rozdział 17

91 67 12
                                    

Hill znów jechał do bazy w Hanscom. Ten idiota Chen nie chciał już rozmawiać z zatrzymanymi, mówił, że nie będzie brać udziału w torturach. Nie miał pojęcia, o czym mówi. Gdyby pozwolono mu zabrać się za prawdziwe tortury, pomoc cywilnego tłumacza nie byłaby potrzebna. Ale poszła plotka, że prezydent chce zobaczyć te dziewczyny, na razie więc Firma nie mogła się nimi odpowiednio zająć.

Zatrzymał się na stacji benzynowej, kupił kawę. Spał krótko i niezbyt dobrze, ciągle dręczyły go myśli o tej dziwnej postaci złapanej na taśmie. Analizy też to zauważyły, nawet wcześniej niż on. Dwie klatki: za dużo, by mówić o błędzie, za mało, by można było ustalić coś więcej. Na razie nikt nie wiedział, co to mogło być.

Może te dwie, Inga i Kalia, będą bardziej rozmowne. Pójdzie tam i spróbuje z nimi spokojnie pogadać. Ale najpierw dorwie Chena i przemówi mu do rozsądku. Znalazł chłopaka przed halą sportową dla personelu, którą jakiś wojskowy kretyn, może nawet sam Margharetti, kazał przerobić na więzienie. On sam trzymałby je oddzielnie, wtedy byłyby bardziej chętne do współpracy. No, ale ktoś miał tu miękkie serce, i jak tak dalej pójdzie, to sobie jeszcze długo poczeka na te dziwne silniki. Nie dziwił się tłumaczowi, że panikuje, to cywil, a w dodatku młody, ale od wojskowych oczekiwał jednak więcej rozumu.

– Eric Chen? – zwrócił się do niego uprzejmie. – Słyszałem, że masz tu jakieś kłopoty.

Chłopak popatrzył na niego dziwnie.

– To ty jesteś tym tajemniczym panem Hillem? – zapytał.

– Ethan Hill – przedstawił mu się. – Wcześniej nie mieliśmy okazji porozmawiać... Jestem konsultantem Departamentu Stanu. Mam przygotować wizytę prezydenta – dodał, jakby to wszystko wyjaśniało. – Co prawda nie wiemy jeszcze dokładnie, skąd pochodzą te dziewczyny, ale nawiązanie stosunków dyplomatycznych zawsze jest dobrym pomysłem. I cieszę się, że mi w tym pomagasz, twoja znajomość ich języka jest nieoceniona.

Dziś założył na siebie zwyczajny garnitur, mógł więc spokojnie udawać urzędnika i wykorzystać plotkę o prezydencie. Chociaż to może nie być plotka i cały cyrk w końcu tutaj zawita. Ta myśl bynajmniej go nie ucieszyła. Wolał pracować w spokoju. Obserwował Erica uważnie, ale nienachalnie. Musiał go uspokoić.

– Och, a ja... Nika mówiła... Chyba wziąłem cię za kogoś innego.

– Tak? – Podniósł brwi ze zdziwieniem, jednocześnie zachęcając go do dalszych zwierzeń.

– Mówiła, że coś jej wstrzyknąłeś, chciałeś wymusić zeznania. Pokazywała ślady po igle.

– Wczoraj wieczorem miała pobieraną krew do badań – stwierdził lekceważąco. – Byłem przy tym. Faktycznie, pułkownik Margharetti ją trochę wypytywał, może się przestraszyła? Słuchaj, ja tylko czytałem akta, a ty osobiście rozmawiałeś z dziewczynami. Jeśli to wszystko jest prawdą, to w ich kraju toczy się wojna, którą przegrywają. Może myślą, że udawanie ofiar im w czymś pomoże? Już sam nie wiem... – udał wahanie.

– Może... W końcu zapewniliśmy im lekarzy i dach nad głową. No i chyba to wyglądałoby inaczej, jeśli naprawdę chciałby ją przesłuchać jakiś agent.

Żebyś wiedział – pomyślał Hill, ale głośno powiedział co innego:

– Co? Pracuję dla rządu, ale... Nie myślałeś chyba, że ja...

Obaj się roześmiali. Więc Chen chciał wierzyć, że to tylko nieporozumienie. Dobrze.

– Słuchaj, a możesz mi powiedzieć, co właściwie mówiła Nika? Chciałbym się dowiedzieć tych wszystkich niesamowitych rzeczy o sobie.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now