rozdział 53

65 54 6
                                    

Następne dni przypominały koszmar jaki przeżywa praktycznie każdy młody człowiek uczęszczający do szkoły, który trafi na wrednego nauczyciela. Najlepiej podsumowała to Kalia:

– Czuję się jak na tych wszystkich lekcjach durnej matematyki z panem Walero, też lubił tak męczyć ludzi – wyznała któregoś razu po tym, jak Hill wreszcie łaskawie pozwolił im na przerwę. Uparł się, że nie tylko Nikka ma się szkolić, ale wszystkie dziewczyny mają wykuć tę historyjkę, bo w końcu każda będzie rozmawiać z redaktorami.

– U mnie to był pan Morren od literatury. Lubię czytać, ale książki, które mają co najwyżej dwadzieścia lat, nie dwieście – stwierdziła Inga.

Teraz obie spojrzały na Nikkę oczekując, że również podzieli się podobną historią.

– Pani Elia Werro-Perk, nauczycielka przyrody, parszywa suka, wredna, złośliwa i nienawidząca każdego, kto w jakikolwiek sposób jej podpadł – oznajmiła z taką pasją, że wchodzący właśnie do jadalni z kubkiem kofi w ręku Hill aż przystanął, spojrzał na nią dziwnie i uśmiechnął się pod nosem. – Wielu nauczycieli mnie nie lubiło, ale ona... Nie potrafię tego opisać, to trzeba było zobaczyć, usłyszeć, jak do mnie mówiła. No i ogólnie już pan, panie Hill, jest już lepszym nauczycielem, chociaż ona pracowała ze dwadzieścia lat w najlepszej szkole w królestwie.

– Teraz to musisz opowiedzieć jak jej podpadłaś – nalegała Inga.

Nikka nie miała nic przeciwko temu. Dziś czuła się w miarę dobrze, mogła bezpiecznie zagłębiać się we wspomnieniach bez ryzyka, że straci nad sobą kontrolę i zacznie płakać.

– To było zaraz na początku mojej nauki. Na lekcji o kontynentach pomyliła północ z południem, a ja ją poprawiłam. Przejęzyczyła się tylko, mogła mnie zignorować, ale nie, zapamiętała to sobie. No bo przecież jak jakaś Selino z portu śmiała zwrócić jej uwagę? No i tak się ze sobą męczyłyśmy parę lat, ale dzięki temu znam nazwy wszystkich wysp Południowego Archipelagu i wszystkich gatunków ryb, na które są wydawane pozwolenia na połowy.

Dziewczyny roześmiały się, tekst o wyspach był znanym żartem. Mieszkańcy Archipelagu nawet nie nazwali wszystkich skał wystających z wody, było ich po prostu za dużo. Ale Nikka nie przesadzała aż tak bardzo, kiedyś naprawdę znała te ryby.

– Nie wierzę, że istnieją nauczyciele gorsi niż pan Walero i pan Hill. – Kalia twardo obstawała przy swoim. Hill nie przejął się, wzruszył ramionami.

– Nie jestem nauczycielem – powiedział tylko. – Lepiej idźcie coś zjeść, niedługo będziemy kontynuować.

Nikka uznała to za rozsądną radę i razem z koleżankami podążyła do kuchni. Nie było jednak dane im tam dojść, gdyż do rezydencji właśnie weszła Kamilla Pik i dzień komandor Selino właśnie stał się jeszcze lepszy. Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła zaskoczoną Kamillę. Na Amarze ten rodzaj powitania był zarezerwowany dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Nikka uświadomiła sobie, że już od dawna traktuje tłumaczkę jak rodzinę.

– Niby to tylko trzy dni, ale już za tobą tęskniłam – wyjaśniła nieco speszona.

Kamilla poszła z nimi i razem zjadły zimny posiłek. Wysłuchała z zainteresowaniem skarg Kalii na to, jaki Itan jest okropny i zmusza je do nauki i powtarzania ciągle tego samego.

– I co, siedzicie tu i nie pozwalają wam wychodzić? – zainteresowała się.

– Możemy, ale tylko do ogrodu – wyjaśniła Inga. – No ale teraz nie mamy nawet na to czasu.

– Wiem, że jutro Nikka przemawia, ale potrzebujecie jakiegoś odpoczynku. Czy też on nie rozumie, że jak ją przemęczy, to nie pójdzie jej tak dobrze, jakby chciał?

Stała tyłem do drzwi, więc nie zauważyła, że Hill wrócił odnieść kubek i wszystko słyszał.

– Pani Selino jest jeszcze daleko od przemęczenia, proszę mi wierzyć.

Zaskoczył ją, przestraszona gwałtownie odwróciła głowę. Opanowała się i powiedziała coś do niego używając inglisz. Przerodziło się to w dłuższą wymianę zdań. Kamilla próbowała go do czegoś przekonać, ale był nieustępliwy, jak zawsze.

– Za pięć minut koniec przerwy, czekam na was przy stole. Możesz dołączyć Kamillo, zobaczysz, że nie dzieje się tam nic strasznego – oznajmił, po czym w milczeniu umył kubek i wyszedł.

– Chciałam wziąć was do miasta, tu jest wiele ciekawych rzeczy do obejrzenia, dziś jeszcze mogłybyście pozwiedzać na spokojnie. Ale się nie zgodził.

– Najpierw obowiązki, potem przyjemności. – Nikka powtórzyła jego powiedzonko.

– Skąd wiesz, że tak powiedział?

– Chyba lubi to mówić. – Dopiła wodę i też umyła po sobie szklankę. – To co, wracamy do pracy? – zwróciła się do dziewczyn.

– Ech, niestety musimy – odpowiedziała ponuro Kalia.

Oboje mieli rację: Kamilla twierdząc, że dziewczynom przydałby się odpoczynek, i Itan mówiąc, że Nikka może wytrzymać o wiele więcej. Komandor była po prostu znudzona powtarzaniem w kółko tego samego. Inga też dawała radę, co prawda siedziała tam z wyrazem ponurej rezygnacji na twarzy i odzywała się tylko, gdy Hill ją pytał, ale nie przeszkadzała ani nie okazywała zniecierpliwienia. Kalia za to wierciła się na krześle, wzdychała głośno, wyglądała przez okno albo rysowała na kartce jakieś kwieciste wzory. Że też Hill jeszcze jej za to nie objechał z góry na dół... Pewnie dlatego, że mimo okazywanego niezadowolenia dziewczyna odpowiadała na większość jego pytań. Wszystkie potrzebowały przerwy, najlepiej całego dnia spędzonego w ogrodzie wśród drzew. Nikka pocieszała się, że jutro tylko ona będzie pracować, dziewczyny tu zostaną i będą mogły zregenerować siły.

Czuła, że jest nieźle przygotowana do wystąpienia. Według Hilla najpierw miała spotkać się z prezidentem, potem on miał publicznie ogłosić istnienie Amaru, a następnie wchodziła ze swoim oświadczeniem i odpowiada na pytania redaktorów. Czy da sobie radę? Wierzyła, że tak, zwłaszcza że to Kamilla miała jej towarzyszyć i przekładać jej słowa na inglisz.

Pod wieczór Itan wreszcie stwierdził, że na dziś wystarczy. Nakazał Nikce wstać wcześnie, bo przygotowania trochę zajmą. Wspomniał o fryzjerze i wyborze odpowiedniego stroju. Nikka przytakiwała, ale bez szczególnego entuzjazmu. Czekała, aż wreszcie sobie pójdzie, chciała to wszystko jeszcze raz przemyśleć i poukładać sobie w głowie, na spokojnie, nie ponaglana jego czujnym spojrzeniem. Jutro będą tam redaktorzy, wysłuchają jej przemówienia, potem będą zadawać pytania. Da sobie radę, musi tylko pójść za radą Kalii i udawać kogoś ważnego, zachowując się przy tym w miarę przyjaźnie. I nie dać się wyprowadzić z równowagi w trakcie rozmowy z prezidentem. Miała obawy, że może zareagować nieco zbyt emocjonalnie, w końcu to on kazał ją torturować...

Spokojnie, udawaj, że jesteś ambasadorką Akurii i nie możesz przynieść wstydu krajowi – nakazała sobie w myślach, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakie to naciągane i śmieszne. Przed snem modliła się długo, prosząc o cierpliwość.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now