— Chcesz mnie sprawdzić? — zapytałam prowokująco, przyciskając ostrze do skóry. Czerwona stróżka krwi pobrudziła kołnierz mojej koszuli, która po wszystkim wyląduje w pobliskim śmietniku, żebym nie musiała się męczyć z jej czyszczeniem. Szkoda. Lubiłam tę koszulę.

   — W porządku. — Glitch zrobił krok do tyłu, uspokajająco kiwając głową. W Portowej Mafii słynęłam z nieobliczalności i masochistycznych pobudek, o czym musiał sobie niechybnie przypomnieć. — Posłuchaj, wystarczy, że pójdziesz z nami na ugodę, a wszystko się jakoś ułoży.

   Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu, uważnie obserwując siebie nawzajem. Zauważyłam drobinki potu mieniące się na jego czole, kiedy kilka nieśmiałych promieni słońca przebiło się przez chmury. Uśmiechnęłam się, opuszczając dłoń z nożem.

   Jednak kierujące mną intencje nie współgrały z oczekiwaniami mafiozów.

   — Mam dość waszego towarzystwa. — Przyłożyłam palec serdeczny do skroni, jednocześnie unosząc kciuk do góry, imitując pistolet. Zebrana przede mną grupa zrobiła to samo, dzierżąc jednak prawdziwą broń. Trzęśliby się ze strachu, gdybym nie kontrolowała ich ruchów. Pozostało mi tylko rozkoszować się ciężką wonią przerażenia unoszącą się w powietrzu.

   — Kyouzou, frajerzy.

   Kilkanaście broni wystrzeliło w tym samym czasie. Huk wystrzałów zamilkł równie gwałtownie, jak się rozległ. Świat się nie zawalił. Rzeczywistość nie uległa zmianie. Było tak, jakby nic się nie wydarzyło, mimo że życie szesnastu osób się właśnie skończyło.

   Opuściłam dłoń, przyglądając się kałużom krwi. Los po raz kolejny nie pozwolił mi umrzeć. Gdyby słońce wyjrzało kilka minut później, nie miałabym dostatecznego oświetlenia, żeby użyć swojej zdolności. Gdyby nie wcześniejsza ulewa, nie powstałaby żadna powierzchnia łapiąca odbicia. Wtedy w błocie taplałby się tylko jeden trup.

   — Czas ruszać w drogę! — Ominęłam walające się dokoła truchła, oddalając się od nadmorskiej części Jokohamy. — Porzucenie mnie było błędem, Osamu.



~*~



   Znalezienie Zbrojnej Agencji Detektywów było równie łatwe, co wniknięcie w ich szeregi. Nawet utrzymanie w tajemnicy moich motywów okazało się zadziwiająco proste. Test, któremu poddał mnie Yukichi Fukuzawa, także nie sprawił mi żadnych problemów. Wszystko zdawało się iść po mojej myśli, dopóki nie zostałam nagle przyciśnięta do muru. Fukuzawa wiedział, po czyjej stronie się wcześniej znajdowałam. W takim wypadku nie pozostało mi nic innego, jak opowiedzieć mu swoją historię.

   — Rozumiem. — Jego twarz nabrała surowego wyrazu, gdy tylko skończyłam mówić. Przeszył mnie chłodnym spojrzeniem stalowoszarych oczu, mocniej przylegając do krzesła. — Zgłoś się do Kunikidy i powiedz mu, że zostałaś przyjęta.

   Zamrugałam z niedowierzaniem. Gdyby szczerość potrafiła rozwiązać każdą sprawę, częściej bym po nią sięgała.

   — Dziękuję, prezesie! Obiecuję, że nie pożałuje pan tej decyzji! — Po wyjściu z biura Fukuzawy przestałam tłumić rozsadzającą mnie od wnętrza radość; uśmiechnęłam się szeroko i kołysałam lekko na boki w takt wesołej melodii. — Piękne samobójstwo, piękne samobójstwo! Najpiękniejsze samobójstwo z miłości się popełnia, o tak!

   — Skądś to znam...

   Usłyszawszy czyiś protekcjonalny głos, zamilkłam i odwróciłam się za siebie.

Codziennie anime || one-shotyWhere stories live. Discover now