— Moje szczere przeprosiny. Nie wiedziałem...

   — Po prostu odejdź.

   Tym razem w głosie [Imię] zabrzmiała nabyta w wojsku surowość. Był to jedyny element, który zmienił się w jej postawie. W żaden inny sposób nie okazała poirytowania. Pamiętała, że cały czas nosiła mundur i nie chciała go splamić pochopnym zachowaniem.

   Na szczęście mężczyzna zrozumiał, że jego towarzystwo nie jest pożądane i odszedł z powrotem do swojego stolika, przy którym siedzieli jego kompani. Od razu zaczęli się z niego nabijać oraz rzucać komentarze o sytuacji sprzed chwili; w pierwszym momencie niezbyt cicho, musieli natknąć się na chłodny wzrok [Imię], żeby spuścić z tonu.

   — No proszę, twój mundur przynosi coraz więcej korzyści. Swoją drogą, ładne nogi, [Zdrobnienie] — rzuciła Vanessa, uśmiechając się figlarnie.

   [Imię] z ciężkim westchnięciem opadła na krzesło i opowiedziała pokrótce, jak do zmiany kroju stroju doszło.

   — Nawet nie mogę tego nikomu zgłosić, bo Roy powie, że to nie był rozkaz i że nikt mnie do tego nie zmusił. Czasami tak działa mi na nerwy, że bym go...

   — Pocałowała? — zasugerowała Vanessa, przyjmując od kelnerki herbatę.

   Młoda dziewczyna wytrzeszczyła szeroko oczy i spojrzała z zaskoczeniem na [Imię], której policzki mimowolnie się zarumieniły.

   — Oczywiście, że nie! Łączy nas tylko praca!

   Vanessa uśmiechnęła się sugestywnie i poczekała, aż kelnerka odejdzie, zanim ponownie się odezwała:

   — Jeśli nie chcesz zatrzymać go dla siebie, to proponuję, żebyś tyle o nim nie mówiła, inaczej ktoś to może opacznie odebrać, a tego nie chcesz, skoro mówisz, że nic do niego nie czujesz.

   Słowa Vanessy miały sprowokować [Imię] do szczerości, lecz ta nie dała się złapać w manipulację przyjaciółki. Jeśli czegoś się przy pułkowniku nauczyła, to właśnie nieuleganiu takim sztuczkom. Szkoda tylko, że nie dotyczyło to również Roya. Być może to przez jej słabość do jego uroku i charyzmy? To prawda, że momentami denerwował ją niemiłosiernie, ale mimo to lubiła spędzać z nim czas.

   Jeśli dobrze pamiętała, to czuła się tak od zawsze. Nawet kiedy chodzili razem do akademii. Na początku z dystansem traktowała jego osobę z uwagi na duże ego, ale gdy poznali się bliżej, bardzo go polubiła. Mimo że planowała działać w pojedynkę i nie zawracać sobie nikim głowy, ostatecznie skończyła w towarzystwie Mustanga i Hughesa.

   Nie wiedziała, kiedy dokładnie zaczęła się zakochiwać w Płomiennym Alchemiku, ale gdy wreszcie uświadomiła sobie znaczenie swoich uczuć, była już w nim mocno zadurzona. Rzecz jasna nikomu o tym nie powiedziała, ale przypuszczała, że niektórzy zdołali zauważyć zmianę w jej zachowaniu.

   — Masz rację, zmieńmy temat — odparła wreszcie.

   Vanessie nie o to chodziło, lecz po minie przyjaciółki wiedziała, że wątek Roya Mustanga jest dla niej zakończony i że nic nie osiągnie dalej naciskając. Jedynie mogła urazić [Imię], a tego robić nie chciała. Postanowiła więc zaakceptować jej decyzję i zaczęło wesoło szczebiotać o tym, jak dobrze sobie radziła z prowadzeniem rodzinnej kwiaciarni.

   [Imię] słuchała przyjaciółki uważnie, by przynajmniej na moment znaleźć się myślami gdzieś poza miejscem swojej pracy, uciekając jednocześnie od rozmyślań o osobie, którą bardzo chciałaby wkrótce zobaczyć.



~ * ~



   Kilka dni wystarczyło [Imię] na wyrzucenie wspomnienia z wcześniejszego zajścia ze spódniczką do podświadomości. Zajęłoby to mniej czasu, gdyby na każdym kroku, ktoś jej o tym nie przypominał. Jednak pogodziła się wreszcie z myślą, że współpracownicy będą do tego wydarzenia już zawsze wracać i jedyne, co mogła zrobić, to dalej pomagać Royowi zostać führerem i dopilnować, żeby spełnił swoje oświadczenie o wprowadzeniu minispódniczek. Dla wszystkich. Bez wyjątku. Tylko to wynagrodziłoby jej ten ciężki czas.

   Sytuacji nie ułatwiały kłopoty ze snem, które ciągnęły się od prawie dwóch tygodni. [Imię] czuła się ledwo żywa, lecz usilnie starała się tego nie okazywać. Była Państwowym Alchemikiem i nie mogła pozwolić takiej małej przeszkodzie wpływać na jej pracę. Kto wtedy odwalałby niechlubną robotę za pułkownika Mustanga? Jakieś zastępstwo by się znalazło, ale z pewnością nikt nie poradziłby sobie lepiej od niej. A przynajmniej tak sobie wmawiała, by nie musieć przyznawać, że lubiła to, co robiła.

   Zapukała do drzwi, nie tyle z przymusu, co z przyzwyczajenia, a następnie weszła do biura. Przywitała się z przełożonym, uśmiechając się blado i obdarzając spojrzeniem, w którym wciąż znajdowała się odrobina urazy.

   — Znowu nie spałaś, poruczniku — usłyszała w odpowiedzi.

   — Niech moje worki pod oczami i ciągłe wyczerpanie nie wprowadza cię w błąd, sir. Zawsze wyglądam jak siedem nieszczęść.

   Mustang potarł skronie. Nie wyglądał, jakby był w humorze na żarty.

   — Nie mogę przydzielić ci do wykonania kluczowych prac wojskowych, gdy jesteś w takim stanie. Co cię dręczy?

   [Imię] zdołała zdusić chęć parsknięcia, lecz nic nie mogło ukryć bólu w jej oczach. Nie zamierzała mówić pułkownikowi o swoich problemach. Już otwierała usta, żeby zbyć jego pytanie, gdy Roy podniósł rękę.

   — Nie przyjmę kłamstwa, [Imię].

   Usłyszenie swojego imienia, zamiast stopnia wojskowego, zaskoczyło [Imię]. W pracy jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby Roy zwrócił się do niej w tak nieoficjalny sposób. Głównie to ona łamała tę zasadę, gdy ich słowne rozgrywki zachodziły za daleko. Nie była przygotowana na zamianę ról.

   — To...to przez tę sprawę z pożarem — wyznała wreszcie, wzdychając ciężko. — Ciągle śnią mi się te dzieci, których nie zdołałam uratować. Denerwuje mnie świadomość, że ten podpalacz wciąż nie został złapany. I... że odsunąłeś mnie od tej sprawy.

   — Wiesz, dlaczego to zrobiłem.

   — Tak, ale... dlaczego tak właściwie miałbyś to zrobić, Roy?

   — Po prostu mi zaufaj.

   [Imię] powoli pokiwała głową.

   Gdyby ktoś inny powołałby się na zaufanie, wyśmiałaby go i dalej naciskała, byle tylko dostać upragnione odpowiedzi. Wiedziała jednak, że Roy miał dobre powody do swoich działań i że nigdy wcześniej jej nie zawiódł. Poza tym dochodziła jeszcze kwestia jej uczuć...

   — Będziesz spała tutaj. Lepiej jest na kanapie niż przy biurku. — Wskazał dłonią na czarny mebel przy ścianie, na który [Imię] spojrzała zmieszana.

   Przez chwilę rozważała, czy się nie przesłyszała.

   — Połóż się i śpij, poruczniku. To rozkaz.

   Marszcząc z konsternacją brwi, [Imię] podeszła do kanapy, przez pięć sekund zastanawiając się, czy usłuchać rozkazu. W końcu zdecydowała nie wszczynać kłótni i położyła się na kanapie, w głębi duszy ciesząc się z takiego obrotu spraw. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w odgłos uderzających w okno kropel deszczu i charakterystycznego dźwięku poruszającego się pióra po kartce papieru. Mimo to zaczęła powoli przysypiać, czując się naprawdę zrelaksowaną. Być może świadomość przebywania w pokoju Roya Mustanga sprawiała, że czuła się bezpiecznie. Cokolwiek za tym stało, zaczęło ją nakłaniać do wyznania swoich uczuć. Najlepiej, kiedy się porządnie wyśpi.

   Gdy spała już głęboko, Hughes wszedł do biura.

   — O, Roy, czyli to prawda, że zamierzasz się ustatkować. 


Codziennie anime || one-shotyWhere stories live. Discover now