"Blythe, Charlson, Rosier"

1K 64 1
                                    

Nie wierzę, że to robię. Doprawdy musiałem upaść tak nisko, aby dokonać tego czynu. To moja jedyna opcja. Od godziny próbuję sobie wmówić, że to w dobrej wierze, ale co jeśli się mylę. Większość moich życiowych decyzji jest nierozważna i nieodpowiednia.

Westchnąłem cicho, opuszczając ręce. Od czterdziestu minut stoję przed tą głupią ścianą. Miałem wrażenie, że ze mnie drwi. Zdążyłem już wrócić się co najmniej z dziesięć razy.

Zebrałem w sobie cała odwagę... Co ja gadam? To nie odwagi mi brakowało. To co zamierzam zrobić wiąże się ze stratą dumy i jakiegokolwiek szacunku do własnej osoby.

"Les serpents gagnent toujours" wyszeptałem do kamiennej ściany, która po chwili odsunęła się ukazując pokój wspólny Slytherinu. Zastanawiając się jakim cudem te durne gady są wstanie zapamiętać to hasło, przekroczyłem próg, a ściana za mną zasunęła się z hukiem. Przekląłem cicho i rozejrzałem się czy przypadkiem nikogo nie ma w pobliżu. Czysto.

Mocniej nakryłem się peleryną niewidką pożyczoną od Jamesa, po czym skierowałem się w stronę dormitorium chłopaków.

Najtrudniejszą rzeczą w całym planie było okłamanie Jamesa. Skubany zna mnie na wylot i pomimo tego, że wcisnąłem mu całkiem niezły kit. Wątpię, że uwierzył. Daj mi ją, bo wiedział, że jej potrzebuje. Będzie mnie czkało przesłuchanie, jak wrócę. Nie chciałem go okłamywać.

Przewróciłem oczami po czym wspiąłem się po starych schodach, które wraz z moim ciężarem zaskrzypiały głośno. Przeskakując po dwa schodki dostałem się na górę. Przylgnąłem do ściany i odetchnąłem cicho.

"Co za poniżenie"

Skwasiłem się lekko po czym najciszej, jak tylko potrafiłem otworzyłem ciemne hebanowe drzwi ze złotym napisem "Blythe, Charlson, Rosier".

Wślizgnął się do pokoju, zamykając drzwi i rozejrzałem się.

Dobrze znałem to miejsce. Trzy podwójne łóżka z ciemnego drewna, a nad nimi butelkowozielone baldachimy. Zero okien, przez co przez większość czasu w pomieszczeniu panował półmrok. Wiekowa szafa sięgająca aż do sufitu, a na jej drzwiach ogromne lustro. Całe pomieszczenie było utrzymane w ciemnych odcieniach, z zielonymi i srebrnymi akcentami. Katem oka zdążyłem zarejestrować drzwi od łazienki.

Nie potrafię zliczyć ile razy byliśmy tu z Jamesem i resztą chłopaków. Oczywiście w celach rozrywkowych. Przynajmniej dla nas. Pierwsza łajnobomba pod poduszką Blythe, szampon zmieniający kolor włosów, cuchnące gałki, kubki od herbaty gryzące w nos, żaby pod poduszką, raz nawet udało nam się tu wpuścić szczura. Nie Petera.

Powtórzył bym każdą z tych rzeczy, gdybym tylko teraz mógł. Niestety jestem tu w innym celu. Podszedłem do najbliższego łóżka.

Godryk Griffindor przewraca się w grobie, razem z Salazarem Slytherinem. Przewróciłem oczami, po czym szepnąłem cicho.

-Blythe.

Odpowiedziała mi jedynie cisza.

-Blythe, Blythe!- ponowiłem próbę, tym razem trochę głośniej.

-Dorian Blythe, do cholery obudź się!- podniosłem głos od razu skarcając się w myślach. Chłopak jedynie przekręcił się na drugi bok. Co za idiota.

Zdjąłem pelerynę, po czym szarpnąłem za jego pościel. Mruknął cos cicho i wtulił się w poduszkę. Powstrzymałem się przed głośnym przekleństwem. Po raz kolejny pociągnąłem za jego pościel tym razem całkowicie ją zdejmując.

Dopiero po chwili chłopak otworzył zaspane oczy.

-Co jest do cholery?

-Wstawaj, muszę z tobą pogadać- mruknąłem cicho, kierując się do wyjścia.

F R I E N D SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz