Rozdział 56

798 44 10
                                    

Odpuszczam. Zwyczajnie odpuszczam. Mam dosyć wszystkiego, co mnie otacza. Wyjechałabym w pizdu daleko, najlepiej za ocean, do domu, gdzie odizolowałabym się na amen. Tam może bym zapomniała, o tym, co spotkało mnie na wyspach, jak wymarzony Londyn - pieprzona stolica wszystkich kultur całego świata stała się moim przekleństwem. Zastanawiam się, co zrobiłam źle i nie wiem, czy moje obrażalstwo, czy może to, że zareagowałam tak gwałtownie i impulsywnie sprawiło, że tak szybko znalazł pocieszenie u kogo innego. Po tym wydarzeniu, gdy wróciłyśmy do domu, Hailey nie mogła mnie uspokoić, wyłam, rzucałam wszystkim co się nawinęło, zbiłam dzban z kwiatami, parę szklanek, talerzy i kubek, z którego H. zawsze pił kawę. Próby zaprzeczeń z jego strony tylko pogarszały mój ciężki stan, śmieszne wytłumaczenia, że to wcale nie było tak, jak mogło wyglądać. Nie wpuściłam go ani razu, a w ciągu tych czterech dni pod moimi drzwiami był prawie cały dzień. Setki nieodebranych połączeń, dziesiątki smsów, mnóstwo wiadomości nagranych na sekretarce - wszystko to regularnie czyściłam. Nawet chciał się ze mną skontaktować przez telefon jego siostry, ale nie odbierałam... Ominęłam bardzo dużo zajęć, ale moim usprawiedliwieniem dla dziewczyn było to, że zachorowałam. Właściwie to można tak powiedzieć, bo z tego wszystkiego drugiego dnia obudziłam się z napadami gorąca i dusznościami, a Hailey od razu wiedziała, że to w wyniku stresu. Oczy są jeszcze gorsze niż tydzień temu, kiedy oficjalnie zakończyłam znajomość z Harrym po aferze z Bloomem. Sama czuję się totalnie wypompowana, najchętniej patrzyłabym tylko w sufit w mojej sypialni i oglądała jak wschodzące słońce przenika kryształy na żyrandole. Nie mam ochoty na nic, ani na jedzenie, ani na picie. Dziś wstałam, dziś wypiłam melisę, którą zrobiła mi siostra przed wyjściem na spotkanie w domu mody Gucci, dziś nie zamierzam robić niczego więcej niż wczoraj i kilka dni temu. Zwyczajnie siadam na kanapie. Mój telefon leży z roztrzaskanym ekranem na stoliku przed telewizorem i nie wiem, co kusi mnie, by wziąć go w dłoń. Robię to i wyświetlają mi się kolejne powiadomienia o nieodebranych połączeniach i wiadomościach. Momentalnie wszystko kasuję i jedyne co robię to zamawiam nowy telefon, bo wstyd mi będzie chodzić z takim.
Na ekranie pojawia mi się nadchodzące połączenie od Eleanor, więc odchrząkam i przystawiam telefon do ucha, wydając z siebie cichy pomruk brzmiący tylko jakby "Halo?".
-Kurcze, rzeczywiście poważnie masz załatwione gardło, ciekawe czemu to tak się nagle stało? - mówi koleżanka.
-Pewnie w szkole gdzieś ktoś chuchnął, kichnął i zaczęło się u mnie... - odpowiadam.
-Racja... Kochana dzwonię się upewnić, chociaż wiem, że tego nie odpuścisz...- śmieje mi się do słuchawki.-...ale tak wypada... Więc pytam, czy będziesz na moich urodzinach za tydzień? - na śmierć zapomniałam o tej imprezie...
-Jasne słońce, że będę, nie wyobrażam sobie ominąć twoje dwudzieste urodziny... - mówię najbardziej żywo jak mogę, żeby nie sprawić jej zawodu.
-Twój ton mówi co innego, ale tłumaczę to chorobą... - śmieje się, na co potwierdzam jej słowa.- Kiedy zamierzasz wrócić do szkoły ?  Ludzie o ciebie pytają, Bloom, Clice... - mówi.
-Ludzie?
-Alana, Josh, no i nasze chłopaki się o ciebie martwią...- wylicza.
-A Harry? - pytam.
-Harry? Kuźwa co z nim ostatnio się działo... Kylie... - mówi ciszej Eleanor.
-Co się dzieje? - poprawiam się na kanapie.
-Czekaj, wyjdę na chwilę na zewnątrz. - w tle słyszę stukanie jej butów. - Okej już mogę, nikogo nie ma wokoło.- El wzdycha cicho. - Wczoraj była taka akcja, że normalnie byłyśmy z Alaną pewne, że dyrektor go wywali ze szkoły.- wstrzymuję oddech.- Hazz wczoraj stał z chłopakami przy szafkach i gadali o jakiejś imprezie, którą robi na dniach The Rough. Harry od kilku dni chodzi jak cień samego siebie, pali jak smok, paczkę dziennie na pewno i on powiedział, że nie ma ochoty iść na żadną imprezę. Gary zaczął po nim jechać, że on jest nienormalny, że chyba stał się jakimś pedałem, bo od pół roku nie widział go z żadną dziewczyną, a ta jego z rodzinnych stron to zwyczajna bujda, że gdzie jego dusza rockmana, który zmienia laski co chwilę...- z moich oczu sączą się łzy.-...gdzie jest dawny Harry, na pewno stał się pedałem.- El milknie.
-Co było dalej? - pytam cicho pokonując z trudem gulę w gardle.
-Harry chcąc się bronić uderzył Gary'ego, ten upadł i potem rzucił się na Harry'ego. Mike i Jordan próbowali ich od siebie odsunąć, ale bójka była zbyt zacięta. Pełno krwi było dookoła, bo Harry uderzył Gary'ego w nos, a z kolei Gary uderzył go w łuk brwiowy.- wstrzymuję oddech.- I teraz najgorsze... W całą bójkę wkroczył Bloom i oberwał od Harry'ego, ale to było całkowicie niechcący, bo podszedł ze złej strony... - wzdycham cicho przecierając oczy. -... Harry jednym ciosem go położył, że Bloom odleciał... I wtedy przybiegła Clice i chłopaki z informatycznego kierunku ich od siebie odciągali. Gary i Hazz poszli do dyrektora, a Bloom do pielęgniarki, która go opatrzyła... - mówi moja koleżanka.
-Nie wiem, jak mam to skomentować. - mówię jej cicho.
-Nigdy takiej akcji nie widziałam, nigdy nie widziałam Harry'ego TAKIEGO wściekłego, myślałam, że on zabije Gary'ego, naprawdę... - mówi El.
-Bloom nie robił mu problemów? - pytam właściwie nie wiem dlaczego, nie chcę się nic interesować... Chyba pozostała mi jeszcze opiekuńczość wobec Harry'ego.
-Nie, sam potem powiedział, że niefortunnie podszedł i tylko dlatego Gary i Harry dostali reprymendę od dyrektora i na tym się skończyło.
-Dobrze, że nie zaangażowali w to policji... - mówię, na co Eleanor przyznaje mi rację.
-Całe szczęście, bo wtedy mieliby cholerne problemy.- potwierdza moje słowa El, a w tle słyszę dzwonek na lekcje. - Kiedy myślisz, że wrócisz? Stęskniłyśmy się...
-Może za dwa dni mi się uda... Wyślij mi dziś wszystkie notatki, tak jak ostatnio.
-Tak będzie... - mówi. - Trzymaj się kochana, lecę na lekcję do Blooma.
-Papa. - odłączam się.
Odkładam telefon i zastanawia mnie fakt tego, że Harry tak zareagował, puściły mu nerwy? Wybuchnął? Też to przeżywa?
W drzwiach zaczyna się przekręcać klucz, co świadczy o powrocie Hailey ze spotkania. Wchodzi z uśmiechem i kładzie siatki z zakupami, których jest tyle, że będę w stanie wyżyć kolejny miesiąc.
-Na mieście widziałam reklamę nowootwartego aquaparku 60 km od Londynu, pojedziemy? - pyta mnie siostra na co reaguję raczej sceptycznie.
Wywraca oczami.
-Ky, przestań, nie możesz się tyle tym przejmować, ja wiem, że Harry jest/był dla ciebie bardzo ważny i wyjątkowy, ale kurczę daj sobie pomóc i odprężyć się... Pójdziemy do sauny, popływamy, pójdziemy na masaż... Pozwól mi cię rozweselić...- mówi moja siostra.
Wzdycham cicho i zgadzam się na co reaguje cichym: "Yess!"
Zjadamy trochę zapiekanki i Hailey każe mi się szykować, pakuję wszystkie potrzebne rzeczy, w międzyczasie dzwonię do mamy, by załatwić z nią rozmowę i jedziemy. Hailey prowadzi i opowiada mi o tym, co ustaliła na spotkaniu z Gucci. Nie zamyka jej się buzia do momentu, kiedy dojeżdżamy i parkujemy. Hailey jest podekscytowana, a ja zwyczajnie nie chcę sprawić jej przykrości, więc uśmiecham się. Boli mnie to bardzo, ale ten krzywy przekąs nabiera Hailey, że wszystko ze mną OK. Przebieram się w strój kąpielowy i gotowe idziemy do gorących term. 

Just A Friend (Harry Styles Fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz