Kylie
Nakładam jeszcze jedną warstwę tuszu do rzęs i poprawiam usta. Moja sukienka
(https://www.polyvore.com/no.191/set?id=204754556) leży naprawdę dobrze, a szpilki idealnie pasują do całej kompozycji. Otwieram drzwi i wpuszczam Harry'ego do wnętrza jego pokoju jest w ciemnej, luźnej koszuli, podchodzi do szafy i ściąga z wieszaka marynarkę. Elegancki :) Uśmiecha się szeroko i już po raz kolejny obserwuje mnie od góry do dołu.
- Kurde, ale Ty wyglądasz...- mówi do mnie, na co się uśmiecham i przesyłam mu buziaczki. Ponownie skupiam się na lustrze i poprawiam lekko podkręcone końcówki włosów. Wyglądam dość słodko, ale taktownie. Nie przesadziłam ani z makijażem, ani z długością sukienki, więc wszystko jest co najmniej akceptowalne.
-Dzieci chodźcie już!- słyszymy głos mamy Harry'ego. Na tę komendę Harry wstaje z kanapy i łapie mnie za dłoń. W przelocie sięgam po mój telefon i cicho stukając schodzimy na dół. Anne wygląda bardzo gustownie i elegancko, mam dziwne wrażenie, że też chce pokazać nieco rodzinie. Może mieli jakieś zatargi, ciche kłótnie... Gemma ma na sobie kwiecistą delikatną sukienkę i narzuconą dżinsową katanę. Robin już czeka w samochodzie, niecierpliwi się i trąbi. Wychodzimy z domu i ja, Gemma i Harry siadamy z tyłu, rozmawiamy. Siedzę przy oknie i wpatruję się w przemieszczający się krajobraz pól i nielicznych domków.
-Meredith też będzie?- pyta Anne Robin.
-Tak, tata mówił, że przyjedzie z całą swoją rodziną...- mówi Anne i wydaje się być niepocieszona. Po kilkunastu minutach jazdy Harry kładzie rękę na moim kolanie i łapie za nie, po czym sunie z deka wyżej. Przenoszę na niego wzrok i uśmiecham się do niego swoją dłoń splatam z jego i kładę mu głowę na ramieniu. Dojazd zajmuje jeszcze kilka minut, a przed domem dziadków H. jest już pięć aut. Robin parkuje na ulicy, a Anne prosi mnie i Gemmę byśmy pomogły jej z potrawami. Anne patrząc na mnie uśmiecha się i mówi, że wyglądam ślicznie. Dziękuję jej i we trzy zmierzamy do środka. Wewnątrz domu panuje niemały harmider i część twarzy już znam, nieskromnie zauważam, że przyciągnęłam wzrokiem większą część męskiej części gości. Anne uśmiecha się do mnie ponownie i odbiera ode mnie jedzenie. Idziemy do pokoju, gdzie babcia wstaje z kanapy, by nas wszystkich przywitać. Harry i Robin wchodzą, staję obok mojego loczka i po kolei składamy jej życzenia. Anne i Robin dają jej duży prezent, a ona cieszy się jak dziecko. Jest przemiłą kobietą i gdy przytulam ją mówi mi do ucha:
-Tak się cieszę kochanie, że mu tu dziś towarzyszysz...- mówi.- Dobrze Cię widzieć i wyglądasz przepięknie...- uśmiecha się szeroko.
Robi mi się wtedy ciepło na sercu. Dziwnie przyjemnie uczucie.
Gemma i Anne idą z ciocią Dee i Ruth do kuchni, a w salonie pozostają sami mężczyźni i jedna kobieta. Jej czerwone włosy są ułożone staroświecko, ma na sobie kwiecistą suknię do kostek, która miała chyba ukryć jej mankamenty, wokół niej siedzą dwie dziewczyny, a ich uroda jest co najmniej ciężka do zaakceptowania. Harry idzie się przywitać, a ja stoję trochę na uboczu. Babcia Harry'ego mnie zaczepia i siadam koło niej i Elli, kuzynki Harry'ego, którą poznałam przedwczoraj. Rozmawiam z nimi, podczas gdy Harry musi zamienić ze wszystkimi trzy słowa. Anne wraca do pokoju i także wita się z rodziną, Gemma dosiada się do mnie i opowiada babci same pozytywy na mój temat. Śmieję się z niej, bo jest tak zaangażowana w to, co mówi, że aż mnie rozśmiesza.
-Ona Cię uwielbia, kochanie...- mówi babcia, na co uśmiecham się szeroko i łapię Gemmę za rękę.
-Ja też ją uwielbiam...- mówię.
Ciocia Dee woła wszystkich na obiad, Harry przerywa rozmowę z wujkiem i podchodzi do mnie. Splatam nasze palce i Hazz prowadzi naszą dwójkę do stołu. Tam siedzę pomiędzy Gemmą, a Harrym i wsłuchuję się w mądrości czerwonowłosej kobiety. Anne ma minę, jakby miała zaraz zwymiotować, a Harry i Gemma spinają policzki ze zirytowania. Po skończonym obiedzie wszyscy idą do ogrodu, gdzie zajmuję z Harry'm miejsce przy kwietniku, którego różnorodność i kolory zachwycają mnie. Na stole pojawiają się ciasta, szampan, wina, a także kawy, herbaty różnego typu. Część gości chodzi dookoła i rozmawia ze sobą, część siedzi i także odbywa rozmowy. Harry uśmiecha się do mnie, gdy na niego spoglądam.
-Kim jest ta czerwonowłosa kobieta?- pytam go, na co jego uśmiech rzednie.
-To ciotka Meredith, pieprzona skarbnica mądrości...- mówi bez ogródek.
-Czemu tak jej nie lubisz?- pytam.
-Bo to właśnie ona zaczęła mówić o mnie różne rzeczy, zaczęła mnie obrażać, moją mamę, że rozwódka, że nie umiała dzieci wychować i takie tam...- mówi, na co otwieram szeroko oczy.
-Żartujesz...- niedowierzam i spoglądam na nią. Ma żmijowaty wyraz twarzy i widać, że stara się być w centrum uwagi. -Twoja mama na to pozwoliła?- pytam.
-Nie, ale ciotka jest wygadana, że momentalnie jak znalazła odpowiedź i ją zagięła do potęgi.
-A Ty?- pytam.- Dlaczego się nie broniłeś?
-Bo miała trochę racji... A poza tym szczerze mówiąc nie obchodziło mnie co mówią inni.- odpowiada, na co wywracam oczami.
-Oj Harry...- wzdycham cicho.
-Chodź coś Ci pokażę...- mówi i łapie mnie za dłoń. Wstajemy od stołu i przyciągamy tym uwagę części gości w tym czerwonowłosej ciotki. Idziemy w róg ogrodu i Harry pokazuje mi obrazki, które malowali farbami z Gemmą na płocie. Są śliczne i niezwykłe. Obejmuję Hazzę w biodrach i daję mu buziaka w policzek.
Kierujemy się ku naszym siedzeniom, gdy przechodzimy koło Anne, Meredith i Dee.
-Harry...- uśmiecha się złośliwie czerwonowłosa kobieta.- Nie przedstawiłeś mi swojej koleżanki.- mówi i krzyżuje ręce na klatce piersiowej, jakby czekała na odpowiedź i jednocześnie układała w głowie ripostę.
-Kylie...- podaję jej dłoń i wtrącam.-I nie jestem koleżanką, tylko jego dziewczyną...- mówię szybko, na co oczy kobiety, jak i Anne stają się szeroko otwarte. Harry się spina i spogląda na mnie.- Tak, od czterech miesięcy razem...- dodaję pewnie.
Kobietę zatyka, z jej gardła wychodzą tylko dziwne, stłumione dźwięki. Już nie jest taka pewna siebie i taki obrót spraw jak najbardziej mi odpowiada, patrzę w jej oczy, a jej twarz nabiera innego, niepewnego wyrazu.
-Gratulacje...- wykrztusza po chwili.
-Dziękujemy, prawda kochanie?- zwracam sie do Harry'ego, który kiwa głową, uśmiecham się.
-Jak wam się układa?- pyta, a ja zauważam, że Anne aż dostaje rumieńców.
-Fantastycznie, Harry to taki czuły, romantyczny, dojrzały mężczyzna...- mówię uśmiechając się do Harry'ego, który zbladł i jedyne co, to bezsłownie kiwa głową. -...trochę nieśmiały... pomógł mi zaklimatyzować się w Wielkiej Brytanii...- mówię pewnie.
-A bo Ty nie jesteś stąd?- dopytuje się ciekawsko.
-Nie, jestem z Los Angeles, uczę się tutaj.- mówię.
-A potem co zamierzasz?- pyta.
-Mam stypendium w wyniku którego wyjeżdżam do Harvardu.- jej oczy stają się okrąglutkie i widzę lekki, zwycięski uśmiech Anne.
-Moje córki tam kandydowały...- mówi, na co się wtrącam.
-...i się nie dostały? To bardzo wymagające miejsce i dostają się tam tylko najlepsi z najlepszych...- mówię, na co Anne musi przysłonić usta od parsknięcia, a mój Harry momentalnie się rozluźnia. Kobieta się spina i robi się powoli coraz bardziej czerwona.
-Są bardzo zdolne...- mówi, na co wtrącam się.
-...widocznie niewystarczająco...- mówię, a ona bierze głęboki oddech. Poważnie ją uraziłam. Jej pieprzoną dumę.
-Nie znasz moich dziewczynek i nie powinnaś ich osądzać...- mówi pretensjonalnie chcąc wywrzeć na mnie poczucie winy. Czeka na przeprosiny... Już ja jej je dam.
-Pani też nie znała prawdziwego Harry'ego, a dokonała Pani na nim osądu, który objął całą rodzinę...- mówię pewnie, a Anne bierze cichy, ale głęboki wdech, a na jej ustach rośnie uśmiech, większy i większy. Czuję dłoń Harry'ego na żebrach, która rozluźnia się i zaciska. Chciałabym zobaczyć jego minę...
Natomiast z uszu kobiety praktycznie wychodzi para, zęby ma ściśnięte, a jedna z jej dłoni jest zaciśnięta. Patrzy na mnie otwartymi szeroko oczami i jej głowa aż huczy od przegrzania się w wymyślaniu riposty.
-Młoda damo nie przystoi zwracać się osobie znacznie starszej uwagi, a poza tym każdy ma prawo wyznać swoją opinię, ja tak zrobiłam...
-Więc ja teraz będę miała prośbę...- mówię.- Proszę więcej nie mówić czegokolwiek o moim chłopaku, ponieważ Pani nawet jako jego ciotka nie zna go. Osądy są wskazane dopiero po poznaniu człowieka, a nie ma podstawie jednej, czy dwóch rozmów, a także pomówień innych ludzi.- mówię i uśmiecham się fałszywie.- Taka rada od młodszego dla starszego.- kobieta kipi z oburzenia, a ja z kolei z dumy. Miałam wenę, oj miałam...- Bardzo mi było miło Panią poznać...- mówię i uśmiecham się do niej milej i prowadzę Harry'ego dalej. Właściwie to on mnie prowadzi za dom, gdzie prawie podskakuję, bo nie nadążam iść na szpilkach. Za domem zakręca się do mnie przodem i patrzy w moje oczy.
-Kylie...- szepcze.- Po co powiedziałaś, że jestem twoim chłopakiem, to wbrew naszej zasadzie...- mówi, a ja wzdycham z cichą ulgą, bo pomyślałam, że może za ostro potraktowałam czerwonowłosą sukę.
-Harry nikt nie ma prawa mówić takie rzeczy o tobie, mało kto Cię zna prawdziwego, mało kto dostrzega twój artyzm, piękno wewnętrzne i wrażliwość. Nie mogłam się oprzeć by walnąć tej kobiecie i chętnie bym to zrobiła, gdyby nie była częścią twojej rodziny, dlatego postanowiłam, że dam jej kopniaka mentalnego w postaci słów. A poza tym mówiła, że nie znajdziesz sobie normalnej dziewczyny, ja chyba jestem normalną osobą, więc stwierdziłam, że co mi zależy...- mówię, na co Harry uśmiecha się szeroko.
-Jesteś nad wyraz wyjątkowa... Absolutnie niesamowita.- mówi, na co się szeroko uśmiecham. Bierze mnie w swoje objęcia, a ja czuję się lepiej niż gdy mnie całuje, tak błogo i przyjemnie. Tak normalnie, ale to, jak mnie tym docenia jest bezcenne. Tkwimy w swoich ramionach dłuższą chwilę i wracamy na ogród, gdzie zajmujemy huśtawkę ogrodową. Do końca 80 - tych urodzin babci Harry mnie nie wypuszcza na chwilkę, a ja czuję się wyjątkowo. Anne całuje mnie w policzek dziękując za te słowa, co jest dla mnie potrójną nagrodą. Późnym wieczorem, gdy ogród jest oświetlony siadam na kolanach Harry'ego, a on przytula się do mojej piersi. Jest idealnie.
Do Holmes Chapel wracamy około północy dość mocno zmęczeni. Gemma szybko się kąpie, Anne, Robin, potem ja i na końcu Harry. Składam swoja sukienkę do walizki i rozczesuję włosy przed lustrem. Odrzucam je do tyłu i podążam w stronę łóżka. Kładę się na środku w krótkiej koszulce i majtkach, na brzuchu, macham nogami w powietrzu i dla zabicia czasu oglądam zdjęcia z IG. Harry wchodzi do środka w ręczniku i mokrych włosach.
-Co robisz?- pyta stając z boku łóżka, na co obracam na niego wzrok.
-Oglądałam zdjęcia z nudów...- mówię i blokuję telefon. Jednocześnie wbijam głowę w poduszkę Harry'ego i zamykam oczy.
-Mocno zmęczona?- pyta wybierając włosy, z których skapywały krople wody.
-Nie jest tak źle... Trochę stopy mnie bolą od szpilek...- mówię niewyraźnie.
Harry spogląda na moje wyciągnięte ciało i uśmiecha się pod nosem. Wiesza ręcznik, którym wycierał głowę na kaloryferze i znika z mojego pola widzenia. Łóżko ugina się pod jego ciężarem u końca i czuję, jak jego duże, ciepłe dłonie ujmują moje stopy, a długie palce dotykają i zaczynają je masować.
-O tak...- mruczę w poduszkę i wzdycham z cichą ulgą.
Harry chichocze i zaczyna dokonywać mocniejszych ucisków, na co aż zamykam oczy.
-Harry...- mruczę.- Nie przestawaj.
-Dobrze, piękna...- mruczy cicho i składa na mojej stopie pocałunek.
Po kilkunastu minutach jestem w półśnie i czuję, że moje stopy uzyskały nowe, lepsze życie. Mruczę i przekładam się na plecy, Harry cały czas trzyma w swojej dłoni moją stopę.
-Już nie bolą?- pyta składając pocałunek na kostce.
Przeczę ruchami głowy i mówię mu ciche: Dziękuję.
Uśmiecha się, składa pocałunki na łydce i przy kolanie podnosząc jednocześnie moją nogę wyżej i zbliżając się. Opieram moją nogę i jego ramię i zdaje się, że nie sprawia mu to problemu. Całuje mnie wyżej i wyżej... aż dociera do mojej kobiecości. Uśmiecham się szeroko widząc i znając jednocześnie jego zamiary. Smyra nosem po moich majtkach i sunie rękoma do góry jednocześnie łapiąc obydwoma rękoma moje nagie piersi. Idzie wyżej z ustami, a na brzuchu aż do twarzy zostawia pocałunki, gdy łączy swoje usta z moimi czuję ich delikatność i jednoczesne pożądanie, łapczywość, potrzebę posiadania go. Wplątuję palce w jego włosy i zniżam się delikatnie przyciągając swoje ciało do jego. Momentalnie czuję Go pod osłoną ręcznika zaraz przy Mnie. Uśmiechamy się do siebie, całujemy łapczywie i pożądliwie. Jego dłonie wsuwają się pod moje plecy i ściągają mi koszulkę przez głowę. Uśmiecha się łobuzersko na widok biustu i znów wsuwa dłonie pod moje plecy jednocześnie zbliżając mnie do siebie. Unosi mój tułów do góry, w wyniku czego dotykam jego torsu piersiami. Patrzy mi w oczy tak głęboko, że zapominam o Bożym świecie. Jedyne co kontroluję to dłoń, która zsuwa ręcznik z jego bioder. Uśmiecha się szeroko i chwyta po prezerwatywę, kładzie mnie na pościeli i ją nakłada. Ściąga mnie niżej na łóżku na równą i bezpoduszkową powierzchnię. Znów podnosi mi tułów, by nasze oczy były blisko, ale i usta...
Delikatnie je muska i zagryza moją dolną wargę. W tym momencie wyczuwam już lekki dotyk przyjaciela Harry'ego u mego ujścia. Droczy się ze mną, a tego nie lubię... Swoją dłoń podnoszę z powierzchni pościeli i dotykam jego policzka, następnie sunę w stronę włosów, wplatam palce między ich kosmyki i ciągnę je. Wtedy jego wzrok dziwnie się zmienia, pożądliwie, aż trudno uwierzyć, że gdy dotykam jego włosów i skóry głowy tak na niego działam. Zniża usta do moich i znów delikatnie je muska i w międzyczasie powolutku wchodzi we mnie. Wzdycham cicho na nowe uczucie, ale Hazz już mnie zna. Daje mi się przyzwyczaić, a gdy to ja wracam do całowania on już przejmuje pałeczkę i zaczyna się ruszać. Z naszych ust póki co ulatniają się ciche, subtelne wzdechy. Przyciągam go za kark bliżej siebie, więc żeby było mu wygodnie, układa się na kolanach i na swoich rękach utrzymuje ciężar ciała, wpija się w moje usta, a ja nie pozostaję mu dłużna. Swoimi dłońmi utrzymuję jego głowę i wsuwam język do jego ust, a tym momencie zaczyna przyspieszać. Mruczy mi w usta i dostaje kopa, gdy moje dłonie znów dotykają jego głowy. Wtedy już zaczyna powoli brakować mi oddechu, ale nie daję za wygraną. Jego biodra zaczynają przyspieszać, a ja wyjękuję jego imię, na co szeroko się uśmiecha i opuszcza głowę nad moje ucho.
-Kochanie, bądź głośniejsza, wszyscy śpią...- mówi cicho jednorazowo wchodząc bardzo głęboko.
-Nie mogę...- mówię cicho i zagryzam usta z przyjemności.
-Liczysz się tylko Ty i ja...- mówi, na co swoje dłonie przenoszę na jego plecy i wbijam w nie mocno paznokcie. Jego oddech robi się szybki, ale i tempo jest większe.
-Harry...- szepczę zamykając oczy.- Tylko nie waż się przestawać...- dodaję i cicho jęczę.
-Słonko...- mówi z ciężkim oddechem.- Nigdy... Ale muszę zmienić ułożenie, ręce mi ścierpły...- mówi cicho i zmienia pozycję rak, teraz utrzymuje ciężar ciała na przedramionach. Jest bliżej mnie. Znów zwalnia, ale jest tak głęboko, że wypinam z przyjemności klatek piersiową do góry, on się uśmiecha szeroko i całuje mnie wówczas między piersiami. Otwieram oczy i patrzę w jego głęboko i intensywnie.
-Ky przestań...- uśmiecha się łobuzersko.-...żadne z nas nie chce, by to się szybko skończyło...- dodaje, na co uśmiecham się do niego. Znów przyspiesza... Znacząco. Jak rakieta. Mój żołądek, wątroba i wszystko inne zmieniło miejsce. Widzę w księżycowej poświacie na jego twarzy, że nabrał rumieńców i ciężko oddycha. Jest Bogiem. Zamknął oczy i wczuwa się w tempo, by go nie stracić. Zaczynam ciężko oddychać, a od góry do dołu oblewa mnie dreszcz. Zaczyna być lepki od potu, ale to tylko świadczy o tym, jak bardzo jest zaangażowany, a mnie to pasuje.
-Harry...- mówię, gdy zwalnia. Cały czas nie otwiera oczu.
-Harry...- powtarzam dotykając jego policzków.- Zatrzymaj się.- mówię spokojnie.
On otwiera oczy szeroko i staje w miejscu.
-Coś Cię boli?- pyta nerwowo.
-Nie...- uśmiecham się.- Ale chcę Ci ulżyć...- dodaję, na co on uśmiecha się coraz szerzej. Wysuwa się ze mnie, na co czuję dziwną pustkę, Harry kładzie się na moim dawnym miejscu i gdy usadawiam się na jego pasie kładzie dłonie na moich udach. Zagryzam usta na jego rozgrzane, błyszczące ciało i uśmiecham się szeroko, gdy cicho mruczy. Teraz to ja przejmuję pałeczkę. Nie chcę pokazaç mu swojej niższości, więc nie zamierzam droczyć się z nim... No może za chwilkę :) Ale wracam do tempa, które nadał chwilkę temu, a patrząc na niego chcę jeszcze więcej i więcej... Ciężko oddycham i z trudem łapię powietrze, a moje płuca ledwo przyjmują tlen, którego i tak w tym pomieszczeniu zostało mało. Opieram swoje dłonie o jego tors i cicho wyjękuję jego imię. Jego dłonie, palce wciskają się w moje uda i pośladki, oczy są zamknięte. Usta rozchylone i właśnie na ich widok osuwam się niżej i ujmuję zębami jego wargę. Znacznie zwalniam, by poczuć go do granic możliwości. Moje pośladki powoli się poruszają, a on marszczy brwi i zaczyna poruszać swoimi biodrami, na co z moich ust wydobywa się cichy, stłumiony jęk. Wbijam mocno paznokcie w jego tors i delektuję się tym, jak szybko przewracają mi się wnętrzności. Doprowadza mnie tymi piekielnymi biodrami to psychicznego i fizycznego braku pojmowania świata. Niespodziewanie z moich ust wyrywa się jego imię, ale nie jest oni wykrzyczane na tyle głośno, by można było kogoś obudzić... Chociaż... Spoglądam na Harry'ego, ale on kompletnie się tym nie przejmuje.
-Kylie, jestem blisko, a Ty?- ciężko oddycha.
-Ja już od kilkunastu pchnięć...- mówię tym razem znacznie ciszej.
Otwiera oczy i są tak duże, a błyszczą tak, że mogłabym się w nich przejrzeć jak w lustrze. Podnosi nagle tułów, przez co momentalnie jest bliżej mnie, jego tors styka się z moimi piersiami, a usta są tak czerwone i zachłanne, że aż się proszą się o pocałunek. Otumaniona widokiem tych kształtnych usteczek, dotykam je kciukiem i lekko je przygryzam. Wtedy jego biodra wchodzą we mnie głębiej, a ja zasysam powietrze przez nos i przyciągam go bliżej siebie wplatając palce między kosmyki włosów. Obydwie w jednym tempie poruszamy biodrami i zaraz szczytujemy, jęcząc sobie w usta. Biorę głęboko wdech i słaba rzucam się nie na łóżko, a na ciało chłopaka. Wzdycham cicho i składam mu całus na szyi.
-Rządzisz...- mówię, na co jego ciało się rozluźnia. Oddycham coraz lżej i prawą dłonią dotykam jego włosów. Harry swoją prawą dłoń kładzie na moich pośladkach i sunie po nich, lekko je zaciskając.
-Jak to jest, że jesteś taka grzeczniutka na co dzień, a taka z Ciebie bestia w łóżku...- mówi cicho, na co się uśmiecham.
-Jak jest ktoś, kto potrafi ze mnie wykrzesać bestię to brawo dla niego...- mówię, na co kieruje swoje ręce wyżej na kręgosłup.
-Kogo masz na myśli?- pyta na pewno się uśmiechając.
-Kogo? Nikogo konkretnego...- mówię wiedząc, że go to rozzłości, na co zsuwa dłoń niżej i daje mi klapsa w lewy pośladek, odgłos rozlega się w całym pokoju. Podnoszę się z jego ciała i siadam mu na biodrach.
-Ała?- unoszę brew.
-To za karę, za kłamstwo...- mówi przyglądając się moim piersiom.
-Karę to ty zaraz dostaniesz...- mówię i zakrywam piersi dłońmi.
-Kylie!- od razu reaguje i łapie dłońmi za moje nadgarstki próbując ściągnąć je z piersi.- Nie ograniczaj ich...- marudzi.- Chodź do mnie... Bliżej...- mówi po chwili.
-Gdzie?- pytam.
-Tak jak wcześniej... Dobrze wtedy było, podobało mi się.- mówi, na co układam się jak wcześniej i momentalnie zasypiam.
***
Dodaję teraz, bo nie wiem, czy dziś po zakończeniu roku będę w stanie😢😢😢
Miłego♡