rozdział 57

62 55 2
                                    

Któryś z ludzi prezidenta musiał pokierować dyskusją, bo każdy z redaktorów chciał mieć pewność, że Nikka odpowie właśnie jemu. Trwało to długo, o wiele dłużej niż samo przemówienie, ale pytania były przewidywalne. Ćwiczyła je z Hillem aż do porzygu, więc wszystko szło gładko. Zaskoczyło ją tylko jedno: o to, co najbardziej lubi jeść.

– Moje ulubione danie... To będzie zupa rybna, taka, jaką gotowała moja mama...

Musiała przerwać, bo na wspomnienie matki oczy zaszły jej łzami. Czy u Rizy Selino wszystko w porządku? Och na bogów, miała nadzieję, że tak.

Proszę was, dajcie jej zdrowie i spokojne życie – pomodliła się w myślach. Wykorzystała tę chwilę słabości, otarła łzę teatralnym gestem, żeby każdy na sali na pewno to zauważył.

– Przepraszam, czasem po prostu tęsknię za domem. – Dała głosowi trochę zadrżeć przy ostatnich słowach. Niech zobaczą w niej kogoś, komu można współczuć. – Tutaj jeszcze nie jadłam tak pysznej zupy.

Spuściła wzrok, pierwszy raz podczas tej przemowy, uśmiechnęła się inaczej, jakby z zakłopotaniem. Następne pytanie nie padło, mężczyzna prowadzący rozmowę powiedział coś głośno. Kamilla nachyliła się do Nikki i szepnęła jej do ucha, że to już koniec na dziś.

– Dziękuję panu prezidentowi, że pozwolił mi tu przemawiać, dziękuję też państwu, że zechcieliście mnie wysłuchać. Życzę wam wszystkim dobrego dnia.

Zakończyła i odwróciła się od mównicy zaraz po tym, jak Kamilla skończyła przekładać na inglisz. Razem zeszły ze sceny. Nikka z przyjemnością odnotowała, że tłumaczka objęła ją lekko jedną ręką, jakby miała zamiar ją chronić. Miły gest.

Rozmawiała jeszcze potem z prezidentem Buszem przy obiedzie, na którym niestety nie podano zupy rybnej, ale jedzenie i tak było wyborne. Poznała jego żonę, miło uśmiechniętą kobietę. Nikka odniosła wrażenie, że wszyscy się tu miło uśmiechają, tak bardzo że musi być to jakoś udawane. Sama udawała, żeby daleko nie szukać... Ich życzliwość i pozorna otwartość sprawiły tylko tyle, że komandor Selino znów postanowiła zachować czujność, a dobry humor opuszczał ją coraz bardziej.

Dżordż Busz nie zajmował się nią długo, pogratulował udanego wystąpienia, zapowiedział, że następnym razem spotka się też z Kalią i Ingą, a także zadał pytanie, którego się obawiała:

– Kim jest Itan Hill?

Teraz nie była już pewna, czy wspominanie o nim było mądre. Uznała to za dobry żart, wypowiedzenie jego nazwiska przed całym światem, podczas gdy Itan tak bardzo nie chciał afiszować się ze swoją pracą... Z drugiej strony prezident najwidoczniej nie był świadomy jego istnienia albo po prostu o nim zapomniał.

– Można powiedzieć, że pan Hill dba o nasze bezpieczeństwo – odpowiedziała i, generalnie rzecz biorąc, nie było to kłamstwo. – Zna też nasz język, więc to kolejna osoba, z którą możemy porozmawiać.

Po chwili w oczach Busza zaświeciło się zrozumienie. Już pamiętał, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Wrócił do normalnej rozmowy z innymi gośćmi przy stole. Obiad trwał dalej. Nikka skupiła się na utrzymaniu pozorów bycia grzeczną dziewczynką, ale w środku zżerał ją niepokój. Nie powinna tego mówić, teraz widziała to wyraźnie. Wspaniale, teraz będzie mieć nową rzecz do zadręczania się w bezsenne noce, jakby ich jeszcze było mało...

Spotkanie z prezidentem wreszcie dobiegło końca. Żegnała się automatycznie, z uśmiechem na stałe przyklejonym do twarzy. Dobrze, że obok ciągle była Kamilla, jej obecność podnosiła Nikkę na duchu. Obie zostały wyprowadzone na zewnątrz, gdzie czekało już czarne auto.

Niewłaściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz