| Kakashi Hatake |

Start from the beginning
                                    

   — Dobrze. To twój wybór, żeby być słabą.

   Rozsierdzona tymi słowami, rzuciła w Kakashiego kunaiem. Zdołał go uniknąć w porę, choć było blisko, żeby został zraniony. Dowodziło to pewnej poprawy w zdolnościach Junko, na co ta uśmiechnęła się z widoczną satysfakcją, wytykając Kakashiemu język przed zniknięciem.



~ * ~



   Dalsze lata nie były łatwe.

   Na początku kłótnie pomiędzy Junko a Kakashim tylko przybierały na sile. Zarówno różnice, jak i podobieństwa ich charakterów utrudniały znalezienie nitki porozumienia. Na misjach Minato starał się dawać im inne zadania, aby nie ryzykować niepotrzebnego zamieszania. Nie zmieniało to jednak faktu, że w trakcie treningów powtarzał (w oczach Junko do znudzenia), że powinni próbować się zaprzyjaźnić. Twierdził przy tym, że więcej osiągną współpracując, niż walcząc, co z pewnością miało sens, ale żadne z nich nie było skore do ustępstw. Rin i Obito także nie pochwalali ich waśni, a przynajmniej w chwilach, kiedy przestawały wydawać się im zabawne.

   Ponoć kto się lubi, ten się czubi, czy jednak tak można było o nich powiedzieć? W pewnym sensie tak. Junko nie nienawidziła Kakashiego; bywała zazdrosna o jego talenty, łatwo też irytował ją swoim zachowaniem, ale nie dałaby mu łatki kogoś złego. Głównie dlatego, że wiedziała, przez co codziennie przechodził. Nie miała pewności, co Kakashi o niej myślał, lecz czuła, że również nie darzył jej czysto złowrogimi uczuciami. Mimo wszystko należeli do jednej drużyny. Niemniej uważała, że już zawsze będą siebie traktować w taki sposób.

   Poniekąd wolałaby, żeby tak pozostało. To oznaczałoby rutynę. Nudnawą, ale bezpieczną. Ale co istotniejsze, wtedy ich przyjaciele wciąż by żyli.

   Rozpad ich drużyny zmienił wszystko. Strata bliskich zmieniła wszystko.

   Wreszcie zaczęli się dogadywać, w niektórych przypadkach nawet współpracować i to z własnej nieprzymuszonej woli. Nigdy nie rozmawiali o zmianie, jaka w nich nastała. Zupełnie jakby był to naturalny proces. Jakby ich uczucia z przeszłości były jedynie dziecięcymi zawiściami. Musieli w końcu dorosnąć.

   — Nareszcie... — sapnęła.

   Widok bramy Wioski Liścia szczerze ją ucieszył. Kiedyś myślała, że Konoha nie jest dla niej żadnym szczególnym miejscem, lecz wystarczyło, że zaczęła wybywać na dłuższe misje, by przekonać się, jak bardzo potrafiła tęsknić za domem. Znajome budowle, uliczki, które znała na pamięć, wyryte twarze Hokage na skalę — wszystko to wywoływało nostalgię, jak i płomienny ból. Z osadą łączyło ją wiele dobrych wspomnień, ale również tych niosących żal i cierpienie. Nie mogła odrzucić przeszłości, choć byłoby to najwygodniejsze rozwiązanie. Jednak w oczach Junko tak postępowali tchórze.

   Gdy przechadzała się przez wioskę, mimowolnie zaczęła rozpamiętywać, jak to czasami Kakashi nazywał, stare dzieje. Nieczęsto się do tego przyznawała, ale lubiła rozmyślać o tym, jak było kiedyś, a jak obecnie. Czuła wtedy nadzieję, której potrzebowała. Nadzieję, że nadchodzące zmiany przyniosą coś dobrego. Czasem nawet mogła uznać jakieś fragmenty przeszłości za sen, tak dawno miały miejsce i tak bardzo nie odpowiadały teraźniejszości. Myśląc w ten sposób, odnosiła wrażenie, że znowu może oddychać pełną piersią, bez żadnego przeraźliwego bólu.

   Konoha się zmieniła i jego mieszkańcy również, co mogła pokazać chociażby i na swoim przykładzie.

   Wzięła głęboki wdech, zaciągając się doskonale znanym zapachem. Wioskę rozpoznawała nie tylko po wyglądzie, ale też po woni — odrobinę słodkiej przez kwiaty w ogródkach i na oknach — niesionej przez świeże powietrze, ale mającej w sobie również coś niepowtarzalnego, a zarazem typowego i normalnego, co porównałaby do konsystencji, która jest zwyczajnie znajoma. Zupełnie jak wtedy, gdy wchodzisz do swojego domu i wiesz, że należy do ciebie. Możesz nie czuć niczego szczególnego, gdyż przestałeś zwracać na takie rzeczy uwagę już lata temu, lecz wiesz. Po prostu wiesz, gdzie się znajdujesz i żadna rozłąka nie sprawi, że o tym zapomnisz.

Codziennie anime || one-shotyWhere stories live. Discover now