rozdział 79

78 56 3
                                    

Mieli wyruszać następnego dnia, a wieczorem poznała amerikańskiego ambasadora. Nazywał się Robert Majers i wyglądał tak poczciwie, że przez chwilę prawie się nabrała. Szczera, szeroka twarz, naturalny uśmiech, niebieskie oczy, króciutko przystrzyżone siwe włosy. Ile mógł mieć lat, z sześćdziesiąt? Może trochę mniej, ale niewiele. Amerikanie specjalnie wybrali osobę, która wzbudzała zaufanie. Czegoś się nauczyli, bo na przywitanie Robert nie wyciągnął ręki, zamiast tego skinął Nikce głową. Odpowiedziała głębszym ukłonem, w końcu ambasador obcego państwa miał wyższą rangę niż komandor.

– Cieszy się, że może cię poznać i ma nadzieję na dobrze układającą się współpracę – przetłumaczył Hill.

Teraz jego rola miała polegać głównie na tym, na byciu tłumaczem ambasadora. Nikka nie miała złudzeń, wiedziała, że to tylko przykrywka. Itan zawsze pozostanie szpiegiem, człowiekiem od zadań specjalnych, czy jak ich tam zwą w tej Americe.

– Dziękuję, panie ambasadorze, ja również żywię nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Nie była zbyt rozmowna, trzymała się wyświechtanych frazesów i uprzejmych regułek. Hillowi to wystarczało, w przeciwnym razie w końcu syknąłby jej do ucha, żeby postarała się bardziej. Utrzymywała jakieś zainteresowanie kolacją wydaną przez kolonela Margaretiego, ale myślami wciąż była przy jutrze. Odpowiadała na pytania o akuryjskie zwyczaje, a to nie pomagało. Umilkła w środku wyjaśniania, że amerikański oficjalny strój męski będzie w Akurii jak najbardziej akceptowalny, bo przed oczami nagle stanęła jej matka krzątająca się jak zwykle na swoim kramiku zadaszonym żaglowym płótnem. Za nią wisiały wędzone ryby, gdzieś z boku na płycie grzewczej bulgotał powoli gar zupy.

– Przepraszam, chyba muszę na chwilę wyjść na powietrze. Panie Hill, czy zechce mi pan towarzyszyć? – spytała, bo i tak by poszedł.

– Dobrze się czujesz? Potrzebujesz lekarza? – zainteresował się od razu.

Patrzył na Nikkę tak, jakby w tej chwili na całym świecie nikt inny nie istniał, a w oczach miał troskę. Większość kobiet chciałaby, żeby mężczyzna kiedyś tak na nią spojrzał. Sama chciałaby, by ktoś na nią tak patrzył. Jakiś mężczyzna, ale dosłownie każdy, byle nie ten.

– Nie to tylko... Rozklejam się, myśląc o domu.

Szybko wyjaśnił sprawę pozostałym i zabrał ją na zewnątrz. Odruchowo zaczęła iść w stronę statku. Jej matka zawsze była silną kobietą, musiała sobie poradzić, musiała przetrwać tę cholerną wojnę. Jeśli nie ona, to kto?... Chyba zaraz się rozpłacze... Tyle tu przeszła, a załamuje się ostatniego dnia w tym cholernym świecie. O bogowie, żeby tylko nigdy nie musiała tu wracać, Kalię i Ingę może odebrać ktoś inny.

– Jak tam, Selino, już lepiej? Nie jest ci zimno? – Głos Hilla przywrócił ją do rzeczywistości.

Miała na sobie cienką koszulę, więc owszem, marzła. Z wdzięcznością przyjęła jego kurtkę.

– Boję się, że moja matka nie żyje – stwierdziła smętnie. Nie miała ochoty o tym rozmawiać, ucieszyła się, że Hill tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Słuchaj, może pójdziemy w drugą stronę? Chciałem ci coś pokazać, ale dopiero jutro, to miała być niespodzianka.

– Teraz to już na pewno muszę to zobaczyć. – Uśmiechnęła się blado.

Nie oponował, podprowadził ją bliżej. Dostrzegła to od razu, jaskrawe, zimne światło latarni rozświetlających teren bazy było wystarczające.

Flagi. Ktoś zamalował czerwone flagi Murkey na statecznikach, zastępując je barwami Akurii. Teraz ciężko było stwierdzić, czy odcienie są właściwe, ale to niewątpliwie były akuryjskie błękit i zieleń. Nikce znów zaszkliły się oczy, tym razem ze wzruszenia. Otarła je szybko rękawem kurtki Hilla.

Niewłaściwy kolor niebaМесто, где живут истории. Откройте их для себя