rozdział 40

100 56 18
                                    

Tak, zdawał sobie sprawę z tego, że nie poinformował nikogo, że przyjedzie z nim jakaś dziewczyna. Sam nie wiedział, że ją ze sobą weźmie. To nie było profesjonalne, przełożeni nie będą zadowoleni, ale kiedy składała mu tę propozycję, wiedział, że mówi poważnie i nie będzie próbować go oszukać. Sam bałby się złamać przysięgę złożoną na amarskich bogów, widział już, do czego są zdolni.

Mimo wszystko jakoś podświadomie spodziewał się najgorszego i uważnie ją obserwował. Zachowywała się poprawnie, trzymała rączki na wierzchu, powiedziała wszystko, co na razie chciał wiedzieć, i nie zadawała głupich pytań, choć na pewno miała na to ochotę. Może później kupi jej to piwo. Widział jednak jak patrzyła na wszystko, co się wokół niej działo. Nawet teraz, niby potulnie szła tuż obok, dokładnie tak, jak jej kazał, ale reagowała na każdego uzbrojonego żołnierza, który pojawiał się w jej polu widzenia. Możliwe też, że analizowała potencjalne trasy ucieczki, bo szczególną uwagą obdarzała mijane drzwi i okna. Było widać, że ma jakieś doświadczenie bojowe, chociaż zdaniem Hilla brakowało jej opanowania. No i wtapianie się w tłum też raczej nie poszłoby jej zbyt dobrze. Nawet pomijając kwestię nieznajomości języka, po prostu była osobą, która z miejsca stara się przejąć kontrolę w każdym pomieszczeniu, w którym się znajdzie, a to się specjalistom od razu rzucało w oczy.

Ciekawe, jak to się ma do monarchii, którą przecież jest jej ta cała Akuria – pomyślał i pozwolił sobie na mały uśmieszek. Chętnie zobaczyłby Nikkę zmuszoną do klękania przed szlachetnie urodzonymi, czy co oni tam robią w tym swoim kraju.

Gdyby tak wysłać ją na porządne szkolenie, gdzie ktoś oduczyłby ją złych nawyków, to byłaby z niej niezła agentka. Ale Hill nie miał złudzeń, nigdy nie zgodziłaby się na pracę dla amerykańskiego rządu, nawet jakby alternatywą było żebranie na ulicy.

Prowadzący ich porucznik oznajmił, że są już na miejscu, wstukał kod przy drzwiach, po czym otworzył je, zamierzając najwidoczniej zostać na zewnątrz. Hill minął go i wszedł do jasno oświetlonego magazynu. Nikka jak cień podążała za nim.

Wrak wciąż tu leżał, tak, jak na zdjęciu. Badało go kilku techników i naukowców. Wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę, ale nie padło żadne pytanie, szybko wrócili do pracy. Widocznie ten materiał był zbyt cenny i nie chcieli marnować czasu na głupoty, Ech, ci uczeni. Musiał spytać, kto tu jest szefem, i czy chciałby dowiedzieć się czegoś od osoby, która latała czymś podobnym, dopiero wtedy zyskał ich uwagę. Statek Nikki nie był fizycznie podobny do Mewy. To coś przypominało duży szybowiec, Płaszczka wyglądała przy nim obco i organicznie. Poczekał, aż wszyscy podejdą bliżej i polecił dziewczynie:

– Mów, co widzisz. Wszystko, co ci przyjdzie na myśl.

Ta z uwagą przyjrzała się strzaskanemu dziobowi maszyny. Dotknęła go, powąchała palce, polizała je.

– Spadał prawie pionowo, rozbił się o powierzchnię morza. Nie miał osłon, które przyjęłyby na siebie energię uderzenia.

Mówiła powoli, a on tłumaczył jej słowa zdumionym naukowcom. Na wieść o osłonach zarzucili go pytaniami.

– Powiedz więcej o osłonach – zażądał więc.

– Więcej? Ale ja się na tym nie znam. Wiem, że są zasilane z reaktora, pochłaniają i rozpraszają energię kinetyczną, no ale można je w końcu przeciążyć. Nie wiem jak to się robi na Ziemi, ale u nas szczegółowe informacje na takie tematy nie są powszechnie dostępne. Swoją drogą, ktoś zabrał reaktor i silnik. Były na obrazku, a teraz zniknęły.

Też to zauważył. Naukowcy powiedzieli mu, że zabrano je do laboratorium na dalsze badania. Nikka tymczasem zbliżyła się do kabiny i próbowała dotrzeć do środka, odrzucając na boki kawałki połamanych skrzydeł. Ktoś zwrócił jej uwagę, ale został zignorowany.

Niewłaściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz