rozdział 3

163 90 66
                                    

System Płaszczki wybrał opcję tak zwanego lądowania podwodnego: statek zanurzył się i przepłynął półtora tysiąca stóp pod powierzchnią morza, by następnie wytracić prędkość i wynurzyć się dostojnie spomiędzy fal. Boczne krawędzie skrzydeł wygięły się ku górze, tworząc burty. W sprzyjających warunkach statek mógł teraz płynąć z prędkością do trzydziestu węzłów. Sprawdzał się też jako łódź podwodna, aczkolwiek czas i głębokość zanurzenia były ograniczone. Osłona nieco ucierpiała, wyświetlacz informował, że jest sprawna w osiemdziesięciu dwóch procentach. Po chwili liczba ta zmieniła się na osiemdziesiąt trzy. Za kilkanaście minut powinna wzrosnąć do stu.

Było jasne, że jeśli ci ludzie nie chcieli, żeby znalazły się na lądzie, to za wszelką cenę muszą to zrobić. Zwłaszcza że nie miały wody ani żadnych innych zapasów, a jedna z nich potrzebowała pomocy.

– Popłyniemy na ląd, znajdziemy plażę i przybijemy do niej. – Nikka wyjaśniła swój plan dziewczynom. – Będziemy udawać bezbronne ofiary. Znajdziemy kogoś i poprosimy o pomoc. Jeśli trzeba, będziemy błagać na kolanach, ale musimy przeżyć, to nasz obowiązek.

– Nie, słuchaj, Nela. Nie poddacie się ze względu na mnie – przerwała jej Inga. – To moja wina, to mnie zachciało ci się spektakularnie uratować. Ja jestem w Armii, rozkazuję wam przestać się mną przejmować i uciec gdzieś, może na wschód. Tam może znajdziecie jakieś przyjaźniejsze miejsce...

– Nie nazywam się Nela Forpik. – Nikka przerwała jej stanowczo. – Jestem Nikka Selino. Komandor Nikka Selino. Możecie mnie też kojarzyć jako Królową Piratów.

Jasne oczy Ingi wpatrywały się w nią z niedowierzaniem, natomiast młoda pisnęła z przejęciem:

– Nie wierzę! Prawdziwa Królowa Piratów z Port Albis? Wszystkie chciałyśmy być jak ty!

Nikka uśmiechnęła się do wspomnień. Faktycznie, na początku wojny wyrobiła sobie dość znaną markę. Do tego miejskie legendy przypisywały jej jeszcze czyny co najmniej kilku innych osób. A ona przecież tylko robiła swoje, kradła zaopatrzenie żołnierzom Murkey i przekazywała je nowo powstającej Armii Wyzwoleńczej. Trzeba było mieć jakiś pseudonim, więc wybrała taki, który brzmiał dobrze. A że jej ludzie dorobili do tego całą historię i zaczęli malować na ścianach obrabianych magazynów czaszkę w koronie, to już nie jej zasługa. W pewnym momencie udało jej się zdobyć wóz bojowy i zrobić coś więcej – wtedy też zrobiło się o niej głośno. Starała się jak mogła, to był jej obowiązek, jak wszystkich Akuryjczyków. Działała skutecznie i miała szczęście. Do czasu...

– Nie polecam bycia mną, dobra passa skończyła mi się zdecydowanie zbyt szybko. A więc, Ingo Warez, jaki to rozkaz chcesz mi wydać?

– Żaden, pani komandor – odpowiedziała szybko Inga. – To ja oczekuję na rozkazy.

Radio znów zatrzeszczało niezrozumiałymi głosami. Nikka wyciszyła głośnik. Miały tu teraz ważne rzeczy do obgadania.

– Powiedziałam już, co chcę zrobić. A tak z ciekawości, jaki masz stopień?

– Starszy mat, pani komandor.

– Nie żeby to było ważne, czy żebym chciała cię oceniać po stopniu albo pochodzeniu. – zastrzegła Nikka od razu. – Gardzę arystokracją, i tą starą, i tą nową. Chciwe sukinsyny, zależało im tylko na władzy i pieniądzach, i skończyło się, jak się skończyło... – wysyczała gniewnie.

– Ale przecież walczysz za króla i królestwo; to Murkey chciałoby równości dla wszystkich. – Młoda wcięła się jej w słowo.

– Ktoś już kiedyś nazwał mnie rewolucjonistką-patriotką. Murkey wiele rzeczy robi dobrze, na nasze nieszczęście. Słuchaj, nie wiem, na ile znasz się na polityce, ale myślę, że jednak trochę słabiej ode mnie. Gdyby król faktycznie rządził Akurią, do tej wojny by nie doszło. Ale jeszcze wiele może się zmienić... – dodała cicho. – Dobra, nie jesteśmy w domu, ta dyskusja do niczego nie prowadzi. Przysięgam, że walczyłam za króla i królestwo, i że będę to nadal robić, jak tylko wrócimy do domu, żeby nie było żadnych wątpliwości.

– Myślisz, że kiedyś wrócimy? – spytała Inga.

– Było wejście, to i jakieś wyjście musi się znaleźć. Będziemy go szukać. Na razie jednak mamy przetrwać. Przykro mi, Inga, ale chwilowo zawieszam twoje członkostwo w Armii. Jesteś biedną ofiarą wojny, skrzywdzoną przez brutalnych najeźdźców, przez tych oprawców, którzy przyszli zabrać nam wszystko. Na pewno ci tutaj – Nikka zatoczyła ręką krąg, wskazując na kanciaste statki latające ponad nimi jak padlinożerne ptaki nad umierającą ofiarą – będą nas wypytywać. Dla nich obie jesteście cywilami. Opowiadamy im te wszystkie propagandowe bzdury o Murkey, jacy to oni są źli, niedobrzy i okrutni. Mają nam współczuć.

Inga skrzywiła się przy słowie „bzdury". Nikka nie uznała za stosowne wytłumaczyć, co miała na myśli.

– Teraz popłyniemy do brzegu. I, jako że odgrywamy bezbronne ofiary, musimy schować broń.

W trakcie ucieczki zdobyły jeden stary pistolet laserowy i dwa karabiny plazmowe. Karabiny były oczywiście akuryjskie, zarekwirowane przez armię Murkey, tak samo jak Płaszczka, którą płynęły. Inga oddała swoją broń niechętnie i widać było, że powstrzymywała się przed powiedzeniem czegoś nieprzyjemnego. Nikka poleciła systemowi otworzyć wszystkie schowki na pokładzie, po czym odwróciła się do młodej siedzącej w drugim rzędzie foteli:

– A ty... Słuchaj, właściwie to jak masz na imię?

– Kalia – odpowiedziała dziewczynka. Wyglądała na jakieś piętnaście lat, nie więcej. Była drobna i niezbyt wysoka.

– Dobrze, Kalia. Sprawdzisz te schowki, może jest tam coś przydatnego.

Okazało się, że oprócz czterech jaskrawożółtych kapoków i jeszcze dwóch karabinów na Płaszczce nie było niczego więcej. Nikka dobrze kombinowała, powinien tu być zestaw racji na wypadek katastrofy, ale ktoś go zabrał. Została tylko manierka na wodę. Pusta.

Kalia dołożyła ich broń do reszty i zatrzasnęła drzwiczki. Komandor Selino poleciła systemowi zamknąć wszystkie schowki tak, żeby nie dało ich się łatwo otworzyć. Włączyła głośnik. Ten mężczyzna co chwilę coś do nich mówił. Weszła mu w słowo i nadała swój komunikat, chociaż nie sądziła, że to coś da:

– Tu statek Płaszczka 14, Wojska Królestwa Akurii. Płyniemy do brzegu. Potrzebujemy pomocy, mamy ranną. Nie mamy zapasów. Powtarzam, potrzebujemy pomocy i nie mamy złych zamiarów.

Odpaliła silniki, zrobiła szeroki zwrot na sterburtę i skierowała statek na zachód, ku lądowi. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy o osłonę zagrzechotała pierwsza seria pocisków, a obca maszyna przeleciała tuż nad ich Płaszczką.

Niewłaściwy kolor niebaOn viuen les histories. Descobreix ara