rozdział 27

78 61 7
                                    

Najpierw zdjęła z siebie przemoczone ubrania i wyżęła je nad odpływem. Została w samych majtkach, ale lepiej było być niemal nagą niż mokrą. W nasiąkniętych wodą ciuchach mogłaby się bardzo szybko wychłodzić. Chociaż i tak nie było ciepło. Od podłogi i gołych ścian ciągnęło zimno, nie było tu żadnego mebla, na którym mogłaby usiąść, ani siennika, na którym mogłaby się położyć. Chodziła więc w kółko po małej celi – trzy i pół na trzy kroki. Obejrzała dokładnie drzwi: ciężkie, metalowe, pomalowane na szaro. Z jej strony nie miały żadnej klamki ani uchwytu, nic poza gładką blachą. Pomiędzy nimi a podłogą nie było żadnej szczeliny. Nawet gdyby miała łom i siłę naprawdę potężnego mężczyzny, i tak nie miałaby jak ich sforsować.

Przez jakiś czas patrzyła w górę, próbując dostrzec coś pomiędzy lampami, ale światło było zbyt jasne. Osiągnęła jedynie tyle, że teraz widziała tylko żółte i czerwone powidoki, a z oczu ciekły jej łzy. Odczekała dłuższą chwilę aż wzrok wróci do normy. Rozłożyła swoje ubrania na podłodze, żeby szybciej wyschły, chociaż w tej temperaturze szybciej oznacza półtora dnia zamiast dwóch, a nie godzinkę czy dwie. Ciągle krążyła, rozcierała dłońmi stopy i łydki, machała ramionami. Wyciągała ręce do góry, bo od lamp powietrze było odrobinę cieplejsze, ale co z tego, że mogła trochę rozgrzać dłonie, skoro stopy cały czas miała lodowate. W końcu stwierdziła, że cieplej nie będzie, musi przywyknąć. Nie usiadła jednak, wciąż chodziła, może trochę mniej energicznie, ale się nie zatrzymała.

Po paru godzinach – trudno byłoby jej określić ile minęło, odkąd ją tu zamknęli – poczuła głód i zaczęła wyrzucać sobie, że nie zjadła obiadu. Przecież niedawno tłumaczyła dziewczynom, że jak dają, to trzeba jeść, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nakarmią cię następnym razem. Wystarczyło kilkanaście dni w tej zaskakująco komfortowej niewoli u Amerikanów, by uśpić jej czujność. Przejęła się Kalią tak bardzo, że zapomniała o sobie, to teraz ma: została tu zmarznięta, rozebrana i głodna. I zdziwiona, bo w gruncie rzeczy nie tego się spodziewała. Myślała, że przesłuchanie będzie wyglądać jak w domu, że będzie bita, kopana, że Hill zagrozi, że zabije Kalię i Ingę... Na razie nic takiego się nie działo. Chcieli ją tu zanudzić, czy jak? Może zagłodzić? Że od tego zimna złapie jakieś choróbsko, to pewne. Niewątpliwie Hillowi spodoba się, jak będzie kaszleć, smarkać i gorączkować.

Jeszcze raz wróciła myślą do dziewczyn. Czy byłaby w stanie je poświęcić? Ech, to nie byłoby łatwe, ale owszem, Hill mógłby je zastrzelić na jej oczach, a i tak by nic nie powiedziała. Ze wszystkich rzeczy na świecie – czy też na obu światach, bo przecież są co najmniej dwa – najbardziej bała się piętna zdrajcy. Karą za zdradę była śmierć oraz, co gorsze, hańba. Sama miała na koncie likwidację dwojga zdrajców współpracujących z wrogiem, Armia Wyzwoleńcza zajmowała się też takimi sprawami. Amerikanie mogą okazać się wrogami, mogą zechcieć napaść na Akurię. W końcu sam ich prezident wspomniał, że prowadzą gdzieś dwie wojny, więc nie byłoby to dla nich nic nowego. A ona nie chce być zapamiętana jako ta parszywa Selino, która dała im do ręki broń plazmową i osłony.

Trzy kroki, obrót, trzy kroki, obrót. Ciało wpadło w rytm, myśli błądziły gdzieś daleko. Przejście pomiędzy światami, to była dopiero fascynująca sprawa. Otwiera się samo z siebie czy da się nad nim jakoś zapanować? Prowadzi w jedną, czy w obie strony? Czy jej przodkowie przybyli stąd na Amar jakimś podobnym przejściem? A może i Amarczycy, i tutejsi, pochodzą z jeszcze innego miejsca, do którego też jest takie przejście? Uczeni z Elby na pewno bardzo chętnie zbadają ten fenomen. Na chwilę przystanęła, bo przeszło jej przez myśl, że może tutejsi uczeni już nad tym pracują i będą w stanie sami otworzyć drzwi do Amaru... Targnęło nią złe przeczucie, jakby taki obrót spraw nie oznaczał dla Akurii niczego dobrego.

Obrót, trzy kroki. Ziewnęła. Na zewnątrz na pewno noc zapadła już dawno, o tej porze powinna już spać. Ale jak, skoro nie ma gdzie, a przez te przeklęte lampy jest tu widno jak w letnie południe?

Niewłaściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz