kırk sekiz

46 4 2
                                    

- Jesteś jakaś hiperaktywna. - zaśmiał się Serkan.

- To nadmiar tlenu. - wywróciłam oczami. - A co, wolisz mroczną mnie?

Jechaliśmy akurat w magiczne miejsce Serkana. Strasznie ciekawiło mnie gdzie to jest, ale póki co musiałam się zadowolić faktem, że to było poza Stambułem. Vallah, przez to nie mogłam usiedzieć w miejscu!

- Czy znów jedziemy nad morze? - spytałam licząc na kolejną wskazówkę.

- Nie tym razem, kochanie. - uśmiechnął się.

Chwycił mnie za dłoń i pocałował ją. Aj. Ten facet sprawia, że się roztapiam.

- Ufasz mi? - spytał po dłuższej chwili.

- Nie. - odparłam krótko.

- Świetnie. - zaśmiał się i przyspieszył.

- Serkan! - jęknęłam.

Otworzył schowek w desce rozdzielczej i wyciągnął z niej kawałek materiału. Kazał mi przepasać nim oczy, tak, żebym nic nie widziała. Przełknęłam głośno ślinę, bo przywołało to niemiłe wspomnienia (tak, mówię o niemiłej niespodziance Murata), ale zgodziłam się.

W końcu co może mi zrobić mój mąż?

Zabić mnie?

No dobra, może to zrobić, ale to raczej nie w jego stylu...

Czy nie?

O matko. Jechaliśmy jeszcze jakąś godzinę, nim samochód się zatrzymał. Nim wysiedliśmy, Serkan kazał zdjąć mi moje buty. Czy on jest zdrowy psychicznie? Nie, oczywiście, że nie. Ale mimo wszystko zrobiłam to. Usłyszałam trzask drzwi, co oznaczało, że Serkan wysiadł, a później skrzyp, czyli moje drzwi się otworzyły.

- Chodź tu moja królowo. - powiedział, biorąc mnie za rękę.

- Na boso? - zmarszczyłam brwi. - Oszalałeś? Nie wysiądę z tego samochodu bez butów!

- Na miłość Allaha, Sunny... - fuknął. - Wyłaź, albo wyciągnę cię siłą.

- No to bierz się do roboty, kochany, bo ja tak szybko nie wysiądę. - skrzyżowałam nogę na nogę i czekałam w spokoju na jego reakcję.

No to się doczekałam, bo od razu mnie podniósł i wysadził. I już myślałam, że mną rzuci, czy coś, a on spokojnie położył mnie na... Trawie?

- Czy to mokra trawa? - spytałam.

- Nie, suchy piach, a co? - prychnął. - Pewnie ogrodnik był tu przed nami i ją podlał.

- Serkan, gdzie my jesteśmy? Mogę już zdjąć to z oczu? - jęknęłam.

- Ah, no tak. Zapomniałem. Pozwól, że pomogę. - odparł i wziął ode mnie ten materiał.

- Woah... - wytrzeszczyłam oczy.

Ten dom, ten ogród...

- Czyje to? - spytałam

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Czyje to? - spytałam.

- Nasze. - odparł spokojnie. - Kupiłem za pieniądze ze wspólnego konta bankowego. Podejrzewałem, że gdybym kupił je z własnego, zrobiłabyś awanturę. Stwierdziłem, że ten dom będzie odpowiedniejszy. Z dala od ludzi i problemów. Tylko my we dwójkę.

- A co z pracą? - zdziwiłam się. - A co z Korişem, Burcu, Denizem i Emre?

- Spokojnie, wszystkim się zająłem. - objął mnie. - Od teraz jesteś skazana tylko i wyłącznie na mnie. Będziemy sobie razem. We dwoje. Będziemy mięli dla siebie mnóstwo czasu. Nadrobimy to wszystko, czego nie mogliśmy zrobić wcześniej. - pocałował mnie nos.

- We dwoje... - powtórzyłam cicho.

Ay, Allahu, dopomóż mi.

yas, moja bohaterka @Zksiezyca94 uratowała mnie i resztę tego opowiadania! jest nadzieja xdbardzo ci dziękuję słoneczko! tobie dedykuję ten rozdział jak i resztę opowiadania <3buziaki!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

yas, moja bohaterka @Zksiezyca94 uratowała mnie i resztę tego opowiadania! jest nadzieja xd
bardzo ci dziękuję słoneczko! tobie dedykuję ten rozdział jak i resztę opowiadania <3
buziaki!

oh sweet life ✔Where stories live. Discover now