kırk altı

47 5 3
                                    

Poczułam silny ból głowy, który na pewno nie był spowodowany wypiciem wina na weselu Burcu i Deniza. Chciałam się ruszyć, ale moje ręce jak i nogi były skrępowane liną. Oczy miałam zakryte, ale przypuszczałam, że wszędzie i tak panowała ciemność.

- Serkan! - krzyknęłam. - Czy to jakiś twój kolejny głupi żart?!

- Niestety, ale nie... Twojego męża tu nie ma... I raczej się nie pojawi. - po pomieszczeniu rozebrzmiał męski śmiech.

- Murat? - zawahałam się. - Murat, wypuść mnie!

- Nie wypuszczę. - westchnął i zdjął mi materiał z oczu. - Niespodzianka, kochanie!

I miałam rację, wszędzie było ciemno. Jedynym światłem jakie widziałam, była nade mną lampa, która ledwo co działała. Murat stał oparty o stary, zniszczony stół drewniany, wgapiając się we mnie tymi swoimi zielonymi oczami.

- Czego ty ode mnie chcesz, co?! - szarpnęłam się, czego od razu pożałowałam.

Wyczuwam niewielki uraz kręgosłupa, wynikający z niewiadomej ilości godzin przesiedzianych na niewygodnym krześle w jednej pozycji.

- Chcę ciebie, niczego więcej. A poza tym, to nie ty mówiłaś, że nie chcesz mieć do czynienia z kłamcami? Z osobami litującymi się nad tobą? Serkan nigdy cię nie kochał. Jest mu tylko ciebie żal, kochana. Osierocona, zagubiona w wielkim świecie... Samotna. - powiedział. - Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, przecież masz mnie.

- Jesteś chory psychicznie, Murat! - znów się szarpnęłam. 

- Nie będę trzymał cię tu w nieskończoność. Wypuszczę cię, do twojego męża. Spokojnie, nic mu nie zrobiłem. Jeszcze. Jednakże nie ma nic za darmo. Nie piśniesz ani słowa, albo skrzywdzę twoich bliskich. Emre, Serkan, Burcu, Deniz, Koray... Niech te 5 imion obija ci się w uszach, kiedy będziesz chciała to komuś zgłosisz. Nikt się o tym nie dowie, jasne? - wyszczerzył się głupio.

Murat porzucił mnie w opuszczonym budynku, kilka kilometrów od Stambułu. Na szczęście udało mi się trafić do domu. Serkana nie było w domu, zostawił tylko na poduszce małą karteczkę z informacją, że pojechał do firmy. Cóż, ja też w końcu musiałam się wziąć za pracę, więc zabrałam się za sprawę pani Banu, której rozprawa w sprawie morderstwa jej męża była coraz bliżej. 

- Zrobiłam to. Zabiłam go. - powiedziała spokojnie Banu upijając trochę wody ze szklanki, którą jej wręczyłam. - Ale wie pani co, pani adwokat? On sobie zasłużył. Nie mogłam już dłużej żyć z jego kłamstwami. Kłamał mi w oczy przez tak długi czas... Na pewno nie wie pani co to związek budowany na kłamstwie...

O ironio, wiem znacznie więcej o tym niż ty kobieto.

Odchrząknęłam.

- Pani Sunneri? Czy wszystko w porządku? - spytała nagle. - Zbladła pani.

- Trochę zakręciło mi się w głowie. - przyznałam. - Niech pani kontynuuje.

- Jestem gotowa ponieść wszelką karę. Mogę trafić do więzienia... - westchnęła.

- Nie trafi pani do więzienia. Jakby nie patrzeć, to zbrodnia w afekcie. Sama pani powiedziała, że zaatakował panią. - wzruszyłam ramionami.

- Tak właściwie to ja zaatakowałam jego. A pani powinna zrobić test ciążowy. - powiedziała i wyszła.

To chyba jakiś żart...

zostały trzy rozdziały do końca, ale jak wrażenia po tym rozdziale? kocham x

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

zostały trzy rozdziały do końca, ale jak wrażenia po tym rozdziale? kocham x

oh sweet life ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz