebyś się uspokoił z tymi oskarżeniami, obiecałeś mi, a ty co zrobiłeś?- ciśnienie mi zaczyna rosnąć, a na ostatnie słowa zaczynam podnosić głos mimo faktu, że w gardle gula jest wielkości piłki golfowej.- Poszedłeś i powiedziałeś mu takie słowa...- krzyczę.

Nie reaguje. Patrzy przed siebie na szybę, po której spływa ulewny deszcz.

-Zawiodłam się na tobie, Harry, ja...- opuszczam głowę.-... chyba muszę podjąć decyzję o tym, co będzie od dziś między nami. – jego oddech nagle staje się niesłyszalny.

-O czym mówisz?- pyta szybko.

-O tym, że nasz kontakt powinien się ograniczyć do znajomości szkolnej...- mówię, na co on przenosi na mnie wzrok.- ...robię to też dla ciebie, żebyś nie czuł tej „presji" ze strony Blooma i żebyś nie przejmował się tym, co uważasz, że on ma do mnie. Nie chcę, żeby zazdrość spowodowała, że zrobisz rzeczy gorsze przez które możesz mieć problemy. Ułatwię ci to.- mówię, a on ściska dłonie w pięść tak mocno, że mam wrażenie, że skóra na jego kłykciach pęknie. Bierze kilka cichych wdechów, a ja ścieram łzy z policzka.

-Nie mogę uwierzyć, że to mówisz...- mówi cicho.- Po tym wszystkim... Nie jesteśmy sobie obojętni, a ty... Łamiesz mi serce...- dodaje, a ostatnie słowo jest prawie niesłyszalne. Kolejny łzy mi lecą, a do moich uszu dochodzi cichy wdech.- Ale nie będę protestować, jeśli tego chcesz...

-...nie chcę, zmusiłeś mnie do tego.- wtrącam mu się, na co bierze głęboki wdech przez nos.

-Niech będzie po twojej myśli...- wzdycha cicho.-... ale skoro teraz już nie mogę być obok ciebie, to sama na niego uważaj - to jest niebezpieczny człowiek...- mówi patrząc na mnie.

-Po co znów...- zaczynam mówić, ale on zrywa się z fotela i wychodzi, nie zdążam skończyć zdania. Drzwiami trzaska tak mocno, że przechodzą mnie ciarki. Nie kieruje się do garażu, a za garaż, wyciąga papierosa i odpala go siadając w altanie, swoje dłonie kieruje na głowę i zgarbia się tak mocno, że przestaję go widzieć.

Wyjeżdżam autem z podjazdu i jadę drogą czując, jak kolejne łzy spływają mi po policzku, ścieram je dłońmi, ale one wciąż płyną.

W końcu rezygnuję i pozwalam im płynąć – mam złamane serce.

****

Co sądzicie?

Continue Reading

You'll Also Like

11.6K 537 23
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
47.8K 1.8K 108
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
41.7K 1.6K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
7.2K 451 21
Uczeń z problemami i świeżo upieczony nauczyciel oraz opcja pomocy. Tylko czy pomoc w tym przypadku ma tylko jedno znaczenie. Oni widzą kilka znaczeń...