rozdział 41

72 54 15
                                    

Miała wrażenie, że Hill nie do końca wie, w jaki sposób ma się wobec niej zachowywać. Parę razy sprawiał wrażenie współczującego wujka, który chce ją pocieszyć, ale na pewno nie był w tym szczery. Za to jego uszczypliwość i docinki były prawdziwe i na swój sposób... sympatyczne? Ciężko było to wytłumaczyć, ale wydawało jej się, że wtedy nie traktuje jej jak więźnia, od którego trzeba wyciągnąć jak najwięcej, tylko jak kogoś równego sobie.

Otrząsnęła się z tych myśli i postanowiła, że jeśli jeszcze raz nazwie Hilla sympatycznym, będzie to najwyższy czas, żeby się porządnie walnąć w łeb, bo to niechybny znak, że coś jej się tam poprzewracało. Opuścili właśnie budynek z wrakiem Mewy i jeden z wojskowych prowadził ich gdzieś w inne miejsce tej bazy. Dzień był ciepły, słońce przyjemnie grzało w twarz. Wiatr od morza miał znajomy zapach. Gdyby tak zamknąć oczy, można byłoby poczuć się jak w domu. Prawie, bo nawet pomijając niebo, to portowe dźwięki również były niewłaściwe. Brakowało gwaru, nawoływań ulicznych sprzedawców, krzyki mew też brzmiały jakoś tak niemrawo. Teraz Nikce brakowało nawet znienawidzonego smrodu ryb.

Dotarli do większego budynku. Wojskowy, chyba nawet młodszy oficer, wskazał im małe biuro, a potem gdzieś zniknął. Hill bez słowa podszedł do okna i zasłonił szyby. Nikka usiadła przy jednym z biurek. Machinalnie wzięła jeden z leżących tam przyborów do pisania i zaczęła obracać go w dłoni. Hill przystawił sobie drugie krzesło i badawczo jej się przyglądał, nadal bez słowa.

– Co jest, jestem brudna na twarzy? – Nie wytrzymała ciszy.

Prychnął, jakby naprawdę go to rozśmieszyło.

– Nie Selino, chcę tylko spytać, czy dobrze się czujesz.

Niby proste pytanie, ale bardzo ją zdenerwowało.

– Naprawdę cię to interesuje? Odkąd niby tak się mną przejmujesz? Jesteś... Ech, nawet nie wiem, czy pytasz poważnie, czy po prostu boisz się, żebym nagle nie wbiła sobie tego w oko, co?

Ze złością cisnęła pisak na blat. Nie zareagował, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej.

Ale musiała wziąć się w garść. Krzyki nie zrobią na Hillu wrażenia. Na chwilę położyła się na biurku, a nawet uderzyła o nie kilka razy czołem, żeby zmusić się do myślenia.

– Nie czuję się dobrze z tym, że muszę z tobą współpracować. To nie zdrada, ale nikt nie pochwaliłby mnie za współpracę z wrogiem. Jestem tu tylko z konieczności, wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę. Staram się, ale jest ciężko, a ty mi tego nie...

– Dobra Selino, przestań się mazać – przerwał jej sarkastycznie. – Zaraz przyniosą nam obiad, zjesz coś i ci się polepszy.

Ironizował, więc mówił szczerze. Chyba.

Prawdą natomiast było to, że przyniesiono im jedzenie. Nikka nie zjadła swojej wielkiej porcji do końca. To znów był duży kawał mięsa z gęstym sosem i warzywami, rzecz dobra na odzyskanie sił, ale teraz osiągnęła już zwykłą formę i musiała uważać, by nie popaść w drugą skrajność i nie obrosnąć tłuszczem. Nie rozmawiali w czasie posiłku. I dobrze, bo nie miała ochoty odzywać się do niego bez potrzeby. Odsunęła talerz, dając tym samym znać, że jest gotowa przejść do kolejnego punktu programu, czymkolwiek by on nie był.

Myśli Hilla najwyraźniej biegły podobnym torem, gdyż oznajmił nagle:

– Mam nadzieję, że masz mocny żołądek, bo idziemy teraz oglądać zwłoki.

Zwłoki. Martwi ludzie. Nie było to przyjemne przeżycie, ale widziała ich już trochę i potrafiła nad sobą zapanować. Niektórych nawet sama pozbawiła życia.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now