altı

104 6 5
                                    

- Wow, moja przyjaciółka wychodzi za mąż... - mruknęła Burcu. - Czemu się nie cieszę?

- Aj, przestań, to będzie tylko na papierze. - westchnęłam przyciągając do siebie bardziej poduszkę z misiem trzymającym serce.

Byłam właśnie u Burcu w domu, jej rodzina akurat wyjechała za granicę, więc spokojnie mogłyśmy porozmawiać. 

- Ah, Burcu, ah... - sapnęłam.

- Eee, wiesz chociaż jak on wygląda? - spytała.

- Naprawdę teraz o tym myślisz? - fuknęłam. - Stawiam, że jest stary, brzydki i obrzydliwie bogaty, skoro chce wykupić całą firmę moich rodziców i wuja.

- I hojny, skoro daje ci pieniądze i pozwala ci dyrygować w firmie i daje gwarancje, że on ręki do tego nie przyłoży. - wywróciła oczami. - Ale masz rację, to niezbyt dobra sytuacja. Nie łatwiej sprzedać mu kancelarii i nie brać z nim ślubu? Sunny, ty nawet nie wiesz jak ten facet wygląda, kim jest, jak się nazywa...

- Masz rację, ale ta firma znaczy dla mojego wuja tak wiele... Tyle samo znaczyła dla moich rodziców... Nie mogę powiedzieć 'nie'. Kto wie, może któregoś dnia pokocham tego faceta, albo może on zlituje się nade mną, pozwoli zachować pieniądze i rozwiedzie się ze mną... - wzruszyłam ramionami.

Oparłam się głową o ścianę. Moja dusza z każdym dniem coraz bardziej bolała. Najpierw wypadek i ten głupi Serkan, później mój kochany samochód i ten głupi Serkan, teraz kancelaria i jakiś równie głupi co Serkan facet! Aj, moje marne życie.

- Wiem co ci poprawi nastrój. - Burcu dotknęła mojej dłoni.  - I tym razem nie będzie to shopping, przyrzekam. Może jutro się zgodzisz. - dodała ciszej. - Pamiętasz jeszcze Deniza?

- Aa, jak mogłabym go zapomnieć? Świetny dzieciak... - uśmiechnęłam się na samą wspominkę o dawnym przyjacielu.

Burcu natychmiast poderwała się z miejsca i zaczęła wywalać ze swojej szafy wszystkie ubrania. Allah, Allah, ja się dziwię, że jeszcze nikt nie zginął od tej lawiny ciuchów! Vallah, ja byłam bliska zaginięcia. Szukali mnie dwa dni, dwa pełne dni. Burcu chciała bawić się w chowanego, a jej garderoba nie była dobrym miejscem do schowania się. To znaczy, z początku inaczej myślałam o jej garderobie, ale to co tam zobaczyłam... Eh, nieważne. 

Burcu ubrała się w swobodną jasno różową sukienkę w stokrotki. Ta, bo przecież nie wypada paradować w piżamie w kolorowe rybki przed Denizem. 

Spotkaliśmy się w jednej z lepszych kawiarenek w Bebek. Burcu uwielbiała ją, bo paradowali tu głównie bogacze i ludzie z wyższych sfer, czyli jej klimaty. Cóż, mogłoby się wydawać, że ją i Mabel łączy sporo, praktycznie wszystko, ale nie. Na szczęście nie. Moja kochana przyjaciółka miała serce i duszę, bo wychowywała się w tej samej dzielnicy co ja, a Deniz nam dumnie towarzyszył. Mówiąc o mojej dzielnicy mam na myśli oczywiście Cihangir, jednej z dzielnic Beyoğlu. Dla słabo-orientujących się w terenie, Cihangir to jakżeby inaczej, dzielnica klasy średniej. Czemu tam mieszkałam? Po pierwsze, moja mama urodziła się w tych rejonach, w końcu pochodziła z niższej klasy społecznej. Po drugie, mój tata wiedział, jak bardzo mama była przywiązana do tej dzielnicy, dlatego zdecydował pozostać z nią i malutką mną na miejscu. Po trzecie, mój tata przez całe swoje życie wyznawał zasadę, że ciekawsza jest droga życiowa jaką pokonujemy, niż cel, który osiągamy, dlatego tata odrzucił wszelki majątek dziadków i utworzył z wujem skromną kancelarię prawniczą, która przekształciła się w ogromną korporację.

- Sunny? - usłyszałam za sobą.

- Deniz! - pisnęłam radośnie.

- Wróciłaś do domu... - uśmiechnął się lekko i mnie mocno objął. - Witaj, kochana...

 - Witaj, kochana

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


oh sweet life ✔Where stories live. Discover now