dokuz

89 5 0
                                    

- Koray, na miłość Allaha... - sapnęłam i chwyciłam się za czubek nosa. - To nic takiego, vallah... No dalej, powiedz coś.  Normalnie ci się jadaczka nie zamyka, a teraz siedzisz jakby z ciebie życie uleciało.

- Zdajesz sobie sprawę co ty właśnie powiedziałaś, dziewczyno?! - wybuchł. - Rzucasz rzeźbiarstwo, na rzecz tych fagasów w garniturach i w dodatku wychodzisz za mąż za obcego faceta!

- Nie za tak bardzo obcego... - mruknęłam pod nosem. - I nie rzucam rzeźbiarstwa! Powiedziałam tylko, że będę miała mniej czasu na to, na rzecz kancelarii.

- Pozwól mi chociaż znaleźć ci odpowiednią suknię ślubną. Znam też świetną firmę z kateringiem. Zrobimy ci kącik z sushi barem, ogromną fontannę z czekolady... - rozkręcił się.

- Aj Koray! - sapnęłam

- Nie krzycz na mnie! - wrzasnął Koray. - Lodowa księżniczka. Mój przyjaciel by do ciebie pasował. Też jest zamrożonym wodospadem. Aj, dziewczyno. Wychodzisz za mąż. Jestem w szoku. To prawdziwa bomba.

Koray natychmiast chwycił za telefon. Nie da się ukryć, ten wariat ma od cholery znajomości i to nie byle jakich. Jakby chciał zorganizowałby ten ślub w 15 minut. No ale zdziwiłam się widząc biegnącą i ciągnącą za sobą Deniza Burcu. 

- Koray zadzwonił po mnie, ja zadzwoniłam po Deniza. - wyjaśniła na wstępie.

- Aj, czemu mnie wciągacie w ten podziemny krąg? - sapnął Deniz. - Jakby mi wrażeń brakowało, of ya... 

- Będziesz cicho cierpiał razem ze mną. - fuknęłam.

No i zaczęły się dyskusje, a ja po prostu siedziałam o ramię Deniza, a on głową opierał się o moją. Jak mówiłam, w ciszy znosiliśmy kłótnie, dyskusje i plany Burcu i Koraya. I w pewnym momencie dostałam SMS'a. Odsunęłam się lekko od swojego przyjaciela i przeczytałam kilka razy wiadomość, nie dowierzając w treść.

"może na nasz miesiąc miodowy pojedziemy rzymu? hawaje moim zdaniem są ciut zbyt oklepane... jak myślisz słoneczko ty moje? albo może ty masz gdzieś jakieś miejsce gdzie byś chciała pojechać? zgodzę się na wszystko. no dobra, nie na wszystko. sybir do ciebie bardzo pasuje, jednak ja tam nie jadę! postanowiłem, jednak rzym."

- Dziewczyno, co z tobą?! - wrzasnął Koray. - Jak wariatka szczerzysz się od godziny do tego telefonu! Uważaj, bo ci jeszcze oczy wypadną!

- Poznałaś już swojego kandydata na męża? - spytała zaciekawiona Burcu.

- Powiedzmy, że ten kandydat na męża nie jest mi taki obcy... - uśmiechnęłam się lekko.

- Ta głupia dziewucha nic nie mówi! - krzyczał Koray.

- Aj! Idę od was, bo vallah, jeszcze chwila i zwariuję! Pochowają mnie tuż przed ślubem! - zerwałam się z miejsca.

No i zostawiłam tam biednego Deniza na pożarcie wilków w postaci Burcu i Koraya. Ale trudno! Potrzebowałam dłuższej chwili samotności, w końcu już niedługo moje życie miało się diametralnie zmienić. Miałam zostać żoną i to w dodatku mężczyzny który jeszcze parę miesięcy temu mnie potrącił, a później zapewne wywiózł mój ukochany samochód na złom. Szłam wzdłuż wybrzeża i zastanawiałam się jak to owe małżeństwo miałoby wyglądać. Niby to tylko kwestia formalności, ale sam fakt, że będę musiała z nim mieszkać.

W końcu mój telefon rozdzwonił się, więc czym prędzej odebrałam.

- Słucham? - wymamrotałam.- Co się stało?! - pisnęłam przerażona.

oh sweet life ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz