rozdział 56

68 54 5
                                    

Oczywiście, że będzie dobrze, już ja o to zadbam – pomyślała Nikka.

Przytakiwała Kamilii bo wyglądało na to, że to ona denerwuje się bardziej i potrzebuje pocieszenia. Potem pożegnały fryzjerkę, która szykowała się do wyjścia. W końcu do pokoju wszedł jeden z ludzi prezidenta i oznajmił, że nadszedł odpowiedni czas.

Wyszła na korytarz, rozejrzała się dyskretnie. No tak, Itana dalej nie ma. Poczuła złość. Kto jak kto, ale on powinien ją teraz zobaczyć. Przyszło jej do głowy coś bardzo głupiego, nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Nieważne, teraz praca, opanuj się – musiała upomnieć się kolejny raz. Cóż, głupkowaty nastrój nie chciał jej opuścić.

Korytarz nie był długi i już po chwili ktoś otworzył przed nią drzwi do gabinetu prezidenta. Poznała pana Busza od razu, nie zmienił się od jesieni. Nadal miał przyjazną, szczerą twarz, ale już dobrze wiedziała, że to tylko pozory.

Za to sam gabinet wydał się Nikce jedną z najbardziej osobliwych rzeczy, które widziała na Erf. W środku normalnej, prostokątnej rezydencji ktoś obdarzony dziwaczną wyobraźnią postanowił bowiem wybudować okrągły pokój. Może nie okrągły, bardziej owalny czy tam eliptyczny, ale wciąż było to bardzo nietypowe. Gabinet został urządzony ze smakiem, w przyjemnych odcieniach błękitu i żółci. Prezident wyszedł zza pokaźnych rozmiarów biurka i skierował się w stronę dwóch kanap stojących naprzeciw siebie na środku. Przywitał się najpierw z Nikką, potem z Kamillą, dokładnie tak, jak wtedy na hali, skinieniem głowy i uściskiem dłoni.

– Pan prezident cię pozdrawia i pyta, czy wszystko dobrze. – Usłyszała tłumaczenie Kamilli, która trzymała się blisko.

– Tak, oczywiście, wszystko jest w jak najlepszym porządku – odpowiedziała. Chciałaby dodać, że oprócz tych wszystkich rzeczy, króre są dalekie od bycia w porządku, ale to nie był czas na żarty.

Poprosił, by usiadły, sam zajął miejsce na jednej kanapie. Nikka przycupnęła na brzegu siedzenia dokładnie na przeciwko niego. Zapadła się odrobinę, było miękko. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić z nogami, w końcu złączyła je i przechyliła kolana trochę w bok. Trzymała się prosto, chociaż prezident rozsiadł się wygodnie, jakby nie zamierzał przestrzegać żadnej etykiety. Kilkoro ludzi z jego otoczenia również weszło do pokoju, ale trzymali się na uboczu, by dać im iluzję prywatnej rozmowy.

Prezident przez chwilę milczał, przypatrując się jej uważnie.

– Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, Nikka – zaczął w końcu. A ona o mało nie wybuchła gniewem.

Och, jakbyś nie kazał mnie wcześniej skrzywdzić, cholerny hipokryto – żachnęła się w myślach.

Prawa dłoń już drgnęła, chcąc zacisnąć się w pięść, paznokcie chciały wbić się w ciało tuż przy nasadzie kciuka, ale opanowała te odruchy.

– Dziękuję, naprawdę nic mi nie jest. – Uśmiechnęła się grzecznie.

– Dobrze, bardzo dobrze. Jesteście zadowolone z nowego domu?

– Oczywiście, jest ładny i wygodny.

Postanowiła mówić krótko i tylko odpowiadać na zadawane pytania. To w gruncie rzeczy nie było trudne, przypominało rozmowy z nauczycielami i dyrektorką szkoły.

– Nikka – nachylił się do niej – powiedziano mi, że rozumiesz, że to poważna sytuacja i że całkowicie świadomie zgodziłaś się na współpracę, tak?

– Tak, mister prezident. Wiem, co mam zrobić.

Nie wyglądał na całkowicie uspokojonego, wciąż patrzył na nią, jakby szukał oznak kłamstwa. Czy był sens wspominać mu o honorze, skoro nawet Hill tego do końca nie rozumiał, a przecież znał ją już dobrze? Nie, to nie miało prawa zadziałać.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now