rozdział 62

70 53 2
                                    

Sam wywiad trwał jeszcze godzinę, może półtorej. Światła zgasły, redaktorka Doran pożegnała się i odjechała, ale ekipa kręciła się po domu aż do wieczora, wynosząc sprzęt i zwijając kable. Dziewczyny musiały więc grać dalej. Nikka znów poszła do kuchni i próbowała przygotować kolację z produktów, które wczoraj przyniosła Helena. Nadal dostarczano im obiady, ale inne posiłki już robiły sobie same. Na szczęście w tym świecie również znano lodówki, to wiele ułatwiało.

Gotowanie zwykle sprawiało jej przyjemność, ale zrobienie czegoś sensownego z tego, co miała tu do dyspozycji, przypominało próbę zbudowania łódki z gałęzi wyrzuconych przez morze na brzeg: może i się uda coś sklecić, ale szału nie będzie. Zdecydowała się przyrządzić to samo co wczoraj: przysmażane kanapki z sadzonym jajkiem, plasterkiem żółtego sera i szynki, a przynajmniej czymś, co wyglądało trochę jak szynka. Naszykowała składniki, rozgrzała patelnię. W kuchni pojawiła się Kamilla, wyglądało na to, że chce dołączyć do przygotowywania posiłku.

– Pani Pik, proszę, niech pani to zostawi, pobrudzi się pani. Dam sobie radę, naprawdę.

– Nikka, daj spokój, już nie musisz udawać.

– Jeszcze nie wszyscy wyszli – odpowiedziała ściszonym głosem. – Dobrze, jeśli naprawdę chce pani pomóc, to proszę naszykować talerze i sprawdzić, czy mamy jeszcze coś do picia. Cztery talerze – poprawiła, widząc, co Kamilla wyciąga z szafki. – Pani też jest zaproszona.

Próbowała się wymawiać, ale Nikka nie ustąpiła, posunęła się nawet do małego szantażu.

– Panience Lin-Mollari będzie przykro, jeśli nie zostanie pani na kolacji.

Tłumaczka zamilkła i popatrzyła na nią badawczym wzrokiem.

– I wy się tak zachowujecie tam u siebie, co? – spytała szybko. – Tytuły, ukłony, służba? Niby o tym opowiadałyście, ale dziwnie jest zobaczyć to na własne oczy...

Nikka rozejrzała się uważnie, nie zobaczyła nikogo obcego, więc kontynuowała rozmowę normalnym tonem:

– W domach takich jak Kalii? Owszem. U mnie i u Ingi? – Tu pokręciła przecząco głową. – Arystokracja ma swoje zasady i, uwierz, mi też wydają się one dziwne. Zwykli ludzie żyją inaczej, chyba podobnie do was. Ale nie uśmiechamy się tyle i nie dotykamy nieznajomych – zastrzegła.

– Mnie przytuliłaś – przytomnie zauważyła Kamilla.

– Tak, ale ty nie jesteś nieznajoma.

Nikka uśmiechnęła się do niej i pomyślała, że jej matka na pewno polubiłaby Kamillę.

– Alarm odwołany, poszli sobie. – Do kuchni wpadła Inga. – Och, chyba trzeba już przekręcić te jajka.

Od razu rzuciła się do patelni. Razem szybko uporały się z przygotowaniem jedzenia. Kalia nie przyszła, słychać było, że rozmawia w salonie z Hillem i Heleną.

– Wiecie co? – Nikka wpadła na pewien pomysł. – Spróbuję załatwić nam wino do kolacji, może coś tu mają...

W poszukiwaniu trunku udała się do salonu. Kalia wręcz jaśniała z dumy, chyba nawet suknia i fryzura przestały jej przeszkadzać. Stojący obok Amerikanie też wydawali się zadowoleni.

– Młoda, kolacja gotowa, może byś raczyła przyjść, a nie się puszysz jakbyś nie wiadomo co zrobiła.

Komandor naskoczyła na dziewczynę, ale z promiennym uśmiechem na twarzy, żeby od razu było widać, że to tylko żarty.

– Świetnie, zgłodniałam od tego wszystkiego. – Kalia wręcz pognała do kuchni.

– Przepraszam, czy macie tu może wino? Pomyślałabym, że dziewczynom przydałaby się dziś jakaś nagroda – spytała uprzejmie, ale nie aż tak służalczo jak wcześniej, gdy odgrywała sterniczkę.

Niewłaściwy kolor niebaWhere stories live. Discover now