F R I E N D S

Από lioxrpn

66.8K 3.7K 593

-Syriusz Black- przedstawił się chłopak, ukazując przy tym swoje białe zęby. -Madison Ocean-podała rękę dziew... Περισσότερα

Prolog
Zaraz puszczę pawia
To nie fair, oszukiwaliście!
A kiedy my nie wpadamy w kłopoty?
Nigdy nie mów nigdy
Luniek nie baw się w swatkę, co?
Przypominam ci, że mówimy tutaj o Lily i Jamesie. Oni się NIE NA WI DZĄ.
Co ja robię ze swoim życiem?
Piwa to bym się teraz napił
Oczywiście, że nas stąd nie wywalą
Co na Merlina rymuje się ze słowem Lily?
Oj skarbie do Elvisa jeszcze ci daleko
Chyba się zakochałem
Black, dupa cię już boli?
Czy ty się ślinisz?
Słuchaj Potter, podobasz mi się i co z tego, że jesteś debilem
Oho nadchodzi ruda furia
Masz ADHD?
Tajemnica Huncwota
Kimkolwiek jesteś, WYNOCHA!!!
Coś czuję, że nasz Rogaś zaraz ucierpi...
Luniek, ty podła bestio
Kłopoty w raju?
Przyjaciółmi, huh?
Evans też jest niczego sobie, a jakoś do niej nie zarywam
Ja tu tylko sprzątam
Tak właściwie, to jego mama lubi cię bardziej niż nas
Zostaliśmy sami, amigo
Jak nie znajdziemy sobie nikogo do trzydziestki to pobierzemy się
Od zawsze wiedziałam, że jesteś idiotą
"Blythe, Charlson, Rosier"
Myślicie, że mógłbym jej się oświadczyć jeszcze w Hogwarcie?
Trois mousquetaires
Rozwalił się, jak żaba na liściu
Państwo Black gotowi do gry?
Któreś z was wie jak obsłużyć piekarnik?
Ale możesz pomóc mi się ubrać
Chyba na mnie lecisz...znaczy ja... ja lecę na ciebie
Ja pierdole, Syriusz zamknij się
Słuchaj Potter...
Można wiedzieć co ty od tygodnia odpierdalasz, Evans?
Idę zabić pewnego egoistycznego kutasa!
Ruszaj się Romeo, trzeba odzyskać twoją Julię
Kwestia przedyskutowania
Sorry, Evans. Sprawy wyższej wagi
Zabijam was wzrokiem, wy skurwysyny!
Nie miło, Ocean
Lily bierzemy rozwód, ja nie dam rady!
Leży nieprzytomny w Świętym Mungu.
Och, Jamie, Jamie. Ty chyba naprawdę nie myślisz.
Uparty kozioł
łaskawie ucisz się, bo tu nie chodzi o ciebie

Zasługujesz na cały pieprzony świat, Remusie Johnie Lupinie

791 51 10
Από lioxrpn


Madison

Wstała zdecydowanie zbyt wcześnie. Można by to zwalić na ekscytację z okazji ostatniego dnia szkoły, jednak wszyscy dobrze wiedzieli, że chodziło o co innego.

Koszmary.

Złe sny, które od miesięcy nawiedzały dziewczynę, nie odpuściły i dziś. Spojrzała smętnie na zegarek i przetarła zmęczone powieki.

4:30

Zwlekła się z łóżka i poczłapała do łazienki. Jak, tylko spojrzała w lustro skrzywiła się mimowolnie.

Trup.

Wyglądała, jak trup. Ciemne wory pod oczami, które niezbyt skutecznie maskowała podkładem. Poplątane ciemne kudły, które z każdym dniem przejmowały kontrolę. I głupie przeklęte piegi.

Obmyła twarz wodę i wyszorowała zęby. Z niemałym trudem rozczesała włosy i spięła ich górną część. Wróciła do pokoju po ubranie. Przez chwilę stała i tępo wpatrywała się w znajdujący się w niej bałagan. Jako, że była sobota i nie trzeba była zakładać oficjalnej szaty, wybrała przylegającą białą koszulkę, przetarte czarne dżinsy i obszerną koszulę w kratę, którą zabrała z szafy Syriusza. Z dolnej szuflady wygrzebała bieliznę i białe, wysokie skarpety.

Wróciła do łazienki uprzednio zerkając w stronę łóżka przyjaciółki. Ile dałaby, żeby spać spokojnie, jak ona.

Pospiesznie ubrała się, po czym spojrzała w lustro. Spróbowała na próbę się uśmiechnąć, jednak grymas był tak odpychający, że w szybkim tempie wyszła z łazienki i skierowała się do pokoju wspólnego gryfonów.

Remus

Remus w istocie niczym nie różnił się od swoich rówieśników. Może oprócz tego, że był zdecydowanie bardziej dojrzały niż reszta jego przyjaciół, co wcale nie oznacza, że nie miał swojego za uszami. Uznawany za jedynego odpowiedzialnego huncwota...lecz nadal huncwota. Prawda była taka, że Remus Lupin był uzależniony od adrenaliny. Zazwyczaj starał się być ich głową na karku i odwodzić od kłopotów...co, jak wszyscy wiemy nie wychodziło mu najlepiej. Na jego obronę James i Syriusz byli bardzo przekonujący.

Jedyna rzecz, która nie dawało mu spokoju, która spędzała sen z powiek, była jego niecodzienna przypadłość. Albowiem Remus Lupin dokładnie raz w miesiącu porzucał życie normalnego nastolatka i stawał się kimś zupełnie innym.

Potworem.

I ta jedna jedyna rzecz w istocie bardzo odróżniała go od reszty.

Remus Lupin wiedział, że czeka go ciężka sobota. Dlatego postanowił nie marnować czasu na przewracanie się w łóżku i został przy kominku. Przyjaciołom wytłumaczył się schadzką z Allie Denver -jego dziewczyną. Poklepali go po plecach z głupimi uśmiechami i odpuścili. Dobrze wiedział, że nie powinien ich okłamywać, jednak nie chciał również ich troski. Gdyby im powiedział, że nie idzie spać, bo tej nocy będą dręczyć go koszmary, w których traci panowanie i ich zabija, po pierwsze prawdopodobnie sprawiłby, że oni by mieli koszmary. Po drugie zaczęliby się martwić i zostali przy nim, a to ostatnie na co miał ochotę. Doceniał ich troskę, jednak uważał, że na to wszystko nie zasługuje. Wołał, żeby się wyspali spokojnie, skoro i tak mieli następnego dnia biegać z nim po lesie i pilnować, aby nikogo przypadkiem nie pożarł. Nie tak powinna wyglądać zwyczajna sobota.

Chciał się im jakoś odwdzięczyć i jeśli to oznaczało, że ich okłamywał to przeżyje to. I tak poświęcili już dla niego zdecydowanie zbyt wiele.

Westchnął posępnie i chwycił na wpół pustą butelkę ognistej. Przechylił ją i wlał bursztynową ciecz do szklanki. Uniósł ja do ust i wypił alkohol jednym haustem. Przetarł usta wierzchem dłoni i powtórzył czynność.

naprawdę żałosne

Przetarł twarz dłonią i odchylił głowę na oparcie kanapy. Wbił wzrok w sufit zaczarowany na nocne niebo. Chociaż dobrze wiedział, że nie jest to prawdziwe, lubił ten widok. Tej nocy zamierzał patrzeć na nie aż będzie miał dość, a będzie mu w tym towarzyszyć jedynie butelka mocnego alkoholu.

Uśmiechnął się lekko, kiedy po kolejnym kieliszku zaczął odczuwać przyjemne ciepło. Nagle gwieździste niebo wydawało mu się bardzo zabawne. Jasne punkciki zaczęły tańczyć przed jego oczami. Zbyt zaaferowany, aby cokolwiek zauważyć. Nie słyszał delikatnych kroków na schodach.

Ocknął się dopiero, jak do góry nogami, ujrzał czarne trampki. Uśmiechnął się głupkowato i uniósł wzrok na twarz przyjaciółki.

-Nie jesteś raczej fanem samotnego picia - skrzyżowała ręce na piersi - Tę rolę zaklepał sobie Syriusz. Co ty właściwie robisz? - uniosła wzrok na jego roztańczony zespół białych punkcików.

-Oglądam gwiazdy - odparł pewnie -One tańczą! - wybełkotał trochę zbyt głośno, wskazując palcem na sufit.

Pokręciła głową i okrążyła kanapę. Chwyciła prawie pustą butelkę i odstawiła na kominek, z daleka od przyjaciela.

-Pani już podziękujemy - wymamrotała pod nosem.

Chłopak powiódł smutnym wzrokiem za butelką. Pstryknęła mu palcami przed nosem, przywracając do rzeczywistości.

-Zaczynam sądzić, że masz lekki problem z alkoholem, Remi - usiadła obok niego z westchnieniem -Ostatnio stal się twoim najlepszym przyjacielem.

-Nie muszę go okłamywać - wzruszył ramionami, a ten ruch sprawił, że zakręciło mu się w głowie -ani obarczać go swoimi problemami. Fatalny z niego przyjaciel - uniósł palec w górę ożywiając się, po czym znowu opadł na poduszki -Dlatego tak świetnie się dogadujemy.

-Bzdura - żachnęła się i podtrzymała jego głowę, która zaczęła opadać -Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego można mieć -wyznała szczerze.

-Bzduraaa -powtórzył przeciągając sylaby i oparł głowę o jej ramię.

-Chodzi o pełnię prawda?

-Po części. - westchnął - Okłamałem ich wiesz? Często to robię. Okłamuje was. - zaczął niepewnym głosem.

-Czemu to robisz? Przecież wiesz, że możesz nam zaufać - powiedziała łagodnie, kładąc głowę na jego. Złapała go za rękę i ścisnęła lekko.

-W tym sęk, Mads - wyszeptał -Nie zasługuję na to. Nie zasługuje na to, abyście się o mnie martwili. Naprawdę na to wszystko nie zasługuje.

-Luniek, bez urazy, ale nic z tego co powiedziałeś nie jest prawdą - odparła pewnie i mocniej ścisnęła jego rękę -Gdyby nie ty żadne z na...

-Zerwałem z Allie. - przerwał jej. Podniosła głowę i spojrzała na niego zdziwiona. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale jej nie dał jej dojść do słowa. - Złamałem jej serce, wiesz? - zaśmiał się gorzko i ponownie odchylił głowę spoglądając w gwiazdy. Tańczące białe punkciki zaczęły z niego drwić.

-Czemu? - wydusiła w końcu. Ujęła jego twarz w dłonie, zmuszając do spojrzenia na nią -Remus czemu to zrobiłeś? Myślałam, że...myślałam, że ją kochasz.

-Bo kocham. - uśmiechnął się smutno -I właśnie, dlatego to zrobiłem.

-Ale... - przerwał jej.

-Zaczęło ją to męczyć - przełknął gulę w gardle i uśmiechnął się kpiąco - Znaczy nie powiedziała mi o tym, ale ja to widziałem. Moje wymówki...ona przestała mi w nie wierzyć, ale nadal nic nie mówiła. -parsknął, ale nie było w tym nic wesołego -Nie chciała mnie zranić, dlatego męczyła siebie. Od początku nie powinienem dawać jej nadziei. -pokręcił głową -Tak będzie lepiej, Maddie. Wiem o tym.

-Okej, skoro tak uważasz. - westchnęła ciężko, opadając na poduszki -Ale oznacza to, że jesteś strasznym dupkiem. - wzruszyła ramionami wywołując lekki uśmiech na jego twarzy -A do tego jesteś strasznie głupi. Jesteś strasznie głupim dupkiem! -parsknął i pokręcił głową na jej słowa - Ale szanuję twoją decyzję i przysięgam, że od tej pory, każdego pieprzonego dnia, będę się starała wbić ci do tej pustej głowy, że jesteś cudownym człowiekiem i że zasługujesz na cały pieprzony świat, Remusie Johnie Lupinie -spojrzała na niego i szturchnęła w łokieć -Dupku.

-Dzięki, Maddie - wyszeptał po chwili.

Wcale nie musiał mówić za co, ona wiedziała.

Możliwe, że właśnie dlatego świetnie się rozumieli.

Oboje uważali, że na to wszystko nie zasługują, a koszmary nawiedzające ich w nocy za każdym razem im to przypominały.

I dokładnie tak samo, jak każdego dnia, będą udawać, że wszystko jest w porządku.

I okropnie zawiodą.

Bo ich przyjaciele prędzej czy później wszystko zauważają.

I za każdym razem im pomagają. Udowadniają, że są tego warci i że nie są sami.

Nigdy nie będą.

Póki mają siebie.

Peter

Peter spał spokojnie w dormitorium razem ze swoimi przyjaciółmi. Chociaż czasem czuł, że do nich nie pasuje, był za nich wdzięczny. Nie był utalentowanym James'em, odważnym Syriuszem czy niezwykle inteligentnym Ramus'em. Nie miał temperamentu Lily i poczucia humoru Ocean...był Peter'em.

I chociaż na co dzień się nad tym nie zastanawiał to czasem, w chwilach zwątpienia, zastanawiał się co on z nimi robi.

Ale to były, tylko głupie myśli.

Za każdym razem potrząsał głową, a one znikały.

Najgorsze jednak były złe chwile, które zdarzały się bardzo rzadko.

W takich chwilach wcale nie czuł się ich przyjacielem, czuł się wyrzutkiem, doczepką. Wcale do nich nie pasował.

Był zazdrosny o Syriusza i James'a, którzy mieli każdą, a ludzie ich najzwyczajniej w świecie kochali.

Peter był jedynie krnąbrnym, niskim dzieciakiem, który wiecznie za nimi podąża.

I to go wkurzało.

W końcu był sobą, a nie jakiś natrętnym gówniarzem. Oni go zaakceptowali. Przyjęli go pod swoje skrzydła i zaopiekowali się nim. Stali się jego przyjaciółmi.

Czemu więc wszyscy uważają go za piąte koło?

Czemu zawsze się tak czuje?

Oni go kochali, a on ich.

Byli rodziną.

Przecież nie wymyślił sobie tego wszystkiego, prawda?

Ale takie myśli nawiedzały go bardzo rzadko, w najgorszym momentach. Nie był z nich dumny i nie mówił o nich nikomu. Siadał na łóżku, sięgając po ulubione cukierki. Częstował Syriusza i śmiał się z Remus'em z wygłupów James'a.

I znowu wszystko było w porządku.

James

James zawsze uważał się za wolnego ducha. Nigdy nie myślał o podejmowanych decyzjach. Uznawał, że to co się dzieje zawsze ma swoją przyczynę. Działał pod wpływem chwili i był szczęśliwy ze swojego życia.

Jedna rzecz nie trzymała się jego systemu.

I była nią Lily pieprzona Evans.

I odkąd tylko rudowłosa mu się postawiła, nie mógł przestać o niej myśleć. Mimo, że przez parę lat usilnie próbowała go spławić, nie odpuszczał.

Aż mu się udało.

I choć byli razem już blisko dwa miesiące, nadal w to nie wierzył.

-Słuchasz mnie w ogóle? - potrząsnął głową, patrząc na rudowłosą.

-Mhm - wymamrotał niewyraźnie. Prawda była taka, że wcale jej nie słuchał. Potakiwał głupio, wpatrując się w nią przez cały czas. Podziwiał ją. I kto mu się dziwi?

-Wcale mnie nie słuchasz, dupku - oberwał od niej zeszytem w głowę. Otrząsnął się i przyjrzał się jej szerokiemu uśmiechowi.

-Okej, masz rację. Nie słuchałem cię - wzruszył ramionami i objął ją w talii-Ale dziwisz się mnie? Kiedy wyglądasz tak... -wskazał na nią dłonią i zlustrował wzrokiem.

-Wyglądam normalnie -odparła z lekkim rumieńcem, zagryzając policzek. Uśmiechnął się widząc jej reakcję i kontynuował niewzruszony.

-To znaczy, że zawsze wyglądasz olśniewająco, duh - odparł oczywistym tonem - I jak ja, prosty chłopak, mam się skupić na czymkolwiek? - oparł czoło o jej.

-Ha ha ha, bardzo zabawne -przewróciła oczami, jednak nie dała rady powstrzymać delikatnego uśmiechu.

-Mówię poważnie - zaśmiał się. Odepchnęła go od siebie kręcąc głową.

Lily

Lily Evans nigdy nie była romantyczką. Nie wierzyła w bzdety o miłości od pierwszego wejrzenia. Chłopaków trzymała na dystans, a naukę na pierwszym miejscu.

Właśnie dlatego tak dobrze dogadywała się z Severus'em.

Oboje odróżniali się od reszty. Nigdy nie uważali, że żarty huncwotów są zabawne. Mieli ambicje i ciężko pracowali, aby na to wszystko zasłużyć. Byli dojrzalsi niż reszta rówieśników.

W pewnym momencie stali się dla siebie kimś naprawdę bardzo ważnym.

Lily przestała widzieć jego wady, których właściwie nigdy nie dostrzegała, zaślepiona idealnym Severus'em - jej przyjacielem.

I to ją zgubiło.

Zranił ją. Potraktował ją, jak obcego człowieka. Nawet gorzej. Upokorzył ją.

Przestała mu ufać. Zachował się, jakby to co przeżyli przez te wszystkie lata nic nie znaczyło.

Stracił jej zaufanie.

A zaufanie to rzecz, której nie da się tak łatwo odzyskać.

Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze komuś zaufa. Że będzie o kogoś dbała i troszczyła się tak bardzo, jak o niego.

Nie sądziła, że jest w stanie.

A potem pojawił się James Potter, z tymi swoimi wiecznie roztrzepanymi włosami i zawadiacki uśmiechem.

Dziewczyna nie była w stanie określić momentu, kiedy naprawdę coś do niego poczuła.

Przez te wszystkie lata żywiła do niego szczerą nienawiść, a teraz...

Poczuła uścisk na ręce i zanim zdążyła postawić chociażby jeden krok, została przyciągnięta przez bruneta. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej i spojrzała na niego z dołu. Uśmiechnęła się mimowolnie patrząc w orzechowe tęczówki.

-Szaleję za tobą, Lily Evans, naprawdę - zaśmiał się -Czasem mnie to aż przeraża.

Zmarszczyła nos, uśmiechając się kpiąco.

-W końcu jestem taka olśniewająca -powtórzyła z głupim uśmiechem. Zaśmiał się szczerze, po czym pochylił się, zerkając na jej usta.

-Wariatka - mruknął zanim złączył ich usta w pocałunku.

Uśmiechnęła się w jego usta i oplotła swoje dłonie wokół jego szyi.

Nareszcie czuła się na miejscu.

Syriusz

Syriusz Black miał czasem takie dnie, w których potrzebował odpocząć. Miał takie dni, w których jedyne o czym marzył to zaszyć się na wieży astronomicznej i patrzeć na gwiazdy przez całą noc. Potrafił godzinami wpatrywać się w migoczące białe punkciki. Przynosiło mu to dziwną ulgę.

Uspokajało go.

Nie potrzebował do tego nikogo. Nie chciał nikogo, wtedy widzieć. To był czas, w którym był tylko on sam i cały wszechświat. Czuł się taki malutki i nic nie znaczący. To właśnie w jakiś dziwny sposób sprawiało, że się wyciszał.

Zamknął oczy i odetchnął głęboko.

-Będziemy musieli sprawić sobie duży balkon na te twoje nocne eskapady - odwrócił się w stronę brunetki. Wolnym krokiem podeszła do balustrady i oparła na niej ramiona. -Gotowy?

Chociaż pragnął samotności, widok przyjaciółki wcale mu nie przeszkadzał. Gdzieś w środku czuł, że to właśnie przy nim jest jej miejsce.

-Urodziłem się gotowy - odparł pewnie, zerkając w jej stronę. Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy.

-Jasne -parsknęła, kręcąc głową.

Zapanowała między nimi przyjemna cisza. Każde z nich pogrążyło się we własnych myślach. Mimo wszystko Syriusz doceniał, że tu przyszła. Nie musiał jej nawet tego mówić. Ona wiedziała, jak zawsze.

-Jak Remus? - odezwał się po chwili.

-Dzięki maści pani Pomfrey rany zaczynają się powolnie goić. Myślę, że czuje się gorzej psychicznie niż fizycznie. -wzruszyła ramionami -Zasnął teraz. Potrzebuje spokoju prze jutrzejszym powrotem.

Pokiwał głową w zamyśleniu.

-To dobrze...chociaż nadal uważam, że jego decyzja to jeden wielki błąd, przecież... -odwrócił się w jej stronę z zapałem.

-To jego decyzja, Łapa - westchnęła -Nie możemy za niego decydować.

-Mamy po prostu patrzeć, jak sam siebie niszczy i odpycha wszystkich? To...to naprawdę powalone. - wypuścił drżący oddech i przetarł twarz dłonią -Chciałbym mu jakoś pomóc.

-Już mu pomagasz - położyła mu dłoń na ramieniu -Wspierając jego decyzje, będąc jego przyjacielem, akceptując go, takim jakim jest. To naprawdę wiele dla niego znaczy.

-Wiem o tym, po prostu... -wzruszył ramionami, spoglądając na nią kątem oka -po prostu uważam, że mógłbym zrobić coś więcej dla niego. To nie fair, to wszystko jest po prostu nie fair.

Położyła głowę na jego ramieniu i splotła ich dłonie, patrząc na jasne gwiazdy.

-Nie rób tego. - spojrzał na nią zdezorientowany - Ciągle główkujesz, jak pomóc wszystkim wokół i...i to jest naprawdę piękne. Za to wszyscy cię kochamy, ale ty wciąż uważasz, że jesteś złym człowiekiem. Że to co robisz jest niewystarczające. - westchnęła -Powiedzieć ci coś? Poznanie ciebie było najlepszą rzeczą w całym moim życiu, bo jesteś cudowną osobą i kocham cię najbardziej na świecie.

I może to głupie, ale uwierzył jej.

I nagle poczuł się trochę lepiej niż wcześniej.

°°°
first of all, ten rozdział jest naprawdę naprawdę długi i nieco inny niż reszta, but still hope you like it, guys

*historia zaczyna się gifem, a kończy moją notką, jeśli będzie się wam coś ucinać to usuńcie z biblioteki i dodajcie ponownie

dajcie znać czy wolicie krótsze czy długie ;))

lioxrpn


Συνέχεια Ανάγνωσης

Θα σας αρέσει επίσης

10.5K 539 18
Bo takie "zing" zdarza się tylko raz... w większości to jest FLUFF, lecz wystąpują wrażliwe tematy, te rozdziały będą oznaczone ! BRAK scen 18+, mogą...
9K 1.6K 11
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
36.2K 1.4K 37
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
5.4K 540 30
Miał to być tylko urodzinowy wyjazd - niespodzianka na tydzień, a pobyt wydłuża się 3-krotnie ze względu na powikłania podczas jednego z wypadów na s...