Rozdział 62

650 53 12
                                    


-Uwielbiam to miejsce... - mówi Harry, gdy wysiadamy z auta. Obydwoje bierzemy głęboki wdech przez nos i z uśmiechem przymierzamy się do wypakowania naszych rzeczy oraz jedzenia na kolejne 3 dni. Błoga cisza, która jako jedyna wypełnia moje uszy jest kojąca do granic możliwości, tego właśnie potrzebowałam. Trzymając w rękach torbę z zakupami tj. między innymi chleb tostowy, nutella i ser żółty oraz swoją torbę z ubraniami staję koło Harry'ego, który mocuje się z drzwiami. Dociska je biodrem, by móc skutecznie wejść do środka letniskowego domu jego mamy i Robina.
-Gemma była tu ostatnio z tym swoim nowym, więc pewnie będzie w miarę czysto... - mówi próbując otworzyć drzwi.
-Ale powiedziałeś... "z tym swoim nowym"... - mówię pod nosem, a on unosi brew.
-To moja siostra, a sądząc po jej ostatnich wyborach powinienem być raczej czujny. - mówi i w końcu udaje mu się przekręcić klucz.
-Już nie bądź taki, czasami się po prostu nie trafia, ale to już nie musi być tak, że zawsze źle wybiera... - mówię, a Harry wzdycha cicho.
-Solidarność jajników, czy o co chodzi? - pyta, na co parskam śmiechem, odkładam rzeczy w kuchni, a swoją torbę, tam gdzie ostatnio ją położyłam.
-A żebyś wiedział.- mówię. - Poza tym to twoja siostra, muszę z nią dobrze żyć. - mrugam do niego okiem, a on uśmiecha się do mnie i wraca po resztę rzeczy.
W kuchni rozkładam rzeczy do szafek, włączam lodówkę i wyglądam przez małe okno, które przykrywa już nieśnieżnobiała firanka. Trawa na działce jest pokryta warstwą igiełek oraz liści z drzew, na jednym z nich siedzi ptak - cały czarny, ale jedyne co widać bardzo wyraźnie to jego dziób o charakterystycznym pomarańczowym kolorze.
-Za każdym razem, gdy przyjeżdżamy ten jeden śpiewa na drzewie, jakby nas witał... - mówi Hazz odkładając kolejną torbę z zakupami.
-Od zawsze? - pytam krzyżując ręce na piersiach.
-Od zawsze... Śmiejemy się, że to tradycja gatunku, bo wątpię, żeby przez tyle lat ten sam ptak witał nas za każdym razem. - uśmiecham się pod nosem, a Hazz wzdycha.
-Idę po swoją torbę i jesteśmy rozpakowani...- mówi, a ja już zaczynam się cieszyć na tę myśl.
-Idziemy nad jezioro? - pytam z nadzieją, a on unosi brwi.
-Będziemy się kąpać? - pyta mnie wpatrując się we mnie pięknymi, szmaragdowymi oczami.
-Może raz. - odpowiadam, a on szybko zmyka po rzeczy do auta.
Rozpakowuję ostatnią torbę i daję znać mamie, że już jesteśmy z Harrym na miejscu i że jest wszystko w porządku. Blokuję telefon i obiecuję sobie, że będę ograniczać do minimum korzystanie z niego w czasie, gdy obok jest Hazz. Chcę korzystać pełną piersią z tych wyjątkowych chwil i czerpać z nich jak najwięcej. Szukam więc stroju kąpielowego, pędzę do łazienki, by go ubrać i jak najszybciej udać się nad jezioro.
-Gdzie jesteś? - słyszę głos Stylesa z pokoju.
-W łazience przebieram się. - mówię siłując się z zapięciem stanika.
-Przecież mogłaś tu... - mówi, na co wywracam oczami.
-Chciałam to zrobić w cywilizowany sposób. - odpowiadam, a zaraz z moich ust wychodzi przekleństwo - pieprzone ramiączka.
-A tam gadasz... Wstydzisz się mnie? - śmieje się. - I co się tam tak denerwujesz?
Wychodzę z łazienki trzymając miseczki stanika i obracam się tyłem, żeby pomógł mi je zapiąć. Trwa to oczywiście z dobre kilka minut, bo obcałowuje prawie całe moje ramiona i szyję. Naprawdę mu ciężko wytrzymać podniecenie i może później skuszę się na coś z jego osobą, ale póki co... JEZIORO.
Z wielkim uśmiechem na ustach, w jednej dłoni trzymając wodę do picia, pod pachą recznik, a w drugiej dłoni czując pewny ucisk palców Harry'ego wchodzimy na łąkę, która stała się dla mnie niezwykle ważna już ostatnim razem, gdy tu byłam.
Bo byłam tu z nim...
W jego zaciszu...
W jego miejscu, gdzie może być prawdziwym sobą...
Podchodzimy bliżej klifu i dwa metry od krawędzi Harry rozkłada koc i kładzie w jego róg małą torbę z owocami, które kazałam mu wziąć na wypadek, gdybyśmy zrobili się głodni. Ja sama odkładam rzeczy w drugi róg i biorę głęboki wdech jednocześnie obejmując wzrokiem wszystko to, co dookoła mnie otacza. Zaraz ręce mojego loczka otulają mnie w biodrach, a jego brodę czuję, jak delikatnie opiera o "czubek" mojej głowy.
-Tu jest lepiej niż wspaniale. - mówię cicho, a on składa pocałunek w miejscu, o które przed chwilą się opierał. Moje dłonie splatam z jego na moich biodrach i w ciszy wpatruję się w to, co widzę. Żaglówki, różnokolorowe, płynące z różnymi prędkościami, ludzie krzątający się na nich, czerwona wyprzedza niebieską, a to wszystko na tle błękitnego jeziora. Po prawej stronie dostrzegam park wodny dla dzieci na publicznej plaży w miasteczku, gdzie ostatnim razem jedliśmy burgery. Wiatr jest błogi i koi dotyk palących promieni słonecznych. Czuję, że to będzie bardzo pozytywna reszta dnia.
Leżąc na plaży obserwuję Harry'ego i to, że na jego skórze przybyło więcej niż jeden tatuaż. Pojawiły się jaskółki, ale także na rękach i barkach dostrzegam pojedyncze sztuki.
Podkurczam nogi i podnoszę okulary przeciwsłoneczne, by dokładnie się im przyjrzeć.
-Czemu tak mi się przygladasz? - pyta.
-Twoje tatuaże, jest sporo nowych... - odpowiadam przyglądając się jego skórze. Harry wzdycha cicho pod nosem i nie mówi nic więcej.
-A co nie podobają Ci się? - pyta.
-Dobrze, wiesz, że uwielbiam twoje tatuaże ... - mówię mu, a on podkładka ręce pod tył głowy wygodniej układając się w stronę słońca. - Ale tak nagle? Tyle tatuaży na raz? - pytam nachając się, by palcami przejechać po dwóch maskach teatralnych na jego boku.
-Nie wiem czemu tak zrobiłem, ale jak nie było cię koło mnie, czułem się tak pusty w środku, że chyba chciałem poczuć ból i sprawdzić, czy jeszcze w ogóle cokolwiek jestem w stanie czuć... - mówi cicho, na co przenoszę na niego wzrok. Zamieram.
-To tak jakbyś się okaleczał... - szepczę czując gulę w gardle.
-Trochę tak, ale nie tnę się, tylko szpecę w bardziej cywilizowany sposób... - odpowiada beztrosko, na co wzdycham i nachylam się nad nim. Daję mu buziaka w usta i staram się wycałować jego policzki z największą... miłością... jaką mogę to zrobić. Harry chce mnie przytulić, więc na chwilę kładę się na jego ciele, by dotykać go każdym możliwym cm.
I tak jest mi dobrze...
Bo z nim....
Zamykam oczy i uśmiecham się na delikatne bicie jego serca, które czuję na swojej piersi.
-Wiesz... - mówię cicho.-...kiedyś była sytuacja, nie pamiętam kiedy dokładnie to było, ale gdy to do mnie wraca zawsze przyprawia mnie o uśmiech.
Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy idealnie swoją głową zasłaniając mu świecące słońce.
-Jaka to była sytuacja? - pyta, a ja się poprawiam tak, że leżę na jego brzuchu swoim brzuchem, a moje nogi łączę ze sobą i kładę je między jego nogami. Dłonie Harry'ego umiejscawiają się na moich udach i pośladkach, ale nic z nimi nie robi, naprawdę angażuje się w to, co zaraz mu powiem.
-Słyszałam kiedyś bicie twojego serca jak spałeś ze mną w jednym łóżku i chciałam sprawdzić, czy nawet mimo tego, że śpisz reagujesz na mnie aż tak, jak zdarza Ci się w pełnej świadomości. - mówię, a on uśmiecha się. - Więc najpierw dotknęłam cię ręką, ale nic, potem dałam Ci buziaka w usta i nic, a potem dotknęłam twojej skóry głowy i zaczęłam jeździć palcami... I momentalnie twoje serce zaczęło walić jak szalone... - mówię śmiejąc się.
Harry przełykam ślinę i przejeżdża rękoma po moich lędźwiach.
-Nie powiem, że to lubię, czy uwielbiam, kocham to moim zdaniem wciąż zbyt mało. Mam dreszcze jak to robisz... - mówi Hazz. - Nie mam pojęcia dlaczego... Ale wiesz co Ky... - zakłada kosmyk moich włosów za prawe ucho. - To że reaguje w śnie tylko na to, to oznacza, że moje ciało to kocha, dreszcze i szybsze bicie serca, a dla mnie to nie jest ważne. Ważne jest Ky, co czuję, gdy jestem świadomy, że mnie dotykasz, że mnie całujesz, że mnie przytulasz i okazujesz mi, że nie jestem Ci obojętny... - mówi, a ja czuję, że się rozpłaszczam, że moje serce jest jak lejący się miód. - Jedyna wartość, która się dla mnie liczy to twoja obecność i wytrwałość przy mnie. Mimo wszystkiego. Wciąż jesteś... - mówi i delikatnie się uśmiecha. - Chodź do mnie, teraz ja chcę Ci dać buzi.- na te słowa delikatnie opuszczam w dół głowę i łączę nasze usta w pocałunku pełnym uczucia i jednocześnie ogromnej i pięknej delikatności.

-Jesteś dla mnie wszystkim... - dodaje mi w usta, na co jeszcze mocniej przywieram do nich. Jego wargi są ciepłe i niezwykle subtelne, zabieram z jego ust kolejne pocałunki jakby na zapas, a zamykając oczy tę chwilę chcę zostawić w swojej pamięci na zawsze.
Zaraz chowam twarz w zagłębieniu jego szyi, by tak tkwić przez długi czas. Błogi czas płynący bardzo powoli. Słucham jak Harry cicho podśpiewuje:

The other night, dear, as I lay sleeping
I dreamt I held you in my arms
When I awoke, dear, I was mistaken
So I bowed my head and I cried

You are my sunshine, my only sunshine
You make me happy when skies are grey
You'll never know, dear, how much I love you
Please don't take my sunshine away

Uśmiecham się przez cały czas słuchając, jak kilkukrotnie powtarza zwrotkę i refren śpiewając coraz ciszej, albo może zdaje mi się, że ścisza... Może to ja odpływam ?

Just A Friend (Harry Styles Fanfiction) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz