Rozdział 6

2K 74 8
                                    

Budzę się z kacem, boli mnie trochę głowa, trochę pulsują skronie. Do tego jeszcze od rana dzwoni mój telefon, gdy go odbieram nie poznaję własnego głosu.

-Halo?- pytam.

-Ej pojedź ze mną na śniadanie...- mówi postać i to chyba jest Eleanor.

-Nie... Ja nie mam siły.

-Dawaj Kyle, trochę mi niedobrze i muszę zjeść coś lekkiego, a w domu nic nie mam.

-Jezu...- marudzę.- Jak tam pojedziemy? Do centrum?

-Nie piłam dużo, ale jak zwykle śladowe ilości mnie ruszyły, więc będę autem, nie modeluj się pojedziemy coś zjeść i załatwimy jedną sprawę, będę za 20 minut.

Wzdycham cicho, rozłączam się, odchylam kołdrę i wstaję z łóżka. Poprawiam koszulkę i opuszczam ją zgodnie, by sięgała do majtek. Ubieram dresy i bluzę, włosy wiążę w koka i zmazuję śladowe ilości makijażu. Wyglądam średnio i serio boli mnie głowa. W szpitalnej apteczce mamy, znajduję tabletki przeciwbólowe i łykam dwie. Na pewno mnie otumanią... El dzwoni, że dojeżdża, więc narzucam kurtkę i wychodzę z domu w emu. Ona wygląda tak samo, może ma mniejsze wory, ale wygląda podobnie źle. Witam się z nią i stwierdzamy, że odwiedzimy jakąś małą restaurację z sałatkami, byleby nie, gdzie jest duże skupisko ludzi, bo serio przerazili by się. El parkuje i wysiadamy, ja oczywiście mało się nie przewracam i gdyby nie drugie auto stojące obok zabiłabym się o lód na powierzchni. Wchodzimy do środka i zamawiamy po miseczce sałatki oraz mocnej kawy. Rozmawiamy trochę o poprzednim wieczorze i omawiamh zachowanie Holly.

-Ty mnie bardzo pozytywnie zaskoczyłaś, wiesz...- mówi Eleanor gryząc kurczaka.

-Czemu?- pytam.

-To, jak ją obezwładniłaś, to nawet Lara Croft, ani Aniołki Charlie'go tak nie robiły.

Chichoczę.

-Przestań, nie chcę używać swojej siły przeciwko innym, bo to nie ma najmniejszego sensu... Ale w tym przypadku to była konieczność...

-Dawno nie widziałam Holly tak zazdrosnej...- mówi El.

-Zazdrosnej? O Stylesa?- prycham.

-Jest piekielnie zazdrosna...- mówi El sącząc kawę.

-W takim razie dziewczyna nie ma żadnej wartości i ludzie z niej nie wyrosną... Styles ma laski, po to by się z nimi pieprzyć i on też nie ma żadnej wartości. Dla niego kobieta to przedmiot, gdzie może się spuścić i być happy... Obydwoje są siebie warci, ona bezwartościowa, poniżająca się, a on wykorzystujący, manipulujący i nie szanujący kobiety.- mówię dosadnie, a El się uśmiecha.

-Ale z ciebie sztuka...- śmieje się, a mi momentalnie poważne nastawienie ucieka i zaczynam się śmiać. Przechodzi koło nas chłopak, który patrzy się na nas, ale kompletnie go nie poznajemy. Fakt, że nie zamknęłam się, gdy oczerniałam Stylesa będzie potem zapalniczką do konfliktu...

Kończymy jedzenie i wołamy kelnera, by dano nam rachunek.

-Swoją drogą, cieszę się, że cię widzę i że zabrałaś mnie tutaj...- uśmiecham się dokańczając kawę.- I chciałam ci powiedzieć, że masz skrytego wielbiciela...- mówię, a ona otwiera szeroko oczy.

-Że co?- piszczy, a ja zaczynam się śmiać.

-Nie widziałaś, jak wczoraj Jordan rozbierał cię wzrokiem?- pytam Eleanor, której oczy otwierają się szerzej, a ja prawie wypluwam kawę z ust.

-Jordan?!

-Mhm...- kiwam głową.- Masz skrytego wielbiciela...

-O Jezu...- mówi Eleanor kładąc filiżankę na spodku i podpiera głowę ręką.

Just A Friend (Harry Styles Fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz