kırk dokuz

56 4 4
                                    

- Kochanie, mówiąc, że mamy dla siebie więcej czasu, nie miałem na myśli tego, że możesz sobie dłużej pospać. - Serkan zaczął mną delikatnie szarpać. - No dalej, moja piękna. No dalej, wstawaj.

- Ale ja nie chcę. - jęknęłam, przewracając się na brzuch. - Ty idź, żyj pełnią życia i tak dalej, a ja później dołączę. W sensie jak się wyśpię.

No ale nie. Mi nie wolno się wyspać. Bo po co...

Serkan wyciągnął mnie siłą z łóżka i dopiero postawił w kabinie prysznicowej.

- Masz 10 minut na przygotowanie się, w sensie prysznic, plus ewentualny makijaż czy coś tam. Ja czekam pod drzwiami, ale pamiętaj, że wejdę tu, jeśli po tych dziesięciu minutach nie będziesz gotowa i ja cię przygotuję. - zagroził.

- Makijaż też zrobisz? - wywróciłam oczami.

- Zrobię, a co? Myślisz, że nie umiem? Otóż to prawda, więc nie chcij mieć zrobiony przeze mnie makijaż. - wytknął mi język. - Czas start, żoneczko.

No i wziął i wyszedł. Warknęłam głośno i doprowadziłam się do ładu. Jednakże...

- Serkan, ja nie mogę wyjść. - powiedziałam.

- Powód? - spytał.

- Powodem jesteś ty i twój upór osła. - fuknęłam. - Nie mam żadnych tu żadnych ubrań!

- Jak dla mnie, wcale ich nie potrzebujesz, kochanie. - zaśmiał się.

- Zabiję cię, vallah, zabiję... - mruknęłam pod nosem. - Serkan, nie wyjdę stąd, mówię.

- Przecież już cię wcześniej... - zaczął, ale mu przerwałam.

- To nie ma znaczenia. - powiedziałam naburmuszona.

Ostatecznie wyszłam w ręczniku. Serkan stał na wprost mnie z zasłoniętymi przez jego ręce oczami. Ubrania miałam już uszykowane na łóżku. Po odesłaniu Serkana, przebrałam się w nie i dołączyłam do swojego męża. Siedzieliśmy w ogrodzie. Tak po prostu. A dokładniej leżeliśmy przytuleni do siebie na trawie. Tak było idealnie, ale...

- Co myślisz o dzieciach? - spytałam.

- O dzieciach? Skąd ci się to nagle wzięło? - zdziwił się.

- Po prostu odpowiedz. Jestem ciekawa. - opowiedziałam.

- Są małe, ciągle płaczą i brudzą. Wysysają z człowieka całą energię życiową. - wzruszył ramionami. - To znaczy, chciałbym mieć dzieci, ale nie teraz. Może za kilka lat. Teraz, kiedy nasze kariery są u szczytu, i kiedy w końcu możemy być razem bez żadnych problemów, dziecko, póki co jest niekonieczne. Za parę lat, kto wie co będzie... Czy twoja ciekawość została zaspokojona? - uśmiechnął się.

- I to jak... - mruknęłam.

Już więcej nie pytałam. Po prostu udawałam, że wszystko okay. Nosiłam pod sercem jego dziecko. I jak mogłabym mu o tym powiedzieć, zważając na to co powiedział przed chwilą? I znowu, jak mogłabym urodzić mu to dziecko, ze świadomością, że będzie odrzucone przez własnego ojca? Albo że będzie robił mi wyrzuty w stylu: "po co w ogóle zachodziłaś w ciążę?", albo "mogłaś usunąć jak był jeszcze czas"... Nie mogłabym zabić dziecka.

Podjęłam decyzję.

tak, rozdział krótki, ale cóż poradzić

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

tak, rozdział krótki, ale cóż poradzić... JUTRO (15.05.) WIELKI (raczej nie tak wielki) FINAŁ
a zarazem WIELKA (też nie tak wielka) PREMIERA NOWEGO OPOWIADANIA - WHEN THE RAIN BEGINS TO FALL z Gökhanem Alhanem i Öykü Karayel w rolach głównych. 
gotowi?

oh sweet life ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz