dört

120 7 1
                                    

- Zimno ci? - spojrzał na mnie kątem oka.

- Trochę. - mruknęłam.

Szatyn podkręcił ogrzewanie i od razu zrobiło mi się ciepło.

- Jestem Serkan. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.

- Aa, co mnie to, duszyczko? - mruknęłam.

- Twoje imię to "aa co mnie to"? - prychnął.

- Sunneri. - fuknęłam pod nosem. - Szczęśliwy?

- Wolałbym "usatysfakcjonowany". - parsknął śmiechem. - Spokojnie, rano wrócę po twój samochód. Wiem, że boli cię dusza, że musiałaś go tam zostawić.

Oparłam się głową o szybę. Tak, bolała mnie dusza. Ten samochód jest dla mnie wszystkim. W końcu to jedyne co zostało mi po rodzicach. Tata kupił ten samochód mamie, a że ona nie miała prawa jazdy, to on nim jeździł. No ale ona tak strasznie kochała żuczka.

- Nie powiedziałaś mi gdzie jedziemy, maleńka... Jak chcesz możemy jechać od razu do mnie, ale wolę się zapytać... - odezwał się po dłuższej chwili.

- Ta... Pardon. Aj, jedź w kierunku Ortaköy, stamtąd łatwo trafię do domu. - powiedziałam.

- Ortaköy... W porządku. Nie powinnaś chodzić sama po okolicach, ale... W końcu sama wiesz co dla ciebie najlepsze. - wzruszył ramionami.

- Allah, Allah. Co ci do tego? - fuknęłam.

Wysiadłam przy nabrzeżu. Bez słowa opuściłam samochód i poszłam do swojej pracowni. Allah, Allah, co za dziwny człowiek. I skąd on w ogóle się wziął? Przeklęty. W szafce znalazłam zapasową ładowarkę do mojego telefonu, więc od razu go podłączyłam. W innej szufladzie miałam też jakieś ubrania na zmianę, żeby obecnych nie ubrudzić gliną. Lubię rzeźbić. To mnie odpręża. W sumie już od paru lat z tego żyję, więc... Miło jest połączyć przyjemność z pracą. Znowu, nieważne.

Nie zorientowałam się, kiedy promienie słońca zaczęły powoli odbijać się od tafli Bosforu, trafiając prosto w moje okna. Przeciągnęłam się, a niektóre moje kości samoistnie wystrzeliły.

- Aj, bo jeszcze się połamię. - mruknęłam do siebie.

Odstawiłam moją pracę na bok i zadzwoniłam po taksówkę. Znów będę wypytywana przez wuja gdzie podziewałam się tej nocy.

- Chciałbym, żebyś odwiedziła dziś kancelarię. - odezwał się wujek Yasir podczas naszego śniadania.

- Wolałabym nie, wujku. Sam wiesz jak jest... - zagryzłam wargę. - A poza tym, obiecałam już Burcu, że pójdę z nią na zakupy. W końcu nie widziałyśmy się tyle lat...

- Znajdź choć pięć minut i przyjdź tam, dobrze? Jest coś o czym chciałbym z tobą pomówić, a tu w domu jest to niemożliwe... - dotknął mojej ręki i spojrzał opiekuńczo w oczy, tak jak robi to każdy ojciec. - W porządku, dziecko?

- Wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się lekko. - Wpadnę na chwilę po lunchu do firmy. Dobrze?

- Będę czekał, w takim razie. No nic, do zobaczenia. - wujek wstał od stołu, pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Westchnęłam głośno. Allahu, czemu mi to robisz? Czemu nie mogę uciec od przeszłości, co? 

oh sweet life ✔Where stories live. Discover now