rozdział 47

74 55 5
                                    

Kamilla Pik przyniosła im tego dnia dwie rzeczy. Pierwsza, obiecane herbands do związywania włosów, ucieszyły dziewczyny tylko do momentu, w którym nie wyjawiła im najnowszych wieści.

– Prezident Busz zdecydował, że ogłosi waszą obecność publicznie – oświadczyła im uroczyście. Popatrzyły na siebie z niedowierzaniem.

– Teraz?! Siedzimy tu pół roku, może dłużej. I nagle mu się przypomniało... – Inga nie przyjęła tego zbyt dobrze.

– Spokojnie, nie powiedz niczego, czego byś później żałowała – zdecydowanie przerwała jej Nikka, absolutnie przekonana, że Amerikanie mają jakiś sposób, by je podsłuchiwać.

Zamyśliła się. Od jej wycieczki do wraku Mewy minęło zaledwie dziesięć dni, teraz chcą ujawnić istnienie Amaru... To na pewno było ze sobą powiązane.

– Nikka, mam cię przygotować na publiczne wystąpienie. Pan Margareti ma tu do nas dołączyć i przynieść nam tekst oświadczenia, które wygłosisz.

Głos Kamilli nie brzmiał zbyt pewnie, jakby tylko powtarzała coś, co kazano jej powiedzieć, i bała się czegoś zapomnieć.

– Spokojnie, pani Kamillo. Dla nas to dobra wiadomość. Oczywiście, jeśli trzeba, wygłoszę przemówienie. Ale uczciwie ostrzegam, są rzeczy, które nie przejdą mi przez gardło.

– Tak, tak, wszystko razem przećwiczymy, dopracujemy – przytaknęła jej kobieta,

Nikka spojrzała na Kalię. To ona powinna przemawiać, jako arystokratkę na pewno szkolono ją do takich rzeczy. Ale cóż, ogłoszenie się przywódczynią do czegoś zobowiązuje. I tak będzie musiała poprosić młodą o kilka lekcji.

Przez dłuższą chwilę wypytywała tłumaczkę o szczegóły, ale ta albo ich jeszcze nie znała, albo nie mogła wyjawić. Nikka obstawiała tę pierwszą ewentualność. Kamilla była zawsze bardzo życzliwie nastawiona, nie oszukiwałaby specjalnie. Dziś była wyjątkowo poddenerwowana, co chwilę zerkała na zegarek. Najwidoczniej kolonel Margareti się spóźniał.

– Orientujesz się, jaka będzie oficjalna wersja? Nie jestem naiwna, wiem, że nie pozwolą nam opowiedzieć całej prawdy.

Kamilla zrobiła zdziwioną minę. To była naprawdę bardzo dobra kobieta, świat polityki zupełnie jej nie służył. Co prawda i Nikka nie czuła się w nim dobrze, ale przynajmniej wiedziała, że to trudna walka, wcale nie mniej zacięta niż ta na polu bitwy.

– Nieważne, spytam pana Margaretiego, o ile ten się raczy pojawić.

Pojawił się, jednak o wiele później, niż spodziewała się tego Kamilla. Powód tego spóźnienia był jasny: nie przyszedł sam. Towarzyszył mu Itan Hill z teczką w dłoni. Obaj mężczyźni wydawali się być nieszczególnie zadowoleni ze swojego towarzystwa.

– Dziewczyny, ani myślcie wstawać. – Nikka szybko wydała im polecenie, otrząsając się z szoku wywołanego pojawieniem się Itana. Czy ten człowiek nigdy nie przestanie jej prześladować? – Może wreszcie przyniosą nam więcej krzeseł.

Margareti przywitał się uprzejmie, Hill milczał. Kolonel rozejrzał się, odnotował brak wolnych miejsc, po czym nakazał przynieść te cholerne krzesła. Nikka przyrzekła sobie, że nie pozwoli ich zabrać, choćby miała o nie walczyć ze wszystkimi strażnikami. Wojskowy usiadł pierwszy, tuż przy Nikce. Hill, zawiedziony, wziął swoje krzesło i poszedł z nim na drugi koniec stołu, komandor jednak nieustannie czuła na sobie jego spojrzenie. Kalia, niezadowolona z jego towarzystwa, demonstracyjnie przysunęła się bliżej tłumaczki, skrzypiąc przy tym nogami krzesła po podłodze.

– Tak, wprowadziłam was już w temat, teraz możecie zadawać pytania. – Kamilla przetłumaczyła słowa Antonego Margaretiego.

– Dlaczego akurat teraz? – Nikka nie wahała się ani chwili.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now