beş

124 7 5
                                    

- Oha! - pisnęła Burcu.

- To było oha na tą sukienkę w kwiaty, czy oha na durną historię mojego życia? - sapnęłam.

- Oha na twoją durnotę. - puknęła mnie palcem w czoło. - Aj dziewczyno, wiesz, że cię kocham, ale z tego co słyszę, ten facet musi być niegodziwie przystojny, a ty, zamiast zatrzymać tego faceta blisko siebie wciąż jęczysz i dręczysz i o rety jak ja chcę tą sukienkę!

Ta, Burcu nieco przypomina Koraya w spódnicy... Eh, ciężkie moje życie.

- Moim zdaniem, zakochałaś się w nim. - zaśmiała się wesoło.

- Ah Burcu! Of! Starczy! - sapnęłam. - Muszę już iść. Wuj prosił, żebym przyjechała do firmy na pięć minut.

- Dobrze, dobrze, kochana. Wpadnę do was wieczorem i dokończymy naszą rozmowę. Bye, bye, duszyczko moja. - cmoknęła w powietrzu i z dłoni ułożyła serce.

 - cmoknęła w powietrzu i z dłoni ułożyła serce

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Ah Burcu, ah. - pokręciłam głową z niedowierzaniem i pomachałam jej ręką na pożegnanie.

Wyjątkowo dziś nie było żadnej trudności w złapaniu taksówki, za to co się nastałam w korkach, to się nastałam. I ten kierowca. Iee, co za facet... Grunt, że udało mi się dojechać na miejsce. Nie do końca się cieszę, że tu jestem, no ale co poradzić.

- Panno Sunneri. - podeszła do mnie sekretarka. - Witam. Dobrze panią widzieć.

- Dziękuję. Gdzie wuj? - spytałam.

- Um, spotkanie... Spotkanie się przedłużyło, ale wuj prosił, żeby poczekać na niego w jego gabinecie. - poinformowała. - Przynieść coś pani do picia? Może jest pani głodna?

- Nie, dziękuję Eda.- skinęłam głową.

Blondynka przytaknęła i wróciła na swoje miejsce za biurkiem. Tymczasem ja weszłam do gabinetu i usiadłam się na dużej, ciemnej skórzanej kanapie. Niedługo czekałam na wuja Yasira. Jednak gdy przyszedł, wyglądał na zdenerwowanego i zmartwionego.

- Kancelaria bankrutuje, Sunneri.- powiedział kd razu, kiedy zajął miejsce obok mnie. - Nie zdołałem utrzymać miejsca, w które twój ojciec włożył tyle wysiłku, proszę wybacz mi z tego powodu. - chwycił mnie za rękę.

- Wujku, to nie twoja wina... Po prostu nie wyszło i tyle... - wzruszyłam ramionami. - Nie martw się, na pewno jest jakiś sposób na uratowanie całej firmy.

- Jest, jest jedno wyjście, tak właściwie, ale... - zawahał się.

- Ale? Nie ma żadnego "ale". Pomogę, jeśli będzie taka potrzeba. - uśmiechnęłam się lekko.

- To niemoralne. - westchnął. - Zjawiła się osoba, która jest w stanie wykupić naszą firmę. Zaoferowali nam pewną umowę, która zabezpieczy nas przed niechcianymi zdarzeniami... - zaczął mówić cicho i powoli.

- To znaczy? - spytałam. - Co to za umowa?

- Cóż, możemy przyjąć nowego wspólnika, dostanie połowę udziałów z naszej firmy, on chce jeszcze połączyć obie kancelarie ze sobą, więc jedynym sposobem na zachowanie wszystkich naszych udziałów i jego środków, jest ślub. Momentalnie udziały małżonków dzielą się na pół, w tym przypadku, udziały z naszej firmy zostają u nas, ich udziały u nich, a wszystkie finanse są wspólne, więc bez rozwodu, nasza kancelaria nie upadnie. - spuścił głowę. - Dziecko, ja się starzeję, niedługo odejdę z tego świata i chcę, żeby ta firma była w dobrych rękach. Chcę oddać ci tą firmę.

- A Mabel? - spytałam. - Z całym szacunkiem wuju, ale... Czemu jej nie oddasz? Jej bardziej zależy na tej firmie...

- Moja córka nie nadaje się do tego, taka jest prawda. Nigdy nie lubiła tej firmy, nigdy nie chciała pracować... Proszę, zgódź się. Proszę, zrób to dla mnie. Ja wiem, że dużo wymagam, ale to dla twoich rodziców znaczyłoby wszystko... Proszę, wyjdź za mąż za tego mężczyznę mimo wszystko i uratuj jedyną rzecz, która została po twoich rodzicach...

oh sweet life ✔Where stories live. Discover now