rozdział 74

61 54 2
                                    

Nienawidziła ich, w tej chwili nienawidziła wszystkich Amerikanów, tych podłych, dwulicowych świń, traktujących ją jak nic nieznaczącego śmiecia, którego można wykorzystać i wyrzucić. Przecież zdawali sobie sprawę, że godząc się na współpracę, balansowała na krawędzi zdrady, czy to dla nich nic nie znaczyło? Czy w tym świecie honor zginął już dawno temu? Nie znalazła odpowiedzi na te pytania i stwierdziła, że nie ma co się nimi zadręczać. Teraz musi skupić się na sobie. Była Akuryjką zaproszoną na przyjęcie wydawane przez amerikańskiego przywódcę i, jak źle by się nie czuła, swoim zachowaniem nie mogła przynieść hańby swojemu królestwu.

Ale to nie było łatwe. Gniew wrzał w niej tak mocno, że ledwo była w stanie nad nim zapanować. Chciałaby wrzeszczeć albo rozbić kilka kieliszków i talerzy, żeby dać mu jakieś ujście, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Samej będzie ciężko... Na szczęście nie była tu sama.

Wypatrzyła niebiesko-fioletową suknię Kalii i ruszyła w stronę dziewczyny. W towarzystwie młodej łatwiej będzie zachować spokój.

– Och, Nikka, wychodziłaś gdzieś? Nie widziałam cię przez chwilę. – Kalia potrafiła być spostrzegawcza.

– Tak, ale już jestem, panienko. Czy mogłabyś przez jakiś czas zagadywać każdego, kto chciałby mnie zaczepić? Zdenerwowałam się i muszę ochłonąć – wyjaśniła jej i podeszła blisko.

– Pewnie. Próbowałaś już tego czegoś? Zapomniałam nazwy, ale jest naprawdę pyszne.

Kalia skierowała ją w stronę stolika z przekąskami. Mądry ruch, jeśli będą sprawiać wrażenie zajętych, jest mniejsza szansa, że ktoś się do nich przyczepi. A jeśli jednak ów hipotetyczny ktoś postanowi zagadać o jedzeniu, młoda z łatwością przejmie rozmowę.

Na razie zbliżał się do nich tylko Erik. Zgubił gdzieś Ingę, pewnie chciał spytać, czy jej nie widziały. Chociaż... Nikka zmrużyła oczy, uświadamiając sobie, że ten ciemnoskóry mężczyzna z rozpiętą kurtką podąża w ślad za Erikiem. Rozpięte kurtki mieli tu tylko strażnicy prezidenta, zapewne po to, by móc szybko sięgnąć po broń – zauważyła to już dawno. A po przeciwnej stronie pomieszczenia stał Hill i wpatrywał się w nią tak intensywnie, jakby chciał przekazać jej samym spojrzeniem treść naprawdę grubej książki. To nie wróżyło niczego dobrego.

Spokojnie, musisz zachować się z godnością – upomniała się.

– Nikka? Pani Selino? – niepewnie zaczął Erik.

– Słucham, panie Czen – odpowiedziała grzecznie. Cokolwiek Hill kazał mu zrobić, nie chciała tego utrudniać.

– Hill powiedział, że wypiłaś za dużo i źle się czujesz. Poprosił, żebym zabrał cię do auta. – Tłumacz powtórzył wiadomość; czuć było, że nie wierzy w nią ani trochę.

Więc tak chcesz to rozegrać, teraz się boisz, co? – Posłała Hillowi pogardliwe spojrzenie, ale w końcu delikatnie skinęła głową, dając znak, że zrozumiała.

– Jakże miło z jego strony, że się o mnie troszczy – weszła w słowo Kalii, która chyba już chciała zaprotestować. – Powiedz, proszę, twojemu nowemu koledze, że będę grzeczna i jego obecność w sumie będzie zbędna, ale wiem, że musi nam towarzyszyć. Panienko, powtórz wszystko Indze i dodaj, że wszystko będzie dobrze. Niech nie robi zamieszania, nie warto, okej? – zakończyła słówkiem podłapanym od Amerikanów. Młoda przytaknęła gorliwie.

Poczekała, aż Erik zamieni kilka słów ze strażnikiem i pozwoliła się wyprowadzić, powoli i w milczeniu. Dopiero na zewnątrz pozwoliła sobie na kilka kąśliwych uwag.

– Panowałam nad sobą, za kogo on mnie ma? Ja przynajmniej dotrzymuję swojej części umowy...

– Nie wiem, o co chodzi, pani Selino, nie umiem pomóc.

Niewłaściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz