rozdział 11

106 72 7
                                    

Obyło się bez worka i asysty strażników. Oni co prawda nie zniknęli, ale trzymali się w pewnej odległości. Nikka zauważyła też, że dwóch pilnuje wejścia do pokoju dziewczyn. Szpital w tym miejscu wydawał się dziwnie opustoszały. Mogła się mylić, ale czy nie powinno być tu więcej chorych i personelu? Może wszystkich przeniesiono, żeby utrzymać pobyt Ingi i Kalii w tajemnicy?

Nie poszli daleko, jedynie do małego pokoju tuż za zakrętem korytarza. Do środka weszła tylko czwórka: Nikka, tłumaczka, kolonel i pan Hill. Straż ustawiła się przed wejściem, Nikka zdążyła to zauważyć zanim zamknięto drzwi. W pokoju stały tylko krzesła, stół i jakieś elektroniczne urządzenie na trzech cienkich nogach połączone czarnym kablem ze ścianą. Czyli znów przesłuchanie. Dziewczyna westchnęła i nieproszona usiadła na pierwszym wolnym krześle. Ten cały Hill nie wydawał jej się najprzyjemniejszym typem. W głowie Nikki poczęły krążyć niejasne przeczucia, te natrętne myśli, które nie pierwszy raz ostrzegały ją przed niebezpieczeństwem. Nie wykluczała, że zrobi się nieciekawie, ale powiedziała sobie, że wytrzyma przynajmniej tę noc. Jeśli będzie naprawdę źle, podda się rano i poda im kod. Jeden.

A może będzie dobrze i niepotrzebnie miała czarne myśli. Patrząc prosto w szarobłękitne oczy pana Hilla, oświadczyła:

– Nie podam wam kodu do mojego statku. Jeśli chcecie, możemy porozmawiać o czymś innym.

Kamilla przełożyła jej słowa, ale brodacz nie zareagował. Poprawił ten dziwny sprzęt podobny do lunety, skierował go szklanym okiem w stronę Nikki. Czy to był jakiś system z sensorem? Może, ale tak naprawdę mogła tylko zgadywać. Z tylnej kieszeni spodni wyjął płaskie metalowe pudełko i położył tuż przed nią. To miało być straszne? Co zabawne, jego spodnie miały wiele kieszeni, z przodu, z tyłu, a także naszytych na nogawkach. Nikka nigdy nie widziała, by ktoś nosił coś tak dziwnego.

Przez chwilę rozmawiał z Antonym, który nie wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu spraw. Spojrzał na Nikkę prawie że współczującym wzrokiem.

Hill kazał jej zdjąć kurtkę, po czym otworzył pudełko. W środku była strzykawka z igłą i jakiś żółty płyn w szklanej ampułce. Nabrał trochę do strzykawki, fachowo, jakby robił to nie pierwszy raz. Gestem kazał jej odsłonić żyły w zgięciu łokcia. Nie protestowała, chociaż teraz zaczynała się naprawdę bać. Zniosłaby bicie czy wrzucenie do lochu, ale w tej strzykawce mogło być wszystko.

Niech bogowie dadzą mi siłę – pomyślała, kiedy igła wbiła się w jej ciało.


Śmiertelna prosi.

Brązowe oczy widzą prośbę.

Zaglądają w duszę śmiertelnej.

Śmiertelna jest oddana, śmiertelna jest czysta.

Śmiertelna się boi.

Rzadko prosi o coś dla siebie, ale teraz się boi.

Nie chce zawieść.

Teraz śmiertelna dostanie łaskę.


Przez jakiś czas nic się nie działo, ale tak chyba miało być, bo obaj mężczyźni nie okazywali zaniepokojenia. Zagadała do Kamilli, która wydała się zmęczona, ale ta nie udzieliła odpowiedzi.

– Kamilla, przecież widzę, że nie czujesz się dobrze. Słuchaj, ty wyglądasz gorzej ode mnie, a to przecież mnie tu trzymają, ty sobie możesz wyjść. Chociaż nie jest tu tak źle, słuchaj, w kopalni tellarium to dopiero było słabo... Ale uciekłam stamtąd, uciekliśmy razem, i jak będzie trzeba, to stąd też ucieknę...

Nikka zaczęła się śmiać. Ogarnął ją dziwny nastrój, jakby wypiła za dużo wina i musiała już teraz, natychmiast wszystko komuś opowiedzieć. Usłyszała, że brodaty pan „śmieszne spodnie" Hill mówi coś do Kamilli. Czemu on do niej mówi? Przecież to jej przyjaciółka!

– Nika, mówiłaś mi kiedyś, że polecimy twoim statkiem. Razem. Ty i ja. – Kamilla wreszcie się odezwała.

– Pewnie, polecimy. Ale nie pozwolą mi wyjść. Trzymają mnie tu i nie wypuszczą. – Nikka nagle posmutniała. A co, jeśli zostanie tu już na zawsze?

Hill znów coś powiedział.

– Nika, ja się zaopiekuję twoim statkiem, przysięgam. Będzie u mnie bezpieczny. A jak wyjdziesz, to polecimy nad morze.

– Słuchaj, Kamilla, ja cię lubię... Ale nie mogę ci dać statku, nie mogę go dać nikomu. Rozumiesz? Nie mogę i tyle...

Hill znów mówił, Nikka się zdenerwowała. Ona tu rozmawia, niech on zamknie tę brodatą gębę! Spojrzała na niego groźnie. Jej wzrok padł też na leżącą na stole strzykawkę i udało jej się połączyć wątki: to coś, co jej wstrzyknął, sprawiło, że teraz czuła się jak pijana. A Kamilla chciała rozmawiać tylko o statku. A więc tak chcieli wyciągnąć kod!

– Posłuchaj – powiedziała do Hilla. – To ci się nie uda. Ani tobie, ani tobie. – Oskarżycielsko wskazywała palcem kolonela i tłumaczkę. – Nie będę z wami... – Urwała nagle i przez chwilę wpatrywała się w przestrzeń z głupio otwartymi ustami. – A teraz ktoś za mną stoi, co? Nie odwrócę się, niech sobie stoi, a ja się nie odwrócę!

Faktycznie czuła jakąś obecność. Miała wrażenie, jakby ktoś bardzo intensywnie wpatrywał się w sam środek jej głowy. Nie było to nieprzyjemne, raczej kojące i uspokajające. A potem poczuła na ramieniu ciepły dotyk i otumaniające działanie żółtego płynu nagle zniknęło, jakby nigdy nie krążył w jej żyłach.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now