Rozdział 63

563 38 31
                                    

63.

"(...) Wracam do miejsca, w którym zaczynałem przed końcem podróży w poszukiwaniu siebie.
To co potrzebowałem znaleźć ostatecznie jest początkiem wszystkiego i kamieniem milowym, który jest mapą prowadzącą do duszy.
To coś co ma każdy, ale nie każdy potrafi to znaleźć. Ja właśnie znalazłem... (...) "
BTS - Epiphany


𖥸


POV Jungkook :
4 dni. Tyle minęło odkąd przyleciałem z Jiminem do Polski. Choć mogłoby się wydawać, że nie jestem tu dłużej niż parę godzin. Czas spędzony w rodzinnym kraju Hope był dla mnie bardzo odświeżający. Chciałem go spożytkować najlepiej jak tylko potrafię. Choć nie mogłem się swobodnie przemieszczać po ulicach miast które odwiedziliśmy, to jednak za wszelką cenę starałem się cieszyć chwilą i tym co zostało mi dane. Mój ulubiony rybacki kapelusz i duże okulary przeciwsłoneczne posłużyły mi jako kamuflaż. Jimin, który cały czas nam towarzyszył zdecydował się na bardzo podobny strój do mojego. Dla mijających nas ludzi, wyglądaliśmy pewnie tak samo. Więc prawdopodobieństwo, że ktoś nas rozpozna, było naprawdę bardzo niewielkie. Miasta, które odwiedziliśmy sporo różniły się od miast w Korei. Charakterystyczne budowle, sporo wolnej i zielonej przestrzeni, o wiele niższe budynki. Do tego ludzie na zewnątrz sprawiali wrażenie szczęśliwszych i mniej zestresowanych niż moi rodacy. Jestem pewny, że będę wracać często wspomnieniami do tych pamiętnych dni. Byłem urzeczony pięknem przyrody, którą można było spotkać na każdym kroku. Sama droga z miasta do miasta dała mi ogrom cudownych widoków. Przestrzeń i jeszcze raz niekończąca się przestrzeń. Wąskie drogi i wysokie drzewa biegnące wzdłuż niej. Dalej zielone, wysokie trawy, zboża i całe pola mieniące się w odcieniach żółci i fioletu. Ahhhh. Jedną z rzeczy, których na pewno nie zapomnę, to ciepłe wieczory w ogrodzie, gdzie panowała błoga cisza, a rozgwieżdżone nocne niebo, otulało nas z góry swoim pięknem i tajemnicą. A to wszystko przy akompaniamencie szumu drzew, kwiatów i odgłosach świerczących  koników polnych. Rankiem natomiast budził nas śpiew ptaków i chłodny powiew wiatru, który niósł ze sobą zapach lasu. Zamknąłem walizkę i zamyślony spojrzałem przez okno. Naprawdę nie mam ochoty wracać do Korei. Wzrokiem wróciłem do czarnej walizki i schyliłem się lekko, by zamknąć dokładnie wszystkie zamki. Gotowe. Jutro o tej porze będziemy już czekać na odprawę na lotnisku. Nasza 4 wraca do domu. Taak... Już nie trójka lecz czwórka. Zestawiłem ciężką walizkę z łóżka i podsunąłem ją pod ścianę.

Wyszedłem na korytarz i od razu skierowałem się w stronę dobiegających mnie dźwięków. Oparłem się o olbrzymie szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Kto by pomyślał, że jeszcze parę dni temu mogłem o tym jedynie pomarzyć. A teraz stoję tu szczęśliwy patrząc z nadzieją na lepsze jutro. Hope siedziała na wiklinowej huśtawce w ogrodzie. Jimin leżał zaraz obok niej, a jego głowa wygodnie spoczywała na jej kolanach. Mój przyjaciel z wielkim entuzjazmem pokazywał jej coś na swoim telefonie. Oboje śmiali się do rozpuku. Już zawsze chcę ich widzieć takich roześmianych.

- A wam co tak do śmiechu? - zapytałem i ruszyłem z miejsca w ich kierunku.

- A nie nic, nic. - Jimin zerwał się szybko z miejsca i próbował schować telefon do kieszeni spodni, upuszczając go przy tym nieudolnie na trawnik.

- Ukrywacie coś przede mną. - powiedziałem.

- Nie. Jedynie pokazuje Hope Twoje kompromitujące nagrania i zdjęcia, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego. - zaśmiał się Jimin.

- Obiecałeś, że nigdy tego nikomu nie pokażesz. - w głowie pojawiły się obrazy naszych dziwnych zdjęć i nagrań zrobionych zwłaszcza po kilku piwach.

You're My Hope Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz