| William Macbeth |

Start from the beginning
                                    



   O mojej rodzinie mówiono wiele rzeczy: szanowana, wpływowa, utalentowana, znana, podziwiana, wzorcowa. Chociaż dzieci przez swoją naiwność i łatwowierność wierzą we wszystko, co im się przedstawi, sama zauważyłam, że te terminy idealnie pasowały. Ktoś mógłby mi zarzucić brak obiektywizmu, ale tak po prostu prezentowały się fakty. Ani ojciec, ani mama nie pochodzili z zamożnego domu, o własnych siłach stworzyli solidne szczeble wznoszące ich na szczyt. Skłamałabym twierdząc, że zdolności, jakie posiadali nie miały na to wpływu, lecz bez nich też poradziliby sobie świetnie. Cała ich siła znajdowała się w niezłomnej woli, przez którą byli w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Choć nie uważali siebie za idealnych i często negowali podobne terminy, większość osób odbierało to jako skromność.

   Mimo że pod wieloma względami się od siebie różnili, to cechy wspólne były na tyle silne, że ostatecznie zostali parą, a potem małżeństwem. Po kilku latach starań w końcu pojawiłam się ja. Cała nasza trójka mieszkała na dworze, ciesząc się wygodą i luksusem, ale pewnego razu moi rodzice postanowili z tego zrezygnować. Nigdy nie powiedzieli mi dlaczego, ale może zamierzali to zrobić, gdy dorosłabym do pewnych — w ich mniemaniu — rzeczy. Niestety, nie dowiedziałam się tego, i zapewne nigdy się tego nie dowiem.

   Tak więc, o mojej rodzinie można było powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że wszyscy żyliśmy długo i szczęśliwie. Wszyscy poza mną zostali zamordowani. Widziałam to na własne oczy, choć świadomie nie potrafiłam o tym pamiętać ani rozmawiać. Obraz masakry pojawiał mi się tylko, gdy starałam się zasnąć, a później się rozmywał, pozostawiając mnie z ciężarem straty, cierpienia oraz rozpaczy. Wiedziałam, że kiedyś umrą, taki los spotykał każdego bez wyjątku, zwłaszcza że mieli psychiczne zdolności, które zwiększały prawdopodobieństwo szybszego zakończenia życia. Naprawdę to rozumiałam, ale nie w tamtym momencie. Nie, kiedy ich straciłam. Nie, kiedy stałam przed ich trumną. Nie, kiedy byłam naiwnym dzieckiem, wierzącym, że na świecie istnieją tylko dobrzy ludzie. Nie rozumiałam wtedy, dlaczego ktoś miałby krzywdzić inną osobę. Miałam inny obraz rzeczywistości, dopóki nie zasmakowałam brutalności świata.

   Trafiłam do specjalnego domu opieki, gdzie znajdowały się dzieci z nieprzeciętnymi zdolnościami. Chociaż nie czułam się tam źle, to również nie mogłam tego miejsca nazywać swoim domem, a ludzi się mną zajmujących — rodziną. Jednak wbrew temu, co można było przypuszczać, znalazła się para, która chciała mnie zaadoptować, choć w moich aktach prawie żadne pozytywne rzeczy się nie znajdowały. Być może sądzili, że im się to opłaci w przyszłości. W końcu nosiłam sławne nazwisko i pochodziłam z bogatej rodziny. Albo należeli do tej grupy osób, która myślała, że wyzwoli świat, zaczynając od zmieniania czyjegoś światopoglądu. Tak przypuszczałam, chcąc rozgryźć tych wariatów, którzy sądzili, że mnie wychowają, lecz każdy mój scenariusz, powód czy motyw wyjaśniający ich postępowanie w ogóle się nie zgadzał.

   Po kilku miesiącach mieszkania z nimi musiałam w końcu przyznać, że byli naprawdę dobrymi ludźmi, pragnącymi mieć dziecko tak dziwnie uzdolnione jak oni. Pogodziłam się wtedy z panującym stanem rzeczy, nawet jeśli zbyt wielu innych opcji wyboru nie miałam. W zasadzie to nie mogłam zadecydować o niczym; Laura i Michael cechowali się niezwykłą uprzejmością i łagodnością, lecz bardzo pragnęli mieć nade mną całkowitą kontrolę. Decydowali o tym, co jadłam, kiedy jadłam, jak jadłam, w co się ubierałam, jak włosy układałam, jakie książki czytałam. Planowali nawet zatrudnić prywatnych nauczycieli, abym nie musiała chodzić do publicznej szkoły, ale przynajmniej od tego pomysłu udało mi się ich odwieźć i, całe szczęście, ludzie z domu opieki, którzy mieli prawo mnie w każdej chwili zabrać, dopóki nie miałam skończonych szesnastu lat, zgodzili się ze mną, uznając, że wyjdzie mi to na dobre. Dotychczas każdy w ośrodku sądził, że jestem wypruta z emocji przez stratę rodziny, więc to, że wykazałam chęci wejścia ponownie w społeczeństwo, przekonało ich, a oni z kolei kazali się moim przyszywanym rodzicom do tego dostosować. Osiągnęłam w ten sposób swój pierwszy sukces.

Codziennie anime || one-shotyWhere stories live. Discover now