rozdział 6

120 84 26
                                    

Dwie mile od brzegu ostrzał nagle ustał, a w głośniku usłyszały inny, damski głos. Był niewyraźny, jakby przekazywany z daleka, ale wreszcie coś zrozumiały.

– Kim wy jesteście? Co chcecie? – powtarzała kobieta.

Nikka natychmiast dopadła do radia.

– Rozbitkowie, potrzebujemy pomocy. Potrzebujemy lekarza. Nie strzelać.

– Kim jesteście, odpowiedz.

– Ludzie, jak wy. Z innego świata. U nas inne statki, inne niebo. – Nikka starała się mówić prosto, jak do dziecka. – Chcemy pomocy, jedna ranna.

Ktoś wciął się w rozmowę, znów w tamtym niezrozumiałym języku. Łączność nagle się zerwała. Nikka kazała systemowi łączyć ponownie. Przez dłuższą chwilę nie otrzymała odpowiedzi.

– Czyli jednak ktoś tu mówi po ludzku – podsumowała Inga.

– Może i mówi, ale nie jest za bardzo rozmowny. Hej, kobieto, słyszysz mnie, rozmawiajmy dalej. Było dobrze, nie psujmy tego. – Nikka wciąż nadawała.

Plis stenbaj – odpowiedział jej głos mężczyzny. Rozpoznała go, to był sternik jednego ze statków.

– Gdzieś mam twoje stenbaj, cokolwiek to jest. Może sobie jeszcze postrzelasz do nas, co? Dobrze się bawiłeś? Amunicja się skończyła? Jakbym tu była sama, to inaczej byśmy porozmawiali... Dawaj tą miłą panią, która umie gadać po ludzku, a nie jakieś stenbaj powtarzasz, jakby ci się system zawiesił.

Jak na zawołanie miła pani znów pojawiła się w radiu.

– Wasz statek stać, nie płynie dalej, proszę. Proszę stać.

– Nie, my nie stać – oświadczyła dobitnie Nikka. – Nie mamy wody, rozumiesz?

Kobieta nie odpowiedziała od razu, szeptała coś cicho, jakby tłumaczyła komuś ich rozmowę na bieżąco.

– Ja rozumiem, nie macie wody, picia – odpowiedziała w końcu.

– Nie mamy jedzenia, rozumiesz?

– Rozumiem.

– Mamy ranną, jedna osoba jest ranna. Potrzebujemy lekarza, doktora, rozumiesz?

– Tak.

– I nie umiemy wrócić do domu. Nie wiem, jak tu przyleciałyśmy, i nie wiem, jak stąd odlecieć.

– Rozumiem, czekaj. Statek stój, nie płyń dalej, rozumiesz?

Nikka westchnęła i przewróciła oczami.

– Rozumiem, zatrzymam statek. Nie strzelajcie, pomóżcie nam.

Komandor poleciła systemowi wyłączyć silniki. Skręciła na bakburtę, żeby Płaszczka nie zbliżała się bardziej do brzegu. Statek płynął na południe i powoli tracił prędkość. Kobieta znów na chwilę zamilkła, ale nie zerwała transmisji. Dziewczyny słyszały w tle jakieś głuche odgłosy, jakby zakryła mikrofon dłonią.

– Ile was jest? – zapytała.

– Trzy. Jedna młoda, jeszcze dziecko.

Wzmiankowane dziecko zaczęło protestować, Nikka uciszyła je ruchem dłoni.

– Skąd wy tu jesteście, skąd jest wasz statek?

– Ja wiem, że wy ciekawi. Ja wszystko powiem, później, rozumiesz? Najpierw na ląd, najpierw lekarz. Teraz nie powiem nic. Później tak, porozmawiamy.

Znów przerwa i znów zduszone głosy stłumione dłonią.

– Nie są za bardzo chętni do pomocy. – Inga niezbyt optymistycznie podsumowała tę rozmowę.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now