rozdział 59

66 55 4
                                    

Diego właśnie brał prysznic. Hill zamówił pizzę i podłączył telefon do ładowania. Będzie musiał jeszcze zadzwonić w parę miejsc, w pierwszej kolejności do Heleny, no i do siostry. Co zrobi, jeśli Alice nie będzie chciała przyjąć dzieciaka do siebie? Przecież nie może tu zostać i siedzieć sam w mieszkaniu po kilkanaście godzin. Musi powiedzieć, że młody jest jego, wtedy Alice na pewno się zgodzi.

Wziął świeży ręcznik i wszedł do łazienki. Chciał obejrzeć chłopca, bo z jego słów wynikało, że nie miał w domu sielanki. I rzeczywiście, przy wycieraniu zauważył sporo siniaków i zadrapań. Część wyglądała jak rezultat zwykłych dziecięcych zabaw, zdarte kolano czy skaleczenie na dłoni może zdarzyć się każdemu. Ale siniaki na ramieniu wyraźnie świadczyły o tym, że ktoś nim szarpnął, i to porządnie. I te równoległe ślady na plecach... Bito go paskiem albo kijem.

Zniesmaczony Ethan pokręcił głową z dezaprobatą. Absolutnie nie pochwalał przemocy wobec dzieci. Już przesłuchiwanie Kalii nie było dla niego miłe i chyba nie potrafiłby jej zrobić takich rzeczy jak Nikce. Na szczęście Selino była już kobietą, upartą, honorową, złośliwą i inteligentną kobietą. I jeszcze stukniętą, nie powinien o tym zapominać.

Uśmiechnął się do tych myśli i zawinął Diega w ręcznik.

– Poczekaj, przyniosę ci swoją koszulkę, twoje ubranie trzeba uprać – stwierdził i zostawił go na chwilę. Dzieciak stracił już swoją początkową pewność siebie, teraz wydawał się onieśmielony, może nawet trochę przestraszony.

A więc to teraz mój problem, panie Reed? – pomyślał. – Zostawiasz go na mojej głowie? Dobrze, zajmę się nim jak umiem najlepiej.

Czy to była modlitwa? Czy tyle wystarczy? Nie znał odpowiedzi, ale musiał założyć, że tak, że uda mu się tym zadowolić boga.

W jego t-shircie Diego wyglądał jak w szpitalnej koszuli, ale teraz przynajmniej był już czysty, a za chwilę będzie też najedzony. Ethan odebrał pizzę, colę i sok pomarańczowy, które kazał dostawcy kupić po drodze. Miał w domu tylko kawę i alkohol, żaden z tych napoi nie nadawał się dla dziecka. Rozłożył jedzenie na stoliku w salonie, przyniósł z kuchni dwie szklanki.

– Czego ci nalać?

– Może coli...

– Świetny wybór, też wolę colę – pochwalił chłopaka. – Bierz pizzę, zimna nie będzie już taka dobra.

Zjedli po jednym kawałku i dopiero wtedy Hill zaczął poważną rozmowę.

– Gdzie mieszkałeś? Ja pochodzę z Reading w Pensylwanii.

– Odessa, Teksas. A teraz gdzie jesteśmy? – spytał z pełną buzią.

– W Waszyngtonie, Dystrykt Kolumbii. Nie wiesz gdzie przyjechałeś? – To naprawdę zdziwiło Hilla.

– Ale... ja tu nie przyjechałem... Wracałem rowerem do domu, bo byłem nad rzeką z kolegami, no i wtedy zatrzymał mnie ten Reed i powiedział, że nie muszę już wracać do domu, i że ty się mną zajmiesz, i że wszystko będzie dobrze..

Ethan nie chciał przerywać tego słowotoku, pokiwał tylko głową, chcąc utwierdzić chłopca w przekonaniu, że już nic mu nie grozi.

– No i chciał mnie jakby poklepać po plecach i miał taką ciepłą rękę, i jak mnie dotknął to ja już byłem tutaj i widziałem cię na ulicy. Czy on jest kimś w rodzaju czarodzieja? – zakończył niespodziewanym pytaniem.

Hill przez chwilę milczał, stwierdził jednak, że nie warto kłamać w tej sprawie.

– Prawie, ale nie do końca. To bóg. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale uratował mi raz życie i...

Niewłaściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz