Just A Friend (Harry Styles F...

By camillemontrose

96.7K 3.9K 678

Ona patrzy tylko w przyszłość, ale potrafi żyć tym, co jest tu i teraz. Kylie, wzorowa uczennica, która zmien... More

Rozdział 1.
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Ważna sprawa😧😧😧
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 56
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65.
Rozdział 66

Rozdział 35

1.2K 54 6
By camillemontrose



Kylie

Nakładam jeszcze jedną warstwę tuszu do rzęs i poprawiam usta. Moja sukienka
(https://www.polyvore.com/no.191/set?id=204754556) leży naprawdę dobrze, a szpilki idealnie pasują do całej kompozycji. Otwieram drzwi i wpuszczam Harry'ego do wnętrza jego pokoju jest w ciemnej, luźnej koszuli, podchodzi do szafy i ściąga z wieszaka marynarkę. Elegancki :) Uśmiecha się szeroko i już po raz kolejny obserwuje mnie od góry do dołu.

- Kurde, ale Ty wyglądasz...- mówi do mnie, na co się uśmiecham i przesyłam mu buziaczki. Ponownie skupiam się na lustrze i poprawiam lekko podkręcone końcówki włosów. Wyglądam dość słodko, ale taktownie. Nie przesadziłam ani z makijażem, ani z długością sukienki, więc wszystko jest co najmniej akceptowalne.

-Dzieci chodźcie już!- słyszymy głos mamy Harry'ego. Na tę komendę Harry wstaje z kanapy i łapie mnie za dłoń. W przelocie sięgam po mój telefon i cicho stukając schodzimy na dół. Anne wygląda bardzo gustownie i elegancko, mam dziwne wrażenie, że też chce pokazać nieco rodzinie. Może mieli jakieś zatargi, ciche kłótnie... Gemma ma na sobie kwiecistą delikatną sukienkę i narzuconą dżinsową katanę. Robin już czeka w samochodzie, niecierpliwi się i trąbi. Wychodzimy z domu i ja, Gemma i Harry siadamy z tyłu, rozmawiamy. Siedzę przy oknie i wpatruję się w przemieszczający się krajobraz pól i nielicznych domków.

-Meredith też będzie?- pyta Anne Robin.

-Tak, tata mówił, że przyjedzie z całą swoją rodziną...- mówi Anne i wydaje się być niepocieszona. Po kilkunastu minutach jazdy Harry kładzie rękę na moim kolanie i łapie za nie, po czym sunie z deka wyżej. Przenoszę na niego wzrok i uśmiecham się do niego swoją dłoń splatam z jego i kładę mu głowę na ramieniu. Dojazd zajmuje jeszcze kilka minut, a przed domem dziadków H. jest już pięć aut. Robin parkuje na ulicy, a Anne prosi mnie i Gemmę byśmy pomogły jej z potrawami. Anne patrząc na mnie uśmiecha się i mówi, że wyglądam ślicznie. Dziękuję jej i we trzy zmierzamy do środka. Wewnątrz domu panuje niemały harmider i część twarzy już znam, nieskromnie zauważam, że przyciągnęłam wzrokiem większą część męskiej części gości. Anne uśmiecha się do mnie ponownie i odbiera ode mnie jedzenie. Idziemy do pokoju, gdzie babcia wstaje z kanapy, by nas wszystkich przywitać. Harry i Robin wchodzą, staję obok mojego loczka i po kolei składamy jej życzenia. Anne i Robin dają jej duży prezent, a ona cieszy się jak dziecko. Jest przemiłą kobietą i gdy przytulam ją mówi mi do ucha:

-Tak się cieszę kochanie, że mu tu dziś towarzyszysz...- mówi.- Dobrze Cię widzieć i wyglądasz przepięknie...- uśmiecha się szeroko.

Robi mi się wtedy ciepło na sercu. Dziwnie przyjemnie uczucie.

Gemma i Anne idą z ciocią Dee i Ruth do kuchni, a w salonie pozostają sami mężczyźni i jedna kobieta. Jej czerwone włosy są ułożone staroświecko, ma na sobie kwiecistą suknię do kostek, która miała chyba ukryć jej mankamenty, wokół niej siedzą dwie dziewczyny, a ich uroda jest co najmniej ciężka do zaakceptowania. Harry idzie się przywitać, a ja stoję trochę na uboczu. Babcia Harry'ego mnie zaczepia i siadam koło niej i Elli, kuzynki Harry'ego, którą poznałam przedwczoraj. Rozmawiam z nimi, podczas gdy Harry musi zamienić ze wszystkimi trzy słowa. Anne wraca do pokoju i także wita się z rodziną, Gemma dosiada się do mnie i opowiada babci same pozytywy na mój temat. Śmieję się z niej, bo jest tak zaangażowana w to, co mówi, że aż mnie rozśmiesza.

-Ona Cię uwielbia, kochanie...- mówi babcia, na co uśmiecham się szeroko i łapię Gemmę za rękę.

-Ja też ją uwielbiam...- mówię.

Ciocia Dee woła wszystkich na obiad, Harry przerywa rozmowę z wujkiem i podchodzi do mnie. Splatam nasze palce i Hazz prowadzi naszą dwójkę do stołu. Tam siedzę pomiędzy Gemmą, a Harrym i wsłuchuję się w mądrości czerwonowłosej kobiety. Anne ma minę, jakby miała zaraz zwymiotować, a Harry i Gemma spinają policzki ze zirytowania. Po skończonym obiedzie wszyscy idą do ogrodu, gdzie zajmuję z Harry'm miejsce przy kwietniku, którego różnorodność i kolory zachwycają mnie. Na stole pojawiają się ciasta, szampan, wina, a także kawy, herbaty różnego typu. Część gości chodzi dookoła i rozmawia ze sobą, część siedzi i także odbywa rozmowy. Harry uśmiecha się do mnie, gdy na niego spoglądam.

-Kim jest ta czerwonowłosa kobieta?- pytam go, na co jego uśmiech rzednie.

-To ciotka Meredith, pieprzona skarbnica mądrości...- mówi bez ogródek.

-Czemu tak jej nie lubisz?- pytam.

-Bo to właśnie ona zaczęła mówić o mnie różne rzeczy, zaczęła mnie obrażać, moją mamę, że rozwódka, że nie umiała dzieci wychować i takie tam...- mówi, na co otwieram szeroko oczy.

-Żartujesz...- niedowierzam i spoglądam na nią. Ma żmijowaty wyraz twarzy i widać, że stara się być w centrum uwagi. -Twoja mama na to pozwoliła?- pytam.

-Nie, ale ciotka jest wygadana, że momentalnie jak znalazła odpowiedź i ją zagięła do potęgi.

-A Ty?- pytam.- Dlaczego się nie broniłeś?

-Bo miała trochę racji... A poza tym szczerze mówiąc nie obchodziło mnie co mówią inni.- odpowiada, na co wywracam oczami.

-Oj Harry...- wzdycham cicho.

-Chodź coś Ci pokażę...- mówi i łapie mnie za dłoń. Wstajemy od stołu i przyciągamy tym uwagę części gości w tym czerwonowłosej ciotki. Idziemy w róg ogrodu i Harry pokazuje mi obrazki, które malowali farbami z Gemmą na płocie. Są śliczne i niezwykłe. Obejmuję Hazzę w biodrach i daję mu buziaka w policzek.

Kierujemy się ku naszym siedzeniom, gdy przechodzimy koło Anne, Meredith i Dee.

-Harry...- uśmiecha się złośliwie czerwonowłosa kobieta.- Nie przedstawiłeś mi swojej koleżanki.- mówi i krzyżuje ręce na klatce piersiowej, jakby czekała na odpowiedź i jednocześnie układała w głowie ripostę.

-Kylie...- podaję jej dłoń i wtrącam.-I nie jestem koleżanką, tylko jego dziewczyną...- mówię szybko, na co oczy kobiety, jak i Anne stają się szeroko otwarte. Harry się spina i spogląda na mnie.- Tak, od czterech miesięcy razem...- dodaję pewnie.

Kobietę zatyka, z jej gardła wychodzą tylko dziwne, stłumione dźwięki. Już nie jest taka pewna siebie i taki obrót spraw jak najbardziej mi odpowiada, patrzę w jej oczy, a jej twarz nabiera innego, niepewnego wyrazu.

-Gratulacje...- wykrztusza po chwili.

-Dziękujemy, prawda kochanie?- zwracam sie do Harry'ego, który kiwa głową, uśmiecham się.

-Jak wam się układa?- pyta, a ja zauważam, że Anne aż dostaje rumieńców.

-Fantastycznie, Harry to taki czuły, romantyczny, dojrzały mężczyzna...- mówię uśmiechając się do Harry'ego, który zbladł i jedyne co, to bezsłownie kiwa głową. -...trochę nieśmiały... pomógł mi zaklimatyzować się w Wielkiej Brytanii...- mówię pewnie.

-A bo Ty nie jesteś stąd?- dopytuje się ciekawsko.

-Nie, jestem z Los Angeles, uczę się tutaj.- mówię.

-A potem co zamierzasz?- pyta.

-Mam stypendium w wyniku którego wyjeżdżam do Harvardu.- jej oczy stają się okrąglutkie i widzę lekki, zwycięski uśmiech Anne.

-Moje córki tam kandydowały...- mówi, na co się wtrącam.

-...i się nie dostały? To bardzo wymagające miejsce i dostają się tam tylko najlepsi z najlepszych...- mówię, na co Anne musi przysłonić usta od parsknięcia, a mój Harry momentalnie się rozluźnia. Kobieta się spina i robi się powoli coraz bardziej czerwona.

-Są bardzo zdolne...- mówi, na co wtrącam się.

-...widocznie niewystarczająco...- mówię, a ona bierze głęboki oddech. Poważnie ją uraziłam. Jej pieprzoną dumę.

-Nie znasz moich dziewczynek i nie powinnaś ich osądzać...- mówi pretensjonalnie chcąc wywrzeć na mnie poczucie winy. Czeka na przeprosiny... Już ja jej je dam.

-Pani też nie znała prawdziwego Harry'ego, a dokonała Pani na nim osądu, który objął całą rodzinę...- mówię pewnie, a Anne bierze cichy, ale głęboki wdech, a na jej ustach rośnie uśmiech, większy i większy. Czuję dłoń Harry'ego na żebrach, która rozluźnia się i zaciska. Chciałabym zobaczyć jego minę...

Natomiast z uszu kobiety praktycznie wychodzi para, zęby ma ściśnięte, a jedna z jej dłoni jest zaciśnięta. Patrzy na mnie otwartymi szeroko oczami i jej głowa aż huczy od przegrzania się w wymyślaniu riposty.

-Młoda damo nie przystoi zwracać się osobie znacznie starszej uwagi, a poza tym każdy ma prawo wyznać swoją opinię, ja tak zrobiłam...

-Więc ja teraz będę miała prośbę...- mówię.- Proszę więcej nie mówić czegokolwiek o moim chłopaku, ponieważ Pani nawet jako jego ciotka nie zna go. Osądy są wskazane dopiero po poznaniu człowieka, a nie ma podstawie jednej, czy dwóch rozmów, a także pomówień innych ludzi.- mówię i uśmiecham się fałszywie.- Taka rada od młodszego dla starszego.- kobieta kipi z oburzenia, a ja z kolei z dumy. Miałam wenę, oj miałam...- Bardzo mi było miło Panią poznać...- mówię i uśmiecham się do niej milej i prowadzę Harry'ego dalej. Właściwie to on mnie prowadzi za dom, gdzie prawie podskakuję, bo nie nadążam iść na szpilkach. Za domem zakręca się do mnie przodem i patrzy w moje oczy.

-Kylie...- szepcze.- Po co powiedziałaś, że jestem twoim chłopakiem, to wbrew naszej zasadzie...- mówi, a ja wzdycham z cichą ulgą, bo pomyślałam, że może za ostro potraktowałam czerwonowłosą sukę.

-Harry nikt nie ma prawa mówić takie rzeczy o tobie, mało kto Cię zna prawdziwego, mało kto dostrzega twój artyzm, piękno wewnętrzne i wrażliwość. Nie mogłam się oprzeć by walnąć tej kobiecie i chętnie bym to zrobiła, gdyby nie była częścią twojej rodziny, dlatego postanowiłam, że dam jej kopniaka mentalnego w postaci słów. A poza tym mówiła, że nie znajdziesz sobie normalnej dziewczyny, ja chyba jestem normalną osobą, więc stwierdziłam, że co mi zależy...- mówię, na co Harry uśmiecha się szeroko.

-Jesteś nad wyraz wyjątkowa... Absolutnie niesamowita.- mówi, na co się szeroko uśmiecham. Bierze mnie w swoje objęcia, a ja czuję się lepiej niż gdy mnie całuje, tak błogo i przyjemnie. Tak normalnie, ale to, jak mnie tym docenia jest bezcenne. Tkwimy w swoich ramionach dłuższą chwilę i wracamy na ogród, gdzie zajmujemy huśtawkę ogrodową. Do końca 80 - tych urodzin babci Harry mnie nie wypuszcza na chwilkę, a ja czuję się wyjątkowo. Anne całuje mnie w policzek dziękując za te słowa, co jest dla mnie potrójną nagrodą. Późnym wieczorem, gdy ogród jest oświetlony siadam na kolanach Harry'ego, a on przytula się do mojej piersi. Jest idealnie.

Do Holmes Chapel wracamy około północy dość mocno zmęczeni. Gemma szybko się kąpie, Anne, Robin, potem ja i na końcu Harry. Składam swoja sukienkę do walizki i rozczesuję włosy przed lustrem. Odrzucam je do tyłu i podążam w stronę łóżka. Kładę się na środku w krótkiej koszulce i majtkach, na brzuchu, macham nogami w powietrzu i dla zabicia czasu oglądam zdjęcia z IG. Harry wchodzi do środka w ręczniku i mokrych włosach.

-Co robisz?- pyta stając z boku łóżka, na co obracam na niego wzrok.

-Oglądałam zdjęcia z nudów...- mówię i blokuję telefon. Jednocześnie wbijam głowę w poduszkę Harry'ego i zamykam oczy.

-Mocno zmęczona?- pyta wybierając włosy, z których skapywały krople wody.

-Nie jest tak źle... Trochę stopy mnie bolą od szpilek...- mówię niewyraźnie.

Harry spogląda na moje wyciągnięte ciało i uśmiecha się pod nosem. Wiesza ręcznik, którym wycierał głowę na kaloryferze i znika z mojego pola widzenia. Łóżko ugina się pod jego ciężarem u końca i czuję, jak jego duże, ciepłe dłonie ujmują moje stopy, a długie palce dotykają i zaczynają je masować.

-O tak...- mruczę w poduszkę i wzdycham z cichą ulgą.

Harry chichocze i zaczyna dokonywać mocniejszych ucisków, na co aż zamykam oczy.

-Harry...- mruczę.- Nie przestawaj.

-Dobrze, piękna...- mruczy cicho i składa na mojej stopie pocałunek.

Po kilkunastu minutach jestem w półśnie i czuję, że moje stopy uzyskały nowe, lepsze życie. Mruczę i przekładam się na plecy, Harry cały czas trzyma w swojej dłoni moją stopę.

-Już nie bolą?- pyta składając pocałunek na kostce.

Przeczę ruchami głowy i mówię mu ciche: Dziękuję.

Uśmiecha się, składa pocałunki na łydce i przy kolanie podnosząc jednocześnie moją nogę wyżej i zbliżając się. Opieram moją nogę i jego ramię i zdaje się, że nie sprawia mu to problemu. Całuje mnie wyżej i wyżej... aż dociera do mojej kobiecości. Uśmiecham się szeroko widząc i znając jednocześnie jego zamiary. Smyra nosem po moich majtkach i sunie rękoma do góry jednocześnie łapiąc obydwoma rękoma moje nagie piersi. Idzie wyżej z ustami, a na brzuchu aż do twarzy zostawia pocałunki, gdy łączy swoje usta z moimi czuję ich delikatność i jednoczesne pożądanie, łapczywość, potrzebę posiadania go. Wplątuję palce w jego włosy i zniżam się delikatnie przyciągając swoje ciało do jego. Momentalnie czuję Go pod osłoną ręcznika zaraz przy Mnie. Uśmiechamy się do siebie, całujemy łapczywie i pożądliwie. Jego dłonie wsuwają się pod moje plecy i ściągają mi koszulkę przez głowę. Uśmiecha się łobuzersko na widok biustu i znów wsuwa dłonie pod moje plecy jednocześnie zbliżając mnie do siebie. Unosi mój tułów do góry, w wyniku czego dotykam jego torsu piersiami. Patrzy mi w oczy tak głęboko, że zapominam o Bożym świecie. Jedyne co kontroluję to dłoń, która zsuwa ręcznik z jego bioder. Uśmiecha się szeroko i chwyta po prezerwatywę, kładzie mnie na pościeli i ją nakłada. Ściąga mnie niżej na łóżku na równą i bezpoduszkową powierzchnię. Znów podnosi mi tułów, by nasze oczy były blisko, ale i usta...

Delikatnie je muska i zagryza moją dolną wargę. W tym momencie wyczuwam już lekki dotyk przyjaciela Harry'ego u mego ujścia. Droczy się ze mną, a tego nie lubię... Swoją dłoń podnoszę z powierzchni pościeli i dotykam jego policzka, następnie sunę w stronę włosów, wplatam palce między ich kosmyki i ciągnę je. Wtedy jego wzrok dziwnie się zmienia, pożądliwie, aż trudno uwierzyć, że gdy dotykam jego włosów i skóry głowy tak na niego działam. Zniża usta do moich i znów delikatnie je muska i w międzyczasie powolutku wchodzi we mnie. Wzdycham cicho na nowe uczucie, ale Hazz już mnie zna. Daje mi się przyzwyczaić, a gdy to ja wracam do całowania on już przejmuje pałeczkę i zaczyna się ruszać. Z naszych ust póki co ulatniają się ciche, subtelne wzdechy. Przyciągam go za kark bliżej siebie, więc żeby było mu wygodnie, układa się na kolanach i na swoich rękach utrzymuje ciężar ciała, wpija się w moje usta, a ja nie pozostaję mu dłużna. Swoimi dłońmi utrzymuję jego głowę i wsuwam język do jego ust, a tym momencie zaczyna przyspieszać. Mruczy mi w usta i dostaje kopa, gdy moje dłonie znów dotykają jego głowy. Wtedy już zaczyna powoli brakować mi oddechu, ale nie daję za wygraną. Jego biodra zaczynają przyspieszać, a ja wyjękuję jego imię, na co szeroko się uśmiecha i opuszcza głowę nad moje ucho.

-Kochanie, bądź głośniejsza, wszyscy śpią...- mówi cicho jednorazowo wchodząc bardzo głęboko.

-Nie mogę...- mówię cicho i zagryzam usta z przyjemności.

-Liczysz się tylko Ty i ja...- mówi, na co swoje dłonie przenoszę na jego plecy i wbijam w nie mocno paznokcie. Jego oddech robi się szybki, ale i tempo jest większe.

-Harry...- szepczę zamykając oczy.- Tylko nie waż się przestawać...- dodaję i cicho jęczę.

-Słonko...- mówi z ciężkim oddechem.- Nigdy... Ale muszę zmienić ułożenie, ręce mi ścierpły...- mówi cicho i zmienia pozycję rak, teraz utrzymuje ciężar ciała na przedramionach. Jest bliżej mnie. Znów zwalnia, ale jest tak głęboko, że wypinam z przyjemności klatek piersiową do góry, on się uśmiecha szeroko i całuje mnie wówczas między piersiami. Otwieram oczy i patrzę w jego głęboko i intensywnie.

-Ky przestań...- uśmiecha się łobuzersko.-...żadne z nas nie chce, by to się szybko skończyło...- dodaje, na co uśmiecham się do niego. Znów przyspiesza... Znacząco. Jak rakieta. Mój żołądek, wątroba i wszystko inne zmieniło miejsce. Widzę w księżycowej poświacie na jego twarzy, że nabrał rumieńców i ciężko oddycha. Jest Bogiem. Zamknął oczy i wczuwa się w tempo, by go nie stracić. Zaczynam ciężko oddychać, a od góry do dołu oblewa mnie dreszcz. Zaczyna być lepki od potu, ale to tylko świadczy o tym, jak bardzo jest zaangażowany, a mnie to pasuje.

-Harry...- mówię, gdy zwalnia. Cały czas nie otwiera oczu.

-Harry...- powtarzam dotykając jego policzków.- Zatrzymaj się.- mówię spokojnie.

On otwiera oczy szeroko i staje w miejscu.

-Coś Cię boli?- pyta nerwowo.

-Nie...- uśmiecham się.- Ale chcę Ci ulżyć...- dodaję, na co on uśmiecha się coraz szerzej. Wysuwa się ze mnie, na co czuję dziwną pustkę, Harry kładzie się na moim dawnym miejscu i gdy usadawiam się na jego pasie kładzie dłonie na moich udach. Zagryzam usta na jego rozgrzane, błyszczące ciało i uśmiecham się szeroko, gdy cicho mruczy. Teraz to ja przejmuję pałeczkę. Nie chcę pokazaç mu swojej niższości, więc nie zamierzam droczyć się z nim... No może za chwilkę :) Ale wracam do tempa, które nadał chwilkę temu, a patrząc na niego chcę jeszcze więcej i więcej... Ciężko oddycham i z trudem łapię powietrze, a moje płuca ledwo przyjmują tlen, którego i tak w tym pomieszczeniu zostało mało. Opieram swoje dłonie o jego tors i cicho wyjękuję jego imię. Jego dłonie, palce wciskają się w moje uda i pośladki, oczy są zamknięte. Usta rozchylone i właśnie na ich widok osuwam się niżej i ujmuję zębami jego wargę. Znacznie zwalniam, by poczuć go do granic możliwości. Moje pośladki powoli się poruszają, a on marszczy brwi i zaczyna poruszać swoimi biodrami, na co z moich ust wydobywa się cichy, stłumiony jęk. Wbijam mocno paznokcie w jego tors i delektuję się tym, jak szybko przewracają mi się wnętrzności. Doprowadza mnie tymi piekielnymi biodrami to psychicznego i fizycznego braku pojmowania świata. Niespodziewanie z moich ust wyrywa się jego imię, ale nie jest oni wykrzyczane na tyle głośno, by można było kogoś obudzić... Chociaż... Spoglądam na Harry'ego, ale on kompletnie się tym nie przejmuje.

-Kylie, jestem blisko, a Ty?- ciężko oddycha.

-Ja już od kilkunastu pchnięć...- mówię tym razem znacznie ciszej.

Otwiera oczy i są tak duże, a błyszczą tak, że mogłabym się w nich przejrzeć jak w lustrze. Podnosi nagle tułów, przez co momentalnie jest bliżej mnie, jego tors styka się z moimi piersiami, a usta są tak czerwone i zachłanne, że aż się proszą się o pocałunek. Otumaniona widokiem tych kształtnych usteczek, dotykam je kciukiem i lekko je przygryzam. Wtedy jego biodra wchodzą we mnie głębiej, a ja zasysam powietrze przez nos i przyciągam go bliżej siebie wplatając palce między kosmyki włosów. Obydwie w jednym tempie poruszamy biodrami i zaraz szczytujemy, jęcząc sobie w usta. Biorę głęboko wdech i słaba rzucam się nie na łóżko, a na ciało chłopaka. Wzdycham cicho i składam mu całus na szyi.

-Rządzisz...- mówię, na co jego ciało się rozluźnia. Oddycham coraz lżej i prawą dłonią dotykam jego włosów. Harry swoją prawą dłoń kładzie na moich pośladkach i sunie po nich, lekko je zaciskając.

-Jak to jest, że jesteś taka grzeczniutka na co dzień, a taka z Ciebie bestia w łóżku...- mówi cicho, na co się uśmiecham.

-Jak jest ktoś, kto potrafi ze mnie wykrzesać bestię to brawo dla niego...- mówię, na co kieruje swoje ręce wyżej na kręgosłup.

-Kogo masz na myśli?- pyta na pewno się uśmiechając.

-Kogo? Nikogo konkretnego...- mówię wiedząc, że go to rozzłości, na co zsuwa dłoń niżej i daje mi klapsa w lewy pośladek, odgłos rozlega się w całym pokoju. Podnoszę się z jego ciała i siadam mu na biodrach.

-Ała?- unoszę brew.

-To za karę, za kłamstwo...- mówi przyglądając się moim piersiom.

-Karę to ty zaraz dostaniesz...- mówię i zakrywam piersi dłońmi.

-Kylie!- od razu reaguje i łapie dłońmi za moje nadgarstki próbując ściągnąć je z piersi.- Nie ograniczaj ich...- marudzi.- Chodź do mnie... Bliżej...- mówi po chwili.

-Gdzie?- pytam.

-Tak jak wcześniej... Dobrze wtedy było, podobało mi się.- mówi, na co układam się jak wcześniej i momentalnie zasypiam.

***
Dodaję teraz, bo nie wiem, czy dziś po zakończeniu roku będę w stanie😢😢😢
Miłego♡

Continue Reading

You'll Also Like

64.5K 1.5K 43
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
55.6K 1.1K 56
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
12.6K 494 43
Theodora Harrington to postać głęboko związana z dzieciństwem Płotek z Outer Banks, która opuściła grono swoich przyjaciół bardzo dawno temu w pogoni...
6.7K 783 10
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...