| Katsuki Bakugō |

Zacznij od początku
                                    

   Nieważne, ile bym o Katsukim nie myślała, zawsze znajdowałam multum powodów, żeby się do niego nie zbliżać. Często jednak robiłam samej sobie na przekór i specjalnie prowokowałam, tylko dlatego, że nie potrafiłam zdzierżyć jego aroganckiego zachowania. A jako że moja indywidualność była idealna do unikania wybuchów, zarówno tych fizycznych, jak i psychicznych Katsukiego, czułam jeszcze silniejszą potrzebę, by pokazać mu jego miejsce w szeregu.

   Tym razem nie zamierzałam postąpić inaczej. Podeszłam do rozmawiających chłopaków, dostrzegając, że stali tuż obok wejścia do domu strachów. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy do głowy wpadła mi diaboliczna myśl.

   — Och, cześć! Chcecie iść do nawiedzonego domu? — zapytałam pozornie beztroskim i miłym głosem.

   Kirishima lekko drgnął zaskoczony, rozluźnił się jednak szybko, gdy tylko mnie rozpoznał.

   — A, [Nazwisko]! — Uśmiechnął się szeroko, odwzajemniając mój gest. — Co tutaj robisz?

   — Rozglądam się za czymś interesującym — rzuciłam nonszalancko, jakbym nie miała żadnego pomysłu na zapewnienie sobie rozrywki. A miałam całkiem sporo. — Myślałam, że chcecie wejść do tego nawiedzonego domu. Mogłabym się pośmiać. Ale skoro macie inne plany... — Westchnęłam z zawodem i bardzo powoli zaczęłam się wycofywać.

   — Pośmiać się? Co miałaś na myśli, skośnooka? — wtrącił Bakugō, jak zawsze ignorując istnienie mojego imienia.

   Zacisnęłam zęby i całą siłą woli powstrzymałam się przed upomnieniem go, żeby zaczął poprawnie zwracać się do innych osób, zwłaszcza tych z jego klasy. W końcu nie było to nic trudnego — Kirishima już pierwszego dnia zapamiętał zarówno moje imię i nazwisko. Tym razem postanowiłam mu darować na rzecz powodzenia planu, ale krew aż się we mnie gotowała, chcąc naprostować, że miałam kocie oczy, a nie skośne. Przeklęty ignorant.

   — Och, jestem pewna, że nie poradziłbyś sobie emocjonalnie w takim miejscu, Kacchan — powiedziałam, prowokacyjnie się uśmiechając. — Albo wybiegłbyś stamtąd z krzykiem, albo wysadziłbyś całe miejsce w powietrze. Współczułabym osobom, które zajmowały się przygotowaniem nawiedzonego domu, ale nie zmieniałoby to faktu, że popłakałabym się przez ciebie ze śmiechu.

   — Zaraz będziesz płakać z bólu!

   — Brzmisz tak, jakbyś był w stanie mnie dotknąć — zakpiłam, chichocząc z lekceważeniem. — W każdym razie, z moją indywidualnością czy bez, mogę bez szwanku przejść przez to miejsce. A to oznacza, że jestem w czymś od ciebie lepsza — dodałam, wiedząc doskonale, że tym sposobem dolałam oliwy do ognia.

   — Mózg sobie przegrzałaś?! Nie ma mowy, żebyś była w czymkolwiek ode mnie lepsza!

   — Doprawdy? Więc możesz przejść przez cały nawiedzony dom bez żadnych krzyków, przekleństw czy wybuchów? — z premedytacją go podpuszczałam, wewnętrznie ciesząc się ze swojego triumfu. — Czyli mogę kupić dwa bilety, aby móc się o tym przekonać? A może jednak się boisz?

   — Zamknij się i idź po te bilety. Przekonasz się, jak bardzo się mylisz i wszystkie swoje słowa odszczekasz.

   — Wan wan* — udałam szczęk, po czym poszłam zapłacić za wejście do domu strachów, nie mogąc przestać śmiać się pod nosem.

   Kątem oka widziałam, jak Kirishima z przejęciem mówił coś do Bakugō, ale ten się tym kompletnie nie przejmował, co było do przewidzenia. Tylko rywale budzili w Katsukim prawdziwe, niekontrolowane emocje, a Kirishima zaliczał się bardziej do jego sojuszników. Chociaż na moje oko Kirishima już dawno stał się dla niego kimś więcej.

   Wyjęłam portfel i zapłaciłam za bilety, uśmiechając się przepraszająco do chłopaka przy ławce.

   — Jeśli w którymś momencie usłyszysz odgłosy walki, nie przejmuj się tym. — Machnęłam ręką, udając, że żartowałam, choć w rzeczywistości nie byłam pewna, czy w środku faktycznie nie dojdzie do rozlewu krwi. — Rusz się, Kacchan, albo idę bez ciebie.

   Chłopak w stroju Draculi złapał za czarną zasłonę, by umożliwić nam wejście. Zauważyłam, że jego twarz znacząco pobladła po tym, co przed chwilą powiedziałam. Uspokoiłabym go, gdyby Katsuki nie wszedł już do środka. Nie chcąc pozostać w tyle, ruszyłam natychmiast za nim.

   Po ujrzeniu amatorskich dekoracji wiedziałam, że nawiedzony dom był przygotowywany przez zwykłych uczniów liceum. Pajęczyny, straszne maski, figurki czy szkielety nie robiły ani na mnie, ani na Bakugō wrażenia. Jedyna różnica polegała na tym, że przyglądałam się wszystkiemu z lekkim zainteresowaniem oraz zaciekawieniem, gdy tymczasem Katsuki miał swoją standardową minę: bez kija nie podchodź.

   Zaczęłam powoli myśleć, że mój pomysł był słaby i że spali na panierce, gdy nagle z różnych stron rozległy się straszne dźwięki, jakby ucięte ze ścieżki dźwiękowej jakiegoś horroru. Poza trzysekundowym dreszczem nie zdobyłam się na żadną inną reakcję. Kiedy jednak figury nieznacznie się poruszyły, a przed nogami przepełza mi odcięta dłoń, na całym ciele dostałam gęsiej skórki.

   Różne głosy — małej dziewczynki, kobiety i młodego mężczyzny — coś szeptały, błagały o litość albo o pomoc. Ze ścian zaczęła spływać krew, a w kątach, na naszych oczach, tworzyły się nowe, o wiele większe pajęczyny. Zagapiłam się na ten widok, nie dostrzegając ruchu po swojej lewej stronie. Poczułam tylko powiew chłodu, jakby ktoś dmuchnął mi zimnym oddechem prosto w kark.

   Dźwięk kroków zmusił mnie do spojrzenia przed siebie, skąd nagle wyskoczyła przed nami jakaś szkaradna istota. Serce na moment mi stanęło, a oddech uwiązł w gardle. Bakugō, który był o krok bliżej stwora, cofnął się, przez co powinien wpaść prosto na mnie, jednak tak się nie stało. Poleciał do tyłu, upadając z głośnym uderzeniem na ziemię. Dopiero po usłyszeniu hałasu oprzytomniałam, uświadamiając sobie, że nieświadomie użyłam swojej indywidualności — niematerialności. Gdy przestawałam oddychać, nikt ani nic nie mogło mnie dotknąć, a przy większym skupieni potrafiłam stać się całkowicie przezroczysta.

   Odwróciłam się, zmartwiona stanem Katsukiego, lecz całe zaniepokojenie zniknęło w mgnieniu oka, kiedy tylko dostrzegłam, że czarna peruka z długimi, prostymi włosami jednej z figur spadła Bakugō na głowę. Obraz ten wypalił mi się w pamięci na tyle mocno, że zagwarantowałam sobie wieczny powód do śmiechu, zaczynając od ów chwili.

   Zakryłam jedną dłonią usta, próbując zachować pozory przyzwoitości, a druga się podtrzymywałam, kiedy nogi mi zmiękły od nadmiaru niepohamowanych emocji.

   — D-do...do twarzy...ci w tym... — odparłam między przerwami na złapanie oddechu.

   Nie mogłam przestać się śmiać i nawet wizja gniewu Katsukiego nie zmusiła mnie do przerwania. Ściskałam ramionami brzuch, nie zwracając uwagi na łzy w oczach ani czkawkę.

   Peruka skończyła jako kupka popiołu przez wybuch złości Katsukiego. Byłam pewna, że za całą tę akcję mnie zabije, dlatego nie czekając na niego, pognałam ku wyjściu, gdzie dołączyłam do wyglądającego za nami Kirishimy.

   Bakugō przyszedł niedługo potem, a jego wzrok mówił wszystko. Zamiast jednak zachować się rozsądnie i odejść, dając im już spokój, postanowiłam do nich dołączyć i jeszcze trochę podrażnić Katsukiego.



__________________

*Wan wan – dźwięk wydawany przez szczekającego psa w Japonii.


Codziennie anime || one-shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz