4 miesiące później, stambuł
No tak, od razu po zabiegu, wyjechaliśmy z Londynu. Wuj w tym czasie dobił targu z jakąś turecką firmą, jednak projekty w Stambule, jak i w Londynie nadal stoją pod znakiem zapytania. Pozbyłam się gipsu, za to nabyłam ortezę. Masakra chodzić z tym czymś. Jeszcze te zastrzyki... Co dzień przychodzi do mnie sztab pielęgniarek, by wykonać zastrzyki, które mają mnie uchronić przed komplikacjami związanymi z operacją. Płyn w kolanie i pęknięcie szwów to najgorsze co w tej chwili może mi się przytrafić. No ale już nie długo tego też się pozbędę. Od tamtego wypadku nie widziałam już tamtego faceta. Po prostu zostawił mnie w szpitalu i tyle. Nawet lepiej! Omal go nie rozszarpałam za to wszystko, no ale co zrobić... Uciekł.
Po miesiącu chodzenia z ortezą i szybkiej, aczkolwiek skutecznej rehabilitacji, w końcu mogłam wrócić do żywych.
Aj nieważne no... Żyję i jest okay, jasne?
Właśnie wracałam od Koraya do domu. Aj, mój kochany przyjechał razem ze mną.
Szkoda tylko, że było strasznie późno, a zostać u niego nie mogłam. Oczywiście, u Koraya miejsce było, żeby przenocować, ale... Nie. Za dużo czasu z Korayem nie jest złe. Czemu?
- Dziewczyno, mówię ci! - przypomniałam sobie dalszą część naszej rozmowy. - Ona powiedziała, że nie wyjdzie za niego, dopóki on nie kupi pierścionka z większym kamieniem! Wcale nie jestem w szoku, jest taka pazerna na jego pieniądze! Iee, wstrętna dziewucha...
A ja tylko zapytałam się co u niego. To duży błąd pytać Koraya co u niego słychać!
- Ah, skarbie mój, najdroższy, kochanie moje, proszę nie zatrzymuj się na środku drogi! - jęknęłam, gdy samochód nagle zaczął znacznie zwalniać i wydawać z siebie dziwne dźwięki.
Vallah, to brzmiało jakby kaszlał!
- Of ya! - fuknęłam głośno i wysiadłam.
Oparłam się pośladkami o maskę mojego pastelowo niebieskiego garbusa. Kocham mojego garbusa ponad życie, ale to już przesada!
- Jestem skończona, vallah, skończona. - zagryzłam dolną wargę.
Było grubo po północy, a ja wybrałam tą "szybszą" drogę, prowadzącą przez jakieś opustoszałe drogi. A niech cię Koray i twoja zachcianka mieszkania na obrzeżach Stambułu! "Chcę być bliżej natury", mówił. "Jestem artystą, a to ma dusza", powtarzał. Osioł!
- Aj, tu nikogo nie ma. Allahu, uchroń mnie, proszę dopomóż mi! - jęknęłam.
No i nagle zobaczyłam światło. Pomyślałam, że jestem uratowana. Aa, nic podobnego. Czerwone audi r8, wersja cabrio zatrzymała się tuż przede mną. Kara boża. Vallah to musi być jakaś kara boża!
- Znowu ty! - sapnęłam.
- Maleńka!? - mężczyzna wysiadł z samochodu. - Jak tam? Co ty tu robisz o tej porze? Wow, to twoje auto? - wskazał na mojego niebieskiego żuczka [samochód] - Wow. - powtórzył. - Czemu to nie stoi w muzeum? Maşallah to jeszcze działa... Ayy, nie działa? - kiwnął głową.
- Możesz odwalić się od mojego auta? - syknęłam.
- No dobrze, już dobrze. Pardon. Potrzebujesz pomocy? - stanął przede mną.
- Owszem, potrzebuję pomocy, ale nie twojej. - skrzyżowałam ręce.
- Schowaj dumę do kieszeni, maleńka. Wątpię, żeby twój książę zjawił się tu o tej porze, żeby wybawić cię. - uśmiechnął się cwanie. - Założę się, że twój telefon też padł.
- Strasznie dużo gadasz. - wywróciłam oczami.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami. - Powodzenia z autem. - odwrócił się na pięcie i ruszył do swojego auta.
A niech go.
- Dobra, pomóż mi. - powiedziałam, a on się zatrzymał.
Ugh.
YOU ARE READING
oh sweet life ✔
Romance× you know i'll be your life, your voice your reason to be my love, my heart is breathing for this moment in time i'll find the words to say before you leave me today × Sunneri i Serkan nie przepadają za sobą i to bardzo. ale cóż mogą zrobić, kiedy...