Rozdział 1.

6.7K 122 41
                                    


-Brr, jak zimno...- mówię do siebie wchodząc do hipermarketu. Otrzepuję swój płaszcz, szal, który owijał mi szyję i sciagam z głowy czapkę. Mierzwię wyprostowane włosy i idę po wózek, do którego włożę zakupy na cały kolejny tydzień. W międzyczasie wymieniam sms-y z mamą, która po raz dziesiąty upewnia się, czy mieszkanie na pewno mi się podoba, czy odpowiednio dobrała mi meble, czy wybrała odpowiednią lokalizację. Uśmiecham się szeroko patrząc jak bardzo martwi się wszystkim.

„Mamo, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Uwierz mi :)."

Chowam telefon w kieszeni i zmierzam ku owocom i warzywom, tam znajduję odpowiednie, pakuję je do wózka i zmierzam dalej. Obserwuję ludzi, którzy mnie mijają i jedyne co rzuca mi się w oczy, a właściwie w uszy to akcent Brytyjczyków. Sposób jaki wypowiadają „r" jest co najmniej dziwaczny i totalnie różny od mojego, a czasami sposób w jaki wypowiadają wyrazy jest dla mnie niezrozumiały. Na przykład lecąc na wyspy poprosiłam stewardessę o szklankę wody i mnie zapytała, czy może chcę coś jeszcze - zrozumiałam to połowicznie i przytaknęłam i zamiast wody przyniosła mi sok. Także, nie ma to, jak zacząć dobrze w nowym miejscu. Skręcam wózkiem w stronę makaronów, biorę dwie paczki i wrzucam je do wózka. Znów odpisuję mamie i zaraz czytam, co powinnam kupić w sklepie. Wywracam oczami na kolejne dźwięki wiadomości, ale chowam telefon z powrotem do kieszeni i widzę dwa rzędy półek dalej inne dodatkowe rzeczy, które przydadzą się w mojej nowej kuchni. Pakuję je do wózka i zauważam moje ulubione płatki śniadaniowe, których została jedna paczka po drugiej stronie regału, ale nie zamierzam przechodzić i robić kółka. Sięgam po nie ręką i już chcę je ciągnąć w swoją stronę, gdy ktoś z drugiej strony ciągnie je do siebie. Momentalnie podnoszę wzrok na przestrzeń między półkami i spotykam się oczami z chłopakiem, którego oczy są naprawdę ładne, bo zielone, mało powiedziane – szmaragdowe.

-Ja chwyciłem je pierwszy...- mówi niskim głosem.

-Nieprawda...- odpowiadam mu, na co unosi brwi z lekkim uśmiechem na twarzy.- To ja chwyciłam je pierwsza.

-Tak sądzisz?- pyta.

-Tak, właśnie, dlatego zabiorę je ze sobą...- mówię i ciągnę je w swoją stronę, na co chłopak nie ustępuje.

-Hej...- mówię, gdy je trzyma.

-Nie zamierzam ci ich oddać...- mówi. -...uwielbiam te płatki i mam zamiar je zjeść.- mówi dosadnie, ale wciąż na jego ustach jest uśmiech.

-Wiesz kolego jak bardzo mnie to obchodzi, że je uwielbiasz?- mówię, na co unosi brwi.- W ogóle. Ja je miałam pierwsza i to ja je kupię.

-Śnisz, piękna...- mówi, na co przez dwie sekundy mnie zatyka.

-Oddawaj mi je...- mówię i ciągnę je w swoją stronę.

-To ty mi je oddaj.- mówi chłopak.

-Nie. Mam zamiar je zjeść jutro na śniadanie.- mówię i ciągnę je znów w swoją stronę. Zaczyna mi działać na nerwy i wtedy na jego ustach pojawia się szeroki uśmiech.

-Możesz mnie zaprosić na śniadanie, to zjemy je razem...- mówi unosząc lewą brew, na co zatyka mnie po całej linii.

-Myślałam, że Brytyjczycy nie są tacy, jak Amerykanie.- mówię pod nosem i wykorzystuję chwilę jego nieuwagi, szarpię za paczkę i wyswobadzam ją z jego rąk.

–Miłego dnia!- uśmiecham się szeroko, pakuję ją do wózka i idę dalej.

-Hej! To są moje płatki!- słyszę zza regału, więc przyspieszam tempa i wchodzę pomiędzy lodówki z nabiałem. Boom! Walka o płatki wygrana. Biorę jeszcze trochę jogurtów, jajek i mleko i kieruję się do kasy, gdzie wykładam produkty na taśmę. Wpatrzona w telefon i skupiona na sms-owaniu z mamą czekam, aż zostanie obsłużona kobieta przede mną. Chowam telefon i wodzę wzrokiem po sklepie, gdy dwie kasy dalej zauważam, że stoi ten chłopak. Patrzy się w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy i widzę jak obserwuje mnie. Kasjerka wita się ze mną, na co uśmiecham się do niej i przechodzę za bramki, by pakować jedzenie do toreb. Płacę za zakupy i z uśmiechem żegnam się z kobietą nie podnosząc wzroku na „zabieracza płatków". Zjeżdżam windą na parking i zmierzam do autka, które dostałam od taty na 18-naste urodziny i zostało ono sprowadzone tutaj, by służyć mi nawet za oceanem. Wracam do mieszkania, rozpakowuję zakupy i kończę dzień na oglądaniu TV. Jutro rano mam wizytę u dyrektora, który przeprowadzi ze mną wywiad i wytłumaczy wszystko.

Just A Friend (Harry Styles Fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz