| Fuyuhiko Kuzuryū | Peko Pekoyama |

708 30 17
                                    


Paring: Character x Character

Zamówienie: Tak

Od: YokohamaWalker

Gatunek: Romans, Dramat, Psychologiczny

Pochodzenie: Danganronpa (ダンガンロンパ)



Przyjemnego czytania!


24 marca 2019 r.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


   Westchnął cicho, patrząc na uderzające w szybę krople deszczu, zasłaniające widok na drzewa przy szkolnej bramie ogarnięte mlecznobiałą mgłą. Mruknął jakieś przekleństwo pod nosem i odsunął się od okna, schodząc po schodach na parter. Nie zadowalał go fakt, że poranna mżawka zamieniła się w ulewę, jak na złość w momencie, gdy musiał wracać do domu.

   Włożył dłonie do kieszeni, a jego twarz wykrzywił grymas zirytowania. Zatrzymał się przed wyjściem z budynku, posyłając znajomej postaci pozornie obojętne spojrzenie.

   Mimika Peko pozostała bez zmian, nawet gdy zauważyła obecność Fuyuhiko. Pochmurne niebo zdominowane przez szare chmury idealnie pasowały do koloru jej włosów, splecionych w warkocze po obu stronach głowy, którymi poruszał słabo wiatr. Trzymała nad sobą czarny parasol, ochraniając się przed deszczem.

   — Co tutaj robisz? — zapytał Fuyuhiko z nutką irytacji w głosie, wzdychając ciężko. — Mówiłem ci, żebyś na mnie nie czekała. Wiedziałaś, że wyjdę później.

   — Uznałam, że mimo wszystko powinnam poczekać — odparła spokojnie. Minimalne ściągnięcie brwi było jedyną oznaką jej niepewności i poczucia winy, wynikającego, że sprzeciwienia się jego woli.

   — Dlaczego? — Zerknął na zachmurzone niebo, a następnie na odrobinę przemoczony mundurek Peko, mrużąc nieznacznie oczy. — Nie wiesz, że możesz zachorować od stania na deszczu?

   — To nic takiego. Najważniejsze, żeby młody mistrz nie był chory.

   Kuzuryū prychnął pogardliwie. Nie lubił na niej polegać, czuł się wtedy jak dziecko, najsłabsze ogniwo wśród yakuzy, który potrzebuje niańki. Rzeczywiście zapomniał zabrać parasolki z domu, mimo to nie powinna zachować się w taki sposób. Wiedziała, że nienawidził sposobu jej postępowania, jak gdyby jego życie miało większą wartość. Przecież nigdy nie powiedział, że jest narzędziem klanu. Takie słowa nawet w piekle nie przeszłyby mu przez gardło. Nie była żadnym pieprzonym przedmiotem, bez woli czy uczuć, podlegającym jego woli. Znaczyła więcej, niż potrafił przyznać i wbrew pozorom, jego oczy zawsze za nią wodziły, nawet gdy nie powinny. Bardzo mu na niej zależało, lecz wiedli zbyt skomplikowane życie, by mógł swobodnie nazwać rodzaj łączącego ich uczucia.

   Podszedł do Peko i zabrał jej parasol, ignorując fakt, że musiał trzymać rękę wysoko uniesioną, aby osłonić wyższą od siebie dziewczynę przed deszczem.

   — Chodź, wracamy — polecił.

   Peko uśmiechnęła się delikatnie. Ruszyli razem w stronę szkolnej bramy, mając nadzieję, że nikt z klasy ich nie widział.

   Doskwierające im zmartwienia i problemy wydawały się naprawdę poważne, ograniczały ich w pewien sposób, lecz były małym promykiem w porównaniu z pożarem rozpaczy, który wkrótce miał spustoszyć cały świat.


~*~


   Patrzyła na rozległy ocean i znikające za horyzontem słońce, czując na skórze ostatnie jego promienie. Krystalicznie błyszczące fale prawie dosięgały jej stóp, zakopanych w złocistym piasku.

   Morska bryza poruszała delikatnie srebrnymi włosami Peko, a widziane przez nią widoki sprawiały wrażenie beztroskiej sielanki. Nie zapomniała jednak, że była to okrutna rzeczywistość tylko zapakowana w piękną scenografię. Tło dla niemoralnej gry, w której przyszło im wziąć udział.

   Niebezpieczeństwo mogło nadejść w każdej chwili — Peko była na to przygotowana. Zawsze miała do czynienia z przemocą i śmiercią jako członek klanu Kuzuryū. Zaakceptowała swój los, przyzwyczaiła się do życia pełnego zagrożeń. Jedynie pragnęła oszczędzić swojemu mistrzowi podobnych odczuć. Często miewał dość przywilejów i obowiązków wynikających z bycia spadkobiercą rodziny yakuza. Starała się go wspierać najlepiej, jak tylko potrafiła, żałując, że nie mogła zrobić nic więcej.

   Usłyszała dźwięk zapadającego się piasku, gdy ktoś zaczął się zbliżać. Zachowała spokój i nie oderwała wzroku od oceanu.

   — Co tutaj robisz? — zapytał cicho Fuyuhiko. Przystanął obok Peko, spojrzawszy najpierw na nią, a potem na uderzającą w brzeg wodę, wyjmując dłonie z kieszeni. — Późno się robi.

   Peko odwróciła głowę i spojrzała w złote oczy swojego mistrza, widząc w nich wyraźne zakłopotanie oraz troskę. Ostatnio niewiele czasu spędzali razem, zdołali tylko poruszyć sprawę Twilight Syndrome Murder Case. Peko nie do końca akceptowała plan Fuyuhiko, mimo to zamierzała pomóc w jego realizacji. Trzymała się nadziei, że Kuzuryū uda się opuścić wyspę, jeśli odpowiednio wszystko rozegrają.

   — Masz rację. Powinniśmy wrócić do hotelu — przytaknęła po chwili ciszy.

   Fuyuhiko zmarszczył brwi. Wyglądało, jakby próbował coś powiedzieć, ale ostatecznie się rozmyślił. Mruknął tylko coś pod nosem i ruszył w stronę wyjścia z plaży. Peko podniosła się z ziemi, rzucając smutne spojrzenie falom przed odejściem.

   Zaledwie parę dni później, w tym samym miejscu, siedział samotnie Kuzuryū. Wszystko się zmieniło od czasu, kiedy Peko ostatni raz przesiadywała na plaży, patrząc na ocean. Odnosił wrażenie, jakby wyspę otuliła zimna i mroczna mgła niewidoczna dla oczu. Nie zdawał sobie sprawy, że to uczucie pochodziło z jego serca, którego już nic nie rozgrzewało.

    Przyglądał się atramentowemu niebu, szukając w nim czegoś nieuchwytnego, niedostrzegalnego, niesamowitego — nadziei, szansy na ponowne rozpalenie swojego serca. Świadomością jednak wciąż był na sali rozpraw, zastanawiając się, czy mógł w jakiś sposób odmienić los wydarzeń, zmienić przeznaczenie Peko.

   Odetchnął głęboko rześką bryzą, mrużąc oczy. Gdyby tylko przestał na niej polegać, kazał jej się nie wtrącać, zapomnieć o łączącej ich więzi, żyć dla siebie, to nadal byłaby u jego boku. Nie potrafił sobie darować, że nie zdążył jej podziękować za wszystko, co dla niego zrobiła. Zawsze stawała po jego stronie. Wspierała, kiedy czuł się przytłoczony. Nie potępiała za mówienie bzdur. Chroniła za cenę własnego życia.

   Nieustannie myślał o chwilach, jakie spędzili razem, uświadamiając sobie, że wciąż mu na niej zależało, tak jakby nigdy nie umarła. Poprzysiągł, że jej śmierć nie pójdzie na marne. Popełnił mnóstwo błędów, ale dopóki żył, miał szansę naprawić przynajmniej część z nich.

   Pomyślał, że byłaby szczęśliwa, gdyby sobie poradził i uciekł z pozostałymi z wyspy.


Codziennie anime || one-shotyWhere stories live. Discover now