yirmi altı

59 5 9
                                    

- Sunny, no dalej kochana, zjedz chociaż kawałek... Moja piękna kuzynko, najcudowniejsza, najdroższa... Proszę, zrób cokolwiek, powiedz cokolwiek... - mówiła Mabel.

- Ah Mabel, nie chcę jeść. Nie jestem głodna. - jęknęłam. - Nie możesz po prostu posiedzieć ze mną w ciszy?

- W porządku. - skinęła głową.

Mabel przybliżyła się do mnie i okryła swoje nogi kocem. Mocno mnie objęła. Siedziałyśmy tak przez chyba pół godziny. Serkan zranił mnie. Świadomie, czy też nie, ale zrobił to.

Jestem tylko własnością.

Nie mogę zrobić tego, nie mogę powiedzieć tamtego, tylko i wyłącznie dlatego, że jestem własnością Serkana. To on ma być moim mężem, dlatego to on będzie decydował co mam robić, czy mówić.

Nie tego chciałam. Nie tego chcę.

Nie po to skończyłam związek z Muratem, by przechodzić przez to wszystko od nowa.

Terapie, leki, testy psychologiczne... I tak w kółko.

Stwierdziłam, że pojadę do kancelarii, żeby trochę popracować. Praca dobrze robi na samopoczucie, a po za tym to i tak potrzebowałam wdrożyć się w cały ten system.

Mabel przygotowała dla mnie białe eleganckie spodnie z wysokim stanem, czarny top, coś w stylu pół golfa i do tego czarne sandałki. Makijaż, niezbyt mocny na moją prośbę, także wykonała moja kuzynka.

Po łzach nie było ani śladu!

Weszłam pewna siebie do kancelarii. Na wejściu przywitała mnie Ece, sekretarka.

- Pani gabinet został przygotowany, według wytycznych pani wuja. Jeśli będzie coś, co będzie pani chciała zmienić, proszę mnie poinformować i od razu się tym zajmę. - powiedziała. - Tymczasem, napije się pani czegoś? Kawy, herbaty, wody?

- Przynieś mi ayran. - odparłam i skierowałam się do swojego gabinetu, ale kiedy otworzyłam drzwi...

Zewsząd zaczęły wysypywać się różnokolorowe piwonie. Aj, uwielbiam je! Szczególnie te fioletowe i bladoróżowe! Ale...

- Serkan. - warknęłam. - Ece! - zawołałam.

- Tak, proszę pani? - podeszła i... - Ojej... Jakie śliczne kwiaty.

- Zebrać, wywalić, spalić. Tak jak każdy inny bukiet odebrany od pana Serkana. Zrozumiano? - skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Oczywiście, proszę pani. - skinęła głową.

Już po 10 minutach mój gabinet lśnił. Zero kwiatów od Serkana. Dopóki nie zjawił się on.

- Możemy porozmawiać? - spytał niepewnie.

- Jeśli jest to coś innego niż praca to nie. - odchrząknęłam.

- Ah, czyli już się zaaklimatyzowałaś? - usiadł na moim biurku.

- Mógłbyś zejść? - warknęłam. - Nie życzę sobie, żebyś siadał na moje biurko.

- Praktycznie, to też moje biurko. Podpisałaś papiery. - wzruszył ramionami.

- Które zyskują na wartości dopiero od naszego ślubu. - powiedziałam.

- No właśnie... Już za tydzień ślub... - westchnął. - Czy wszystko jest przygotowane? Suknia, bukiet, posag i takie tam... 

- O to się nie martw, wszystko jest gotowe. - spojrzałam na niego.

- Sunny, naprawdę mi przykro, ja wiem, że... - chwycił mnie za dłoń.

- Nie musisz nic mówić. Już wystarczająco powiedziałeś. - wzięłam swoją rękę. - I nie zaśmiecaj mojego gabinetu kwiatami. Mam alergię.

- Na kwiaty?

- Na ciebie.

oh sweet life ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz