Krajobraz Stolicy Narodu Ognia nie wydawał się niczym różnic od tego, który był jeszcze tydzień temu.
Domy jakie były takie są, niebo tak samo czyste i niebieskie dzięki czemu Słońce mogło spokojnie oświetlać całe miasto nie będąc zagrożone przez chmury, które miałby je osłonić.
Było tylko jedno miejsce, które w przeciągu kilkudziesięciu godzin zmieniło się nie do poznania.
Był to Królewski Pałac Lorda Ognia, który jakimś cudem jeszcze stał nie zawalając się pod swoim ciężarem.
Najbardziej ucierpiał dach, który był praktycznie cały zniszczony.
Dla obrońców na szczęście nie było to problemem, bo od kilku dni nie padał żaden deszcz.
Mieli nadzieję, że taka sytuacja utrzyma się dłużej.
"Nowy Ozai" opanował już parter oraz podziemia budynku dzięki czemu odciął obrońcom ucieczkę drogą lądową.
Jedyna jaka im pozostała to powietrzna.
Problem w tym, że nie mają oni nic co mogłoby im pomóc stąd uciec.
Liczyli teraz na to, że Avatar przybędzie tutaj na czas i ich uratuje.
Wrogowie z każdą godziną coraz bardziej uświadamiali im, że na ratunek może być za późno.
Liczyła się jednak nadzieja.
Z taką nadzieją po komnatach chodziła Mai, która szukała jakichkolwiek rzeczy do pomocy w obronie przed najeźdźcami.
Pałac był ostatnią ostoją, która broniła się przed Ozaiem.
Wszystkie inne padły w mniej niż jeden dzień.
Najdłużej z nich broniło się Miasto Ognistej Fontanny, które wytrzymało...sześć godzin.
Teraz zostali tylko oni.
Sytuacja wyglądała tragicznie.
Żołnierze Narodu Ognia bronili schodów, które łączyły parter z pierwszym piętrem.
W obronie pomagały im Wojowniczki Kyoshi.
Pomimo tego ich siły były pięciokrotnie mniejsze od wroga.
A "Nowy Ozai" miał czym nacierać.
Postanowił wysłać nawet w bój czołgi Tundra, które wjechały do pałacu niszcząc wszystko wokoło i płomieniami zmusiły obrońców do wycofania się na wyższe piętra.
Mai razem ze służbą znajdowała się na najwyższym czwartym piętrze, ale pomimo tego musiała bronić się przed atakami palących się śmierdzących bomb.
U Ozaia
Ozai na to wszystko patrzył z daleko tylko się uśmiechając.
Jego pałac, który miał objąć płonął, a mimo tego on się cieszył.
-Wiesz co Azulo? Ten płonący pałac wygląda niczym reduta. Bronią się i bronią, ale dobrze wiedzą, że przegrają. Niczym te reduty, które zdobywaliśmy w Królestwie Ziemi. Ach...pomyśleć, że za niedługo to wszystko będzie nasze, ale niestety trzeba będzie to odbudować.
-Co zamierzasz zrobić z obrońcami którzy się poddadzą?
-Oddam w twoje ręce córko. Ty dobrze wiesz co i jak zrobić, aby wszystko nam wyśpiewali.
Stali tak i patrzyli na to co się dzieje. Mieli nadzieję, że obrona padnie do wieczora.
Mieli już dość czekania, chcieli jak najszybciej wejść do pałacu i ogłosić Ozaia ponownie Lordem Ognia, który miał poprowadzić Naród Ognia do zwycięstwa.
Rīdā przez swoją lunetę kontrolował sytuację jaka dzieje się wokół budynku.
Był trochę bliżej linii frontu niż Władca Ognia i jego córka, ale na tyle daleko, aby móc spokojnie patrzeć co się dzieje.
Wiedział dobrze, że żadnych posiłków obrońcy nie otrzymają, ale chciał mieć pewność co do tej tezy.
Nagle zauważył zbliżającą się białą plamę, która z każdą sekundą powiększała się na jego oczach.
Mała biała plama okazała się latającym bizonem, którego prowadził sam Avatar.
-Avatar nadlatuje.- powiedział sam do siebie opuszczając przy tym lunetę.
Z prędkością światła pobiegł w stronę swojego władcy, aby oznajmić mu niepokojące wieści.
Musiał przebyć niezły kawał drogi co też skutkowało szybszym i głębszym oddechem oraz spoceniem się.
Jest to jednak mała ofiara dla tak wysoko postawionego dowódcy.
Gdy tylko pojawił się na miejscu, stanął na baczności i zasalutował.
-Wasza...Wysokość...mam pilną...wiadomość.- mówił, dysząc przy tym. Z jego czoła spływały małe krople potu. Wszak jeszcze było lato. Końcówka, ale było. Przy najmniejszym wysiłku człowiek mógł się spocić. Chociaż bieg do takich nie należał.
-Słucham cię Rīdo.
-Avatar...nadleciał.
-CO?! Niemożliwe! Na pewno jest to Avatar?!
-Tak...Wasza...Wysokość...przyleciał na...bizonie.
-Mam tam pójść tato, aby go załatwić?
-Nie Azulo. Niech przylatuje. Chce pewnie tylko zabrać kilku swoich przyjaciół. Wszystkich jednak nie zbierze. A my, aby mu to utrudnić to postrzelamy sobie intensywniej. Słyszałeś Rīdo?
-Tak...Wasza...Wysokość.- mężczyzna siknął głową na znak szacunku i pobiegł do dowódcy artylerii. Tam przekazał mu wiadomość od Ozaia. Po krótkiej chwili można było usłyszeć wystrzały z katapult.
U Aanga
-Chcesz wlecieć w sam środek walki?!- krzyknął Sokka nie wierząc w to co przed chwilą usłyszał od nomada powietrza.
-Tak. Trzeba zaryzykować! Jeżeli tego nie zrobimy to nie dotrzemy do pałacu.- chłopak popatrzył co dzieje się na ziemi.
Widział tam dosłowną wymianę ognia pomiędzy siłami "Nowego Ozaia" oraz oddziałami, które pozostały wierne Zuko.
Jego uwadze nie umknęło to, że nasiliły się ataki śmierdzących, palących się bomb na pałac.
-Trzymaj się mocno Sokka!- Aang mocniej zacisnął sznur dzięki któremu kontrolował Appe.
Chłopak z Południa mocno chwycił się siodła i zaczął modlić się do Ducha Księżyca, aby wszystko się dobrze dla nich skończyło.
-Appa! HOP! HOP!
Bizon na polecenie swego pana przyśpieszył i zaczął lecieć w kierunku pałacu.
Pędził najszybciej jak potrafił, bo dobrze wiedział w jakiej są sytuacji.
Żołnierze "Nowego Ozaia" widząc go zaczęli w niego strzelać z katapult.
Dzięki unikom jakie wykonywał nim Aang nie udało im się nawet delikatnie zranić zwierza.
Sokka nie wytrzymał napięcia. Zaczął krzyczeć wniebogłosy.
Trochę to dekoncentrowało Avatara lecz zachował on do końca zimną krew i wleciał w bardziej "bezpieczną" strefę jaką był dziedziniec przed pałacem.
Tam też długo nie przebywali gdyż nomad powietrza "wbił się" Appą do środka budynku niszcząc przy tym jedną ze ścian.
Cóż...jakoś do wnętrza musieli się dostać, a bizona na zewnątrz nie zostawią, zwłaszcza przy takiej sytuacji.
Avatar wyhamował swojego zwierzaka w sali tronowej gdzie to Zuko zapraszał ich na sprawozdania.
Odgłosy jakie temu wszystkiemu towarzyszyły sprawiły, że zaraz przed nimi ukazała się Mai wraz ze służbą.
Aang widząc jakie szkody uczynił uśmiechnął się nieśmiało i pomachał im na powitanie.
Sokka natomiast ledwo wyczołgał się z siodła. Był cały poobijany.
-Avatar przybył nas uratować!- krzyknęła jedna z kobiet, które stały za Mai.
Wszystkie inne po jej słowach zaczęły się cieszyć i klaskać.
Nie były jednak świadome tego, że nie wszystkich da się uratować.
-Gdzie Zuko?- zapytała się od razu czarnowłosa.
-Został w Ba Sing Se. Uznaliśmy, że nie jest jeszcze na tyle zdrowy, aby wyruszyć na tą akcję ratunkową.
-Rozumiem. Myślałam, że osobiście przyleci tutaj, aby sprawdzić czy wszystko zostało załatwione.
-Ja to mogę zobaczyć.
-To chodź. Tylko szybko. -dziewczyna zaprowadziła naszych podróżników do pokoju, który kiedyś zajmował ich przyjaciel.
Tam ujrzeli zgliszcza, które nie zostały spalone przez ogień. Świadczyć to miało, że zadanie jakie powierzył swojej dziewczynie zostało przez nią wykonane.
-A gdzie są Wojowniczki Kyoshi?
-Są na pierwszym piętrze. Razem z wojskiem Narodu Ognia bronią pałacu.
-Trzeba je jak najszybciej ewakuować. Jest jednak jeden problem...nie mamy tyle miejsca, aby pomieścić wszystkich.
Zapanowała cisza.
Każdy w głowie myślał co zrobić, aby wyszło jak najlepiej.
-Trzeba niestety służbę i żołnierzy zostawić tutaj. Nie mamy inne opcji.- rzekł Sokka.
-Nie. Nie możemy tak zrobić.
-Ale Aang zrozum, że nie uratujemy wszystkich. Trzeba kogoś poświęcić.
-A może porozmawiajmy z Ozaiem? Coś się wykombinuje i da spokój tym wszystkim ludziom.
-Nie wiem czy Ozai w ogóle będzie chciał z kimkolwiek rozmawiać, z przeciwnej strony. Takie niestety jest życie. Trzeba ich poświęcić dla dobra ogółu, dla świata.
Avatar nie mógł tego przeboleć. Jak miał zostawić tych bezbronnych ludzi tutaj samych?
Przecież jak "Nowy Ozai" wygra to oni pierwsi pójdą do odstrzału jako wrogowie ojczyzny. Oczywiście przed tym czekać ich będą tortury, które większość z nich nie wytrzyma.
-Aang nie mamy czasu. Musimy jak najszybciej się stąd ewakuować. Zaraz wznowią ostrzał.- rzekła do niego Mai, która przez okno widziała jak wróg zaczyna ponownie szykować swoje kule do wystrzelenia.
-Ja...nie mogę.
-Ale musisz! Chodź! Zaraz zrobi się tutaj naprawdę gorąco.- krzyczał Sokka.
-Sokka, ty lepiej idź po Suki. Ja z nim porozmawiam.
Chłopak bez żadnego "ale" pobiegł na dół.
-Posłuchaj mnie Aang. Wiem, że chcesz dobrze dla wszystkich. Wiem, że chcesz uratować tych biednych ludzi. Ale gdybyś to zrobił to nie dalibyśmy rady stąd uciec. A wiesz co potem się wydarzy? Złapią cię i trzeba będzie czekać kilkanaście lat aż kolejny Avatar opanuje wszystkie żywioły i zmierzy się z Ozaiem. Przez ten czas zginąć może wiele tysięcy ludzi. Nie chciałbyś tego, prawda?
-Prawda...
-Dlatego będziesz musiał poświęcić tych ludzi. Nic im się nie stanie. Skoro służyli wcześniej Ozaiowi to na pewno nie będą mieli żadnych trudności. Rozumiesz?
-Rozumiem...
-W takim razie chodź i uciekajmy stąd, bo akurat nas na litość nie wezmą.
Aang wziął głęboki wdech i razem z Mai skierował się do sali tronowej.
Tam przy bizonie czekał na niego Sokka z Wojowniczkami Kyoshi oraz służbą, która błagała ich na kolanach.
Nomad powietrza widząc to załamał się w sobie. Nie mógł odmówić im pomocy, ale musiał to zrobić. Ten jeden, jedyny raz.
Sokka próbował je jakoś odciągnąć lecz one napierały nadal.
-Dawaj Aang! Dłużej z nimi nie wytrzymam!- krzyczał na co Avatar wydał komendę swojemu bizonowi, aby odleciał.
Appa uniósł się do góry i wyleciał przez dziurę, którą sam stworzył.
Niestety jedna ze służących nadal trzymała się sierści zwierzaka.
Aang widząc to próbował jej pomóc, ale było już za późno.
Kobieta nie wytrzymała i zaczęła spadać dwadzieścia metrów w dół.
Chłopak chciał polecieć za nią i ją złapać, ale został powstrzymany przez Sokke.
Na jego policzkach pojawiły się łzy. Zdusił je jednak szybko i po raz ostatni spojrzał na Naród Ognia, który powoli zatracał się w dyktaturze Ozaia.
Siema!
Witam was w kolejnym rozdziale. Tym razem koniec jest bardziej dramatyczny i drastyczny. Tylko wyobraźcie sobie co mógł czuć Aang jak widział spadającą w dół kobietę.
Obraz, który nigdy nie zapomni.
Ale wracając do tego rozdziału.
Umieściłem tutaj aż trzy małe smaczki, które większość z was w ogóle nie znajdzie więc ja je teraz krótko wyjaśnię.
Pierwszy i najbardziej rzucający się w oczy to tytuł rozdziału. Tak, inspirowany był "Redutą Ordona" Adama Mickiewicza. Polecam.
Drugi oraz trzeci nawiązują do dwóch wydarzeń historycznych.
Pierwszy to obrona pałacu, która wygląda dość podobnie do obrony Domu Pawłowa, który był broniony przez radzieckich żołnierzy podczas bitwy o Stalingrad. Tam też mieli tak ciulowe położenie jak nasi bohaterowie, ale oni wygrali, a tutaj...no cóż.
Trzecie nawiązanie dotyczy oblężenia pałacu. Przypomina ono Oblężenie Sarajewa przez wojska Republiki Serbskiej w latach 1992-1996.
Polecam poczytać sobie o tych rzeczach, bo naprawdę ciekawe są i dużo się można dowiedzieć.
Tak więc ukazałem wam jakie nawiązania wykorzystałem. Nie wiem czy w ogóle by ktoś zgadł. Jak tak to napiszcie.
Cześć!