elli - FİNAL

119 5 4
                                    

Obracałem w dłoni, zdewastowaną kartkę i po raz kolejny pogrążyłem się w myślach.

Jak ona mogła to zrobić? Dlaczego? Gdzie popełniłem błąd?

Minęło już 10 lat... A po niej ani śladu.

Nikt nie wie co się stało z moją żoną.

Mabel uciekła razem z Muratem. Burcu i Deniz żyją własnym życiem. A Koray, żyje ich życiem. Tak wyszło. A Emre? Cóż, tylko on kontaktuje się z Sunny, ale nic nie chce mi powiedzieć. Wciąż milczy, a ja jak ten dureń czekam.

- Powinieneś jechać do Londynu i załatwić to. - powiedział Deniz przyglądając się papierom. - Słyszysz?

- Co? - spojrzałem na niego zdezorientowany. - Nie słuchałem, wybacz.

- Nadal nie ma żadnej wiadomości od Sunny? - spytał.

- Od 10 lat nic. - westchnąłem. - No ale nieważne. Co mówiłeś? Londyn?

- Tak, musisz tam pojechać, żeby dopilnować podpisania umowy przez firmę, o której ci wcześniej mówiłem. - odparł.

- A ty, czemu nie jedziesz? - zdziwiłem się.

- Burcu jest znowu w ciąży. Chce, żebym się nigdzie nie ruszał. Nawet mnie do kancelarii nie chce wypuścić. - uśmiechnął się.

- Gratuluję, przyjacielu. Naprawdę się z wami cieszę. Pozdrów ją. - poklepałem go po ramieniu. - W takim razie polecę tam, załatwię to jak najszybciej i wrócę. - skinąłem głową.

- Świetnie. Wylot masz zarezerwowany na jutro o 7:45 i o 9:50 ich czasu powinieneś być na miejscu. Hotel i cała reszta jest już załatwiona. - wyjaśnił

Ponownie spojrzałem na kartkę, którą trzymałem.

"Odchodzę. Przykro mi... Nie szukaj mnie."

To właśnie było napisane na tej kartce. 

Szczerze mówiąc, to wgapianie się w tą kartkę coraz bardziej mnie męczyło. Nawet w pracy nie mogłem od tego uciec.

Tamtego dnia wszystko było idealnie... Co się zmieniło? Kiedy?

Śmiała się, kiedy żartowałem. Była... Szczęśliwa. Zupełnie tego nie rozumiem...

Podróż do Londynu minęła szybciej niż przypuszczałem.

Ah, Londyn, ah... To właśnie tu wszystko się zaczęło...

- Przepraszam, mógłby mi pan pomóc? - zaczepiła mnie jakaś blondynka. - Nie dosięgam mojej walizki. Jestem strasznie niska.

- Ah, jasne. - skinąłem głową i podałem jej torbę. - Proszę...

- Bardzo panu dziękuję. Jest pan moim bohaterem. - zachichotała. - Może w podzięce, uda mi się pana zaprosić na kawę?

- Jestem pani bohaterem, bo podałem pani torbę? Bez przesady... - mruknąłem i wysiadłem z samolotu.

Samochód, wynajęty przez Deniza stał i czekał już na mnie pod wejściem na lotnisko. I przyznaję, nie byłem zbyt miły dla tamtej kobiety, ale działała mi na nerwy. Widzi, że mam obrączkę na palcu, to jeszcze mnie bezczelnie podrywa. Ah, te brytyjskie kobiety... 

Muszę przyznać, że nigdy nie czułem się w Londynie tak obco, jak czuję się teraz. Bez Sunneri nic nie ma sensu. 

Po wpisaniu w GPS adresu firmy, do której miałem się udać ruszyłem. Cieszyłem się, że na drogach było w miarę pusto gdy nagle...

Znów dopadł mnie duch przeszłości.

Wjechałem w młodą dziewczynę. Znów kogoś potrąciłem.

oh sweet life ✔Where stories live. Discover now