Rozdział 54

743 50 13
                                    


Otwieram oczy i znów widzę ten sam kryształowy żyrandol. Może trochę się za nim stęskniłam? Światło słoneczne pięknie rozbija się na pojedyncze kolory, a ściany z nijakiego koloru stają się wyjątkowe. Podnoszę się na łokciach i dłonią odgarniam splątane włosy, wzdycham cicho na myśl, że nie zobaczę dziś Harry'ego, a szkoda, to byłoby wejście smoka powrócić do szkoły razem po prawie tygodniowej nieobecności. Oczywiście jednak będzie nie po mojej myśli. Zegarek na ścianie wskazuje godzinę 7 rano, więc jest to ostatni moment bym nie musiała łamać przepisów jadąc do szkoły. Ubieram wygodne dżinsy i koszulkę, a włosy jedynie rozczesuję – nie mam dziś komu się przypodobać. Szybkie tosty, szybka kawa, szybie spakowanie książek i wychodzę z domu. Do perfekcji opanowałam szykowanie się o siódmej rano. Droga płynie mi na spokojnie ze względu na brak korków i podpasowującą mi sygnalizację, w czasie jazdy dzwoni do mnie Hailey, która informuje, że za kilka dni wpadnie do mnie na trochę ze względu na castingi do London Fashion Week. Gadamy o weselu, które było naprawdę wyjątkowe. Samantha była grzeczna, mama się upiła, Harry trochę podpił i co chwilę wyznawał mi miłość, poznał moją rodzinę, polubił się z moim tatą i dziadkiem, zawarł fajną znajomość z Edem, a na sam koniec, gdy wszyscy oglądali fajerwerki zapragnęliśmy zaśpiewać coś w duecie. Padło na Johna Travoltę i Olivię Newton-Jones i ich kultowy przebój z musicalu Grease, pech chciał, że fajerwerki skończyły się wcześniej niż planowano, a my nieświadomi publiczności tańczyliśmy i śpiewaliśmy najlepiej jak potrafimy. Chyba ta prawdziwość Hazzy przemówiła do Simona, bo wymienili się numerami telefonów. Mój wariat szalał jak głupi i już widział siebie i chłopaków na Madison Square Garden, miliony fanek, imprezy do rana na ostatnich piętrach apartamentowców...

Tak wiem poniosło go.

Jego uśmiech na twarzy odlatując z Los Angeles był tylko potwierdzeniem, że to, że poznał moją rodzinkę i moje miejsce było dla niego wielką sprawą... tak jak i dla mnie...

Wysiadam z auta, zamykam je i przechodzę przez parking widząc profesora Blooma, który także idzie w stronę drzwi wejściowych mojej szkoły.

-Dzień dobry panie profesorze!- na mojej twarzy pojawia się naprawdę szczery uśmiech, ale w odpowiedzi dostaję nie to, co zawsze.

-Dzień dobry.- odpowiada cicho, bez słowa mnie mija i wyprzedza na schodach. Jestem zszokowana. Bloom od samego początku, gdy tylko zaczęłam uczęszczać do College London był dla mnie przemiły, czy miał gorszy czy lepszy humor. Musiało się u niego stać coś poważnego... Może sprawy rodzinne... Może jakieś problemy w pracy...

Przy drzwiach spotykam moje dziewczyny i mocno je przytulam, od razu wypytują mnie o wesele taty, proszą o zdjęcia sukienki i opowiedzenie każdego szczegółu uroczystości. Zbywam jednak temat czując, że bardziej ciekawi mnie taka postawa Blooma.

-Laski, coś się działo jak mnie nie było?- pytam je otwierając szafkę.

-Nie, czemu? – pyta Eleanor opierając się o szafkę obok, jak to zawsze robi Hazz.- Poza próbami tańca na bal było bardzo nudno...

-A Bloom? Ma jakieś problemy? Nie słyszałyście jakichś plotek?- pytam, na co one wymieniają się spojrzeniami.

-Z tym to dużo się dzieje...- unosi brwi Alana.

-Co masz na myśli?- pytam wyciągając książkę.

-Ktoś puścił plotę, że on na ciebie leci...- mówi Alana, na co marszczę czoło.

-Że co? Kto to? Dlaczego?- nie wierzę, nawet tu przeniknęła faza Harry'ego, że Bloom coś do mnie. Wzdycham głośno.

-Nie wiadomo kto, ale gdy tylko wyjechałaś do domu stał się bardzo nie miły, arogancki, wymagający...- wylicza Alana, ale to wciąż dla mnie chore.

Just A Friend (Harry Styles Fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz